Rozdział 30. Luca

643 67 17
                                    

Jessamine patrzyła na niego z takim przejęciem, jakby miał zaraz powiedzieć, że musi zrezygnować z ochraniania jej i musi znaleźć nowe lokum z końcem dnia, ponieważ ją wyrzucali. A najwyraźniej po prostu był sklerotycznym, starym człowiekiem, któremu na śmierć wypadło z głowy, że jego syn z dziewczyną mają wpaść na weekend i grilla.

– Nic się nie dzieje! – zaoponował i przeczesał dłonią włosy. – W gruncie rzeczy, dzieje się ogrom i zapomniałem, że w ten weekend umówieni byliśmy na rodzinnego grilla. – Wzrok Jessamine zmiękł, a jej usta ułożyły się w perfekcyjny okrąg, oznaczający coś między zdumieniem a zrozumieniem. – Muszę do niego zadzwonić i przełożyć.

– Oszalałeś! – zaprotestowała gorąco, gniewnie marszcząc przy tym brwi. – Nie widziałeś się z nim od... kiedy?

– Od stycznia.

– No właśnie! Na pewno stęskniliście się za nim i dobrze wam zrobi taki grill. – Wzruszyła ramionami z uśmiechem, który był zaskakująco zakłopotany. – Pójdę na noc do Ciela, wspólnie poplotkujemy i tak przecież chciał, żebym się do niego przeprowadziła.

Luca poczuł, że dziwna panika buduje się gdzieś w okolicy jego serca.

– Przeprowadzić? – wykrztusił, przyglądając się kobiecie w osłupieniu. Jessamine chyba tego nie zauważyła, bo machnęła dłonią.

– Wiem, wybiłam mu to z głowy, zdaję sobie sprawę z tego, że to niebezpieczne. Ale na jedną noc, żebyście mogli swobodnie spędzić noc z Jacobym...

Przerwał jej pocałunkiem, bo nie mógł dłużej słuchać tych cholernych głupot. Jęknęła zaskoczona, ale prędko uniosła dłonie ku górze. Koszyczek ze słodyczami, który wciąż trzymał, obijał się o jej biodro, więc odłożył je na baryłkę za plecami kobiety. Miał nadzieję, że odpowiednio wycałowana, przestanie mówić o takich przerażających rzeczach.

– Jessamine, bardzo chcę żebyś spotkała mojego syna – wychrypiał ciężko w jej usta, gdy zmusił się do odsunięcia.

Gdyby nie dźwięk kroków i rozmowy, która dochodziła jego uszu zza załomu alejki, prawdopodobnie lizaki za nimi wkrótce nie byłyby zdatne do spożycia ze względów sanitarnych.

Zamrugała ciężko powiekami, chyba trudno przyszło jej zebrać myśli. Oczywiście wprawiło go to w maciupkie samozadowolenie. Odzyskawszy oddech Jessamine przyjrzała mu się uważnie.

– Nie chciałabym wam przeszkadzać, w końcu to rodzinny czas – odparła tak bezbronnym tonem, że ledwo udało mu się nie odszczeknąć ostro, że też była rodziną.

W tej niepoprawnej części niego, tej bestii, która brała we władanie i nigdy nie chciała odpuszczać, Jessamine była już jego – była ich wszystkich. Powstrzymał się, nawet jeśli było to trudniejsze od przekonania Cole'a do przyzwoitego zachowania w zakonie.

Nigdy więcej już nie ochraniali imprez kościelnych.

– Jeśli czujesz się niekomfortowo – Luca zdołał wykrztusić, chociaż język zmienił mu się w papier ścierny – i wolałabyś pojechać do Ciela, zaaranżujemy to.

– Jezu, pohamuj entuzjazm na ten pomysł – roześmiała się i zasłoniła dłonią usta, jakby faktycznie był przekomiczny. Strasznie, kurwa, śmieszne. Zmrużył powieki świadomy, że jego twarz musiała przyjąć surowszych rysów. A to zawsze podobało się Jessamine. Upajał się nieznacznie przyśpieszonym oddechem kobiety, lekko rozszerzonym źrenicom szeroko otwartych oczu, ledwo się nie uśmiechnął z samozadowoleniem. – Zostanę.

Z zadowoleniem pocałował nos kobiety i kiwnął na lizaki za jej plecami.

– Lepiej weź jeszcze... ze dwa kilo. Bo Jacoby wymiecie wszystko.

Winning show. W niebezpieczeństwie [+18]| Why choose✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz