•3•

119 18 5
                                    

Noc za każdym razem sprawiała, że Hogwart stawał się jeszcze bardziej mroczny i tajemniczy. Mimo, iż wszyscy czarodzieje, nawet ci mugolskiego pochodzenia, zdążyli się przyzwyczaić do duchów latających jak gdyby nigdy nic po korytarzach, wizja ujrzenia tego w nocy potrafiła napawać nastolatków o ciarki na plecach.
Tak właśnie było z Harrym, gdy sekundę wcześniej w oddali mignęła mu jedna zjawa przelatując przez ścianę.
Lecz mimo wszystkich tych przerażających elementów, Harry czuł się w pewien sposób spokojny.
Zimno rozchodzące się po jego bosych stopach, lekkie światło księżyca padające gdzieniegdzie przez wysokie okiennice oraz ta uzależniająca cisza, tak różniąca się od zgiełku zwykle panującego na korytarzach.

Nawet we własnym łóżku nie było mu dane zaznać spokoju, gdyż nie istniała noc w której żaden z jego współlokatorów byłby w stanie opanować swoje głośne chrapanie.

Usiadł więc w ciszy przy oknie, wlepiając swój wzrok w rozpozcierający się w oddali zakazany las. Nastolatek zawsze zastanawiał się jakie jeszcze niepoznane stworzenia w nim żyją.
Czasem chciałby wrócić do czasów, gdy nikt nie wiedział też o jego istnieniu.
Inaczej - on nie wiedział, że ktokolwiek o nim wie.
Nigdy nie zależało mu, ja tym by być na językach innych ludzi. Jego jedenaste urodziny okazały się co prawda przełomem w jego życiu i każdego dnia dziękował za to, że poznał cały magiczny świat, lecz gdyby tylko miał taką możliwość, chciałby móc żyć w nim względnie normalnie. Czasem wydawało mu się nawet, że nauczyciele oczekują od niego więcej niż od innych uczniów.

Do całych tych refleksji skłonił go nowy uczeń Hogwartu. Colin podbiegł do niego ostatnio z chęcią zrobienia mu zdjęcia. Taka sytuacja kompletnie go speszyła, przez co nerwowo odmówił młodszemu koledze tłumacząc się zaraz zaczynającą się lekcją.
Była oczywiście jeszcze jedna rzecz zaprzątająca głowę nastolatka.

Poprawił się więc wygodnie i otworzył książkę na pierwszej stronie kładąc ją sobie na kolanach. Przyzwyczaił się już do uczucia ogarniającego jego ciało, więc olewając je chwycił za pióro i zaczął zastanawiać się co mógłby tu napisać.
Jakby nie patrzeć ostatnio książka mu odpisała. Gadający zeszyt? A może to tylko żart jego kolegów? Może ktoś podrzucił mu inny egzemplarz?
Z nadzieją obejrzał jeszcze raz całą okładkę i z przerażeniem odkrył, że wszystkie obtarcia, które wcześniej na niej były, znajdowały się nadal w tych samych miejscach.

Harry wziął więc głęboki oddech i po chwili zastanowienia zaczął pisać.

Witaj, jestem Harry.

Sam zdziwił się tym jak ładnie to zrobił. Chyba wziął do serca słowa książki o swoim paskudnym piśmie.
Minęła chwila, gdy zamrugał zszokowany i przetarł dla pewności swoje zmęczone oczy.
Kartka znów stała się pusta...

Gdy tylko spostrzegł litery pojawiające się szybko na kartce, z szybko bijącym sercem odrzucił od siebie zeszyt, który głośno upadł na podłogę. Momentalnie zaczął się rozglądać po ciemnym korytarzu, bojąc się, że zza zakrętu zaraz wyskoczy przywołana odgłosami Pani Norris.
Gdy nie usłyszał ani żadnych kroków, ani cichego odgłosu łapek, postanowił z nadal dudniącym w zatrważającym tempie sercem, wstać po rzucony tajemniczy przedmiot.

Gdy w rozsiadł się z nim z powrotem na swoim ulubionym miejscu, niepewnie otworzył go ponownie.
Bał się powtórki z poprzedniego roku, gdy szukał w dziale zakazanym informacji o Nicolasie Flamelu. Dalej ma przed oczami obraz wrseszczącej książki, z której wyłoniła się czyjaś twarz. Ugh, okropieństwo.
Ku jego uldze nic takiego nie miało miejsca, a zamiast czyjejś krzyczącej twarzy, znajdowały tam się słowa napisane tą samą elegancką kursywą co ostatnio.

Witaj Harry. Miło mi cię poznać, ja nazywam się Tom.

Harry automatycznie wyciągnął dłoń i przejechał po szorstkim papierze w miejscu gdzie znajdowały się słowa.

Diary of my Soul | tomarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz