28

99 20 5
                                    

Chciałabym bardzo podziękować osobom, które czytają tę książkę i zmotywowały mnie do jej dokończenia. Mam nadzieję, że nie zawiodę... miłego czytania

Wymagało to wiele wysiłku, ale udało im się doprowadzić Kazutorę do porządku i go uspokoić.

- Co ją łączyło z Baji'm? - zapytał załamanym głosem.

- Nie jesteśmy odpowiednimi osobami, żeby Ci o tym opowiadać. - odpowiedział mu spokojnie Mitsuya.

- Ale... ja muszę wiedzieć. On jest tym chłopakiem, który ją zranił, prawda?

- Na prawdę niewiele wiemy na ten temat. - odezwał się Draken.

- Musicie wiedzieć. Poznałem ją jak nieudolnie próbowała zapalić papierosa. - uśmiechnął się lekko na to wspomnienie. - Pomogłem jej, a ona mi się zwierzyła, że jest załamana przez jakiegoś dupka, który bawił się jej uczuciami i ośmieszył przy jego znajomych. Co prawda pominęła każde imię, ale teraz jestem pewien, że to właśnie o nim mówiła... Potem zaczęliśmy się spotykać.

Zrobił krótką przerwę na odpalenie papierosa, a potem wrócił do opowiadania historii, o którą nikt go nie pytał, chociaż faktycznie interesowała  zgromadzonych.

- Mówiła, że bardzo się zawiodła na przyjaciołach tego chłopaka. Że tylko dwoje z nich stanęło po jej stronie. Hanma nigdy za nią nie przepadał. Wiedział więcej niż ja, o jej powiązaniu z wami. Wydawało mi się, że wszystko jest między nami dobrze. Wydawała się naprawdę szczęśliwa. Może do momentu aż jej powiedziałem, że chce zabić Mikey'a. Nie mogła wiedzieć, że chodzi o ciebie. - zwrócił się do przywódcy Toman. - Obiecała mi pomóc, ale chyba ją to wszystko męczyło. Czemu się poświęciła? Czemu przyjęła cios za niego? - dokończył, a z jego oczu zaczęły płynąć łzy.

Nikt nie potrafił mu odpowiedzieć. Każdy z nich miał jakieś teorie, ale nie mogli mieć pewności, która z nich jest słuszna.

- Cholernie mi się nie spodobało, jak się dowiedziałem, że ma kontakt z Chifuyu I tym waszym nowym płaczkiem. - rozpoczął kolejny monolog. - Byłem cholernie zazdrosny. Nie żebym nadal nie był. Wydaje mi się, jakby od początku wiedziała, że w te Halloween wydarzy się coś strasznego. Próbowała mnie odciągnąć, żebym nie brał w tym udziału. Ale nie potrafię zrozumieć, czemu osłoniła Keisuke własnym ciałem.

- Nie rozmyślaj tak nad tym Kazu. - usłyszał głos Draken'a.

- A ty byś nie rozmyślał, jakby twoja dziewczyna walczyła o życie przez ciebie? - odpowiedziała mu tylko głucha cisza. - No właśnie.

- Nie wiem co bym zrobił. Ale wiem, że to, co teraz robisz nie pomoże ani tobie, ani jej.

Tymczasem pod salą wciąż siedziała ta sama grupa. W nadziei na dobre wieści, chociaż była niewielka szansa na to, że coś się zmieni w tak krótkim czasie. Część z nich zaczęła nawet przysypiać na niewygodnych, plastikowych krzesłach.

- Oi, bardzo mi przykro, ale nie mogą tu państwo tak siedzieć całą noc, a tym bardziej tu spać. Proszę się zbierać do domów. - usłyszeli komunikat od pracownika. - Dam Panu znać, jeśli coś się zmieni i zapraszam jutro od godziny 7. - uśmiechnął się pokrzepiająco do Daichi'ego.

Większość natychmiast postanowiła opuścić budynek. Jednak Chifuyu i Baji jakby byli już przykuci do tego miejsca, nawet nie drgnęli.

- A Panowie to nie zamierzają odpuścić? - zwrócił się do nich dyżurny lekarz. - Nie chcę wzywać na was ochrony, ale jak już nie pójdziecie to będę do tego zmuszony. - na jego twarzy pojawił się lekki grymas.

Chłopcy w końcu ruszyli w ślad swoich kolegów.

- Miałeś rację. - odezwał się czarnowłosy. - Myślałem, że jak ją zostawię to tak będzie lepiej, że ją ochronie od wszelkiego zła, które mogłoby ją przeze mnie spotkać.

- Zjebałeś. Ale w tym momencie to nie ma znaczenia. - przyznał Chifuyu, który chyba dopiero drugi raz w życiu, przyznał, że Keisuke zrobił coś źle.

- Myślisz, że z tego wyjdzie?

- Nie wiem Baji-san. Chciałbym Ci powiedzieć, że tak, ale nie mam pojęcia. Jak tak sobie myślę to chyba każdy z nas jest winny temu, co się stało, wiesz?

- Jak to każdy z nas? - spojrzał ze zdziwieniem na niższego.

- Gdybyś jej tak nie potraktował, gdybyśmy wtedy zareagowali, zatrzymali ją, gdybym dalej nie utrzymywał z nią kontaktu, gdyby Takemichi nie poprosił jej o pomoc, gdybym nie zagadał do niej pierwszego dnia w szkole... Jestem pewien, że mogliśmy temu zapobiec...

- Ta, wszyscy jesteśmy winni. Nie zasługiwała na to. - przygnębiony przyznał mu rację. - Wolałbym, żebym to ja teraz leżał na tym cholernym szpitalnym łóżku! - krzyknął i pod wpływem emocji uderzył w losową ścianę.

- Też wolałbym, żebym to ja teraz walczył o życie, a nie ona. - westchnął niższy.

Po tych słowach spacerowali w ciszy w kierunku domu blondyna. Nie zastanawiali się, gdzie idą, wyszło to raczej instynktownie.

Nie ucieknę | Tokyo Revengers x readerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz