Za horyzontem już od pewnego czasu słońce wschodziło ku górze, nagrzewając góry kanionów. Pierwsze patrole wyruszały z obozów wraz z pobudką większości zwierzyny. Mimo słońca poranek był zimny i otoczony mroźnym chłodem powodując ze poranni wojownicy nie mieli ochoty stać w miejscu i pragnęli się rozgrzać jak najprędzej natomiast koty schowane w legowisku czuły wchodzące powiewy wiatru, które szybko kazały im się obudzić.
Ten dzień, ten poranek była jak każdy inny. No może z jedną szczególną zmianą.
Obóz Klanu Szybującego jastrzębia był pogrążony w żałobie. Nikt nie wyruszył na patrol, nikt nie rozpoczął pogawędek, nikt nic nie mówił. Cisza odbijała się o skały, stając się nieznośna i jedynie pojedyncze pociągnięcia nosem lub poruszające się ogony powodowały ucieczkę od tego stanu.
Wszystkie koty były gromadzone na środku polany. No może nie wszystkie, ale większość. Wojownicy opłakiwali wszystkich, których stracili w ciągu ostatnich prawie czterech księżyców. Opłakiwali, żegnając się z ostatnią ofiarą epidemii, która nastała w klanie.
Popielek, mimo że czuł zmęczenie i przysypiał na stojąco, to w przeciwieństwie do swojej siostry nie wrócił do legowiska. Stał dzielnie całą noc wraz z klanem i wtulał się w bok matki, która prawie całą noc przepłakała. Teraz po prostu siedziała i wparowała się smętnym wzrokiem na ciało ofiary, Leciutkiej Gwiazdy. To ona, wielka przywódczyni klanu wczorajszego dnia padła i już nie wstała po tym jak okrutna choroba zawładnęła jej organizmem. Z początku pojedyncze kaszlnięcie, kichnięcia czy osłabienia, lecz z czasem było coraz gorzej.
Popielek nawet słyszał plotki, że odmawiała lekarstwa, każąc podać im swoim wojownikom. Poświęcała się, choć czy można to tak nazwać? Czy to nie po prostu zwykłą głupotą? Niezależnie jakie się miało zdanie na ten temat to i tak każdy oddawał cześć przywódczyni.
Popielek smętnym wzrokiem spojrzał w niebo, przyglądając się płynącym i roztrzepanym chmurom, które coraz bardziej przybierały białą barwę. Spoglądając tak w nicość, przypominał sobie każdy dzień epidemii.
Miał szczęście ze nie zachorował ani nikt z jego bliskich. To był cud, za który był wdzięczny Klanowi Gwiazdy. Nie mógł pozbyć się jednak żalu, jak wielu nie miało tego szczęścia.
Po ceremonii uczniowskiej Jastrzębiej łapy i Rysiej Łapy stan klanu się pogarszał, a ofiary śmiertelne zaczęły nachodzić klan. Nie mówiąc już o Prostej Łapie, który był pierwszy, to następni byli między innymi: Omszony Jad, Koniczynowa łodyga, Nietoperza Stopa, Mroźne Skrzydło, Ćme Serce, Pustynny Kieł i na końcu Leciutka Gwiazda.
Wielu straciło bliskich, rodziców, rodzeństwo, dzieci, miłość życia. I dziś ich wszystkich się żegnało. Oczywiście, było to czuwanie dla Leciutkiej Gwiazdy, lecz każdy przy okazji żegnał pozostałych towarzyszy, mając nadzieje, że już więcej w najbliższym czasie nie stracą.
Kocurek spojrzał na matkę, która nieprzytomnym wzrokiem nadal wpatrywała się w ciało przywódczyni. Jej ogon otulał syna, lecz zdawało się ze dawno zapomniała o jego obecności.
Popielek nie wiedział kim przywódczyni była dla jego matki. W ogóle czy kim kołkiem była. Ale czy ta wiedza by coś zmieniła? Czy by dała jakieś ukojenie?
Przyłożył głowę do boku matki, przysłuchując się ledwie słyszalnymi biciu serca. Dawało mu to ukojenie.
Nawet jak usłyszał ruch tuż obok, nie podniósł głowy, a jedynie spojrzał kątem oka. Poranna Dusza przysiadła obok kociaka i wymienili ze sobą krótkie spojrzenia. Choć Popielek zazwyczaj czuł co do niej delikatny strach to teraz widząc jej przygnębienie nie drgnął nawet kiedy ich futra się musnęły.
CZYTASZ
Wojownicy: Odwaga Popielanej Gwiazdy
AcciónNawet najbardziej szlachetne serce skrywa mroczny sekret. Każdy wielki przywódca musiał szukać sposobu, by wspiąć się na szczyt. A wyjątkiem nie był szlachetny wojownik w Klanie Szybującego Jastrzębia, który by stać się niepokonany, był gotowy zrobi...