W końcu nadszedł ten dzień. Ojciec sobie o mnie przypomniał, oczywiście go nie obwiniam o to, bo zaniedbuje mnie przed swoją pracę, ale czuję się czasem z tym źle. Wczoraj spytał czy chce z nim zamieszkać, oczywiście uprzedził, że więcej go nie będzie niż będzie. Napewno więcej niż jak na początku z nim mieszkałam. Pomijając fakt, że babcia nie jest ucieszona, że przystałam na tą propozycję, jestem szczęśliwa. Tęskniłam za nim i to chyba każdy widział po mnie. Niestety wiedziałam, że babcia sobie nie bardzo poradzi beze mnie ale powiedziałam jej, że bardzo często będę ją odwiedzać na krótsze i dłuższe pobyty. Nie była z tego powodu zadowolona, ale nic na to nie poradzę. Bardzo ją kocham ale, też chce być szczęśliwa. Całe swoje życie prowadziłam by wszyscy byli wokół mnie szczęśliwi, teraz czas to zmienić. Zaczęłam się pakować od razu gdy dostałam telefon od ojca. Babcia tylko się doglądała i pytała czy na pewno nie chce zmienić decyzji, ale nadal mówiłam, że chce i decyzji nie zmienię. Miałam się wyprowadzić za nie cały tydzień bo za cztery dni, to dość szybko. Spakowana już byłam, zostało tylko się pożegnać. To nie będzie łatwe ale przecież się nie wyprowadzam na stałe. Chyba. Najpierw planowałam pożegnać się ze znajomymi a potem z babcią. Ubrałam się jak zawsze czyli zwykle czarne szeroko spodnie i dużą bordowa bluza. Jeżeli ktoś zobaczy mnie kiedyś w czymś obcisłym, to to będzie ogromny cud. Do kieszeni schowalam telefon i ubrałam buty. Stojąc już w korytarzu szybko dałam znać babci.
- Wychodzę! - krzyknęłam na pożegnanie co zawsze robię. - Nie wiem o której wrócę jak cos to dzwoń. - powiedziałam trochę głośniej niż normalnie gdyż jak to zazwyczaj mają starsi ludzie, babcia ma problemy ze słuchem.
Wyszłam z domu a następnie z podwórka, zamknęłam głośna bramkę i ruszyłam w stronę kamienicy Brusa. Droga nie była długa, zajęła mi około dwadzieścia minut. Pod blokiem jak to na nich przystało, stała cała grupka. Piles z czapką zakrywającą mu całą twarz, Greyson który opierał się o kamienicę, Sebastian który swoim wyglądem doprowadził by zapewne do zawału. Natomiast Brus kucał na kamieniu który tu kiedyś przynieśliśmy i palił papierosa, inni natomiast po prostu rozmawiali.
- Wow! - krzyknął Brus z uśmiechem gdy mnie zauważył. - Tava Marie sama! Gdzie masz swojego gogusia? - dopytuje mnie.
Spojrzałam na niego oczami sarenki, czym dałam mu znać, że nie chce o tym rozmawiać. Chyba to zrozumiał, bo podszedł do mnie i się ze mną przywitał przytulasem. Inni postąpili podobnie. Po przywitaniu się z Sebastianem usłyszałam gwizdanie, był to nie kto inny jak nie Brus.
- Marie, papierosa? - pyta z kolejnym papierosem pomiędzy wargami.
- A to nie ty dwa dni temu mnie namawiałeś na rzucenie palenia? - pytam patrząc na niego z wyrzutem.
- Nigdy w życiu! To samo zdrowie. - mówi na co patrzeć na niego jak na głupka. - No weź, ze mną nie zapalisz? - powiedział z wyrzutem wystawiając mi paczkę papierosów.
- Oj Brus Brus, zaczynam podejrzewać, że chcesz się mnie pozbyć z tego świata. - śmieje się wyciągając papierosa z paczki.
Następnie podał mi zapalniczkę, więc odpaliłam papierosa i się zaciągnęłam dymem. Czułam teraz to uczucie, które kocham. Przez jeszcze kilka chwil byliśmy pod kamienicą do puki wszyscy nie wypalili, a potem weszliśmy do mieszkania Brusa. Oczywiście jedyne czyste pomieszczenie to była łazienka i sypialnia Brusa. Ale co się dziwić jak żadko kiedy tu jest.
- Muszę z wami poważnie porozmawiać. - powiedziałam poważnie. - Tylko boje się, że będziecie źli. - odpowiadam po chwili.
Wszyscy patrzą na mnie ze strachem w oczach, wiedzą do czego jestem zdolna i co mogę im powiedzieć. Brus aż zastygł z odpalonym papierosem pomiędzy wargami.
CZYTASZ
Sight Of Bruises
RomancePierwszy raz Tava, próbowała naprawić swoje życie bez względu na innych. Dość dużym problem, który jej w tym przeszkadzał, był jej toksyczny chłopak Patric. Narkoman jakich mało. Nie potrafił zrozumieć, że Tava chce się odciąć od wszystkich, włączaj...