|CHAPTER I|

383 36 16
                                    

Han Jisung pov.

- Minho! - krzyknąłem do starszego, spędzając kolejne minuty w garderobie.

Powiedział, że mam się ładnie ubrać... ale co miał na myśli? Garnitur? Koszula i spodnie materiałowe? Czy może sweterek i jeansy wystarczą..? Oparłem czoło o ścianę z bolesnym, niezadowolonym westchnieniem.

- Coś się dzieje Sungie? - zapytał wchodząc do pomieszczenia, w którym spędzałem (jak na mnie), niesamowicie dużo czasu.

- Nie wiem jak mam się ubrać. - mruknąłem podnosząc ja niego wzrok. - Wiem, że powiedziałeś, że ładnie, ale co to znaczy noo... - mruknąłem cicho zakładając ręce na klatce.

- Poczekaj. - uśmiechnął się obejmując mnie jedną ręką w talii. Drugą z kolei zaczął grzebać i przesuwać rzeczy na wieszakach. W końcu wybrał błękitny sweterek i białe, materiałowe spodnie.

- Nie będę wyglądał zbyt uroczo? - mruknąłem zerkając na niego.

- Zbyt uroczo? Ty? Niemożliwe. Zawsze jesteś idealnie uroczy. - przewrócił rozbawiony oczami i ucałował mnie w czoło. - Przebieraj się kochanie i lecimy zaraz. - dodał z uśmiechem lekko mnie czochrając.

- A powiesz mi gdzie jedziemy? - zapytałem będąc coraz bardziej podekscytowanym.

- Do Honolulu, a teraz szykuj się. - zaśmiał się i rozbawiony wyszedł z garderoby.

  Niezadowolony nadąłem policzki odprowadzając go wzrokiem. Jednak nie chcąc czekać dłużej szybko przebrałem się w to co wybrał mi starszy chłopak. Sam dobrałem kilka dodatków takich jak delikatna srebrna biżuteria i biały beret.

  Przejrzałem się w lustrze wygładzając sweterek dłonią. Sam do siebie się uśmiechnąłem. Jednak to nie był uśmiech spowodowany tym, jak wyglądam, a świadomością jakim szczęściarzem jestem. Najpierw tragedia, która niesamowicie mną wstrząsnęła. Utrata rodziców była dla mnie nieopisanym ciężarem psychicznym. Początkowo, sam chciałem do nich dołączyć. Chciałem zakończyć swoje życie, obwiniałem się o to, co się stało. Obwiniałem się o to, że to nie ja ucierpiałem w tej tragedii, tylko oni. Nie miałem chęci, ani sił... ale potem pojawił się on. Lee Minho. Najwspanialszy mężczyzna chodzący po tej ziemi. Początkowo profesjonalny psycholog, który wydawał się być taki, jak inni. Nieempatyczny, chłodny w rozmowach, trudny do zrozumienia w swoim psychologicznym bełkocie. Jednak potem? Stał się moim powodem. Powodem do życia, powodem do uśmiechu, powodem do walki... powodem, dla którego teraz jestem i chcę być. Niesamowite mi się wydawało to, jak ten jeden lekarz odmienił moje życie o sto osiemdziesiąt stopni. Jeśli jakikolwiek anioł, stąpałby po tej ziemi, to właśnie on. Nie ktoś inny, a właśnie ten jeden mężczyzna, będący moim ukochanym. Lee Minho. Przygarnął mnie pod swoje nieskazitelnie białe skrzydła, dające mi ciepło i poczucie bezpieczeństwa. Dał mi miłość i zrozumienie. Dał mi wszystko czego potrzebowałem, aby odzyskać siebie. Aby czuć, że jestem, a nie tylko mieć świadomość mojej marnej egzystencji. Przez takowe przemyślenia poczułem drobne łezki w kącikach moich oczu. Szybko je wytarłem rękawem swetra, a ciche westchnienie ulgi opuściło moje usta.

  Wyszedłem w końcu ze sporej garderoby, aby dokończyć moje przygotowania do wyjścia. Usiadłem na fotelu przy oknie, stawiając przed sobą małe lusterko. Sięgnąłem po swoją kosmetyczkę zastanawiając się nad makijażem, który chce wykonać. Postawiłem na klasykę. Podkład, korektor, puder... róż i brzoskwiniowe cienie na oczach. Delikatnie podkreślone rzęsy, moim ulubionym czarnym tuszem i troszeczkę rozświetlacza na policzkach, aby coś delikatnie się mieniło. No i naturalnie błyszczyk na ustach.

- Jesteś gotowy maluchu? - usłyszałem kojący głos starszego mężczyzny zaraz za mną. Odchyliłem lekko głowę chcąc na niego spojrzeć.

- Tak, tak mi się wydaje. - posłałem mu radosny uśmieszek.

- W takim razie, zapraszam Cię. - podał mi rękę, którą od razu ująłem w swoją drobną dłoń.

  Wstałem delikatnie się przeciągając. Dopiero teraz zwróciłem uwagę na to, jak on był ubrany. Czarna, idealnie dopasowana koszula, która podkreślała jego piękną sylwetkę. Oczywiście dwa guziki rozpięte przy samej szyi, aby widoczny był skrawek jego pięknego, dekoltu. Do tego czarne, luźne spodnie, które idealnie układały się na jego wyrzeźbionych udach. Srebrne dodatki w postaci łańcuszka na szyi i bransoletki na nadgarstku, dodawały mu niejako łagodności w jego wyglądzie. Ułożone włosy, które delikatnie odbijały blask słońca wdzierającego się przez okno.

- Wyglądasz... niesamowicie - przełknąłem głośno ślinę obserwując go uważnie. Tak jakby to był pierwszy i ostatni raz kiedy widzę tak piękną postać przed sobą.

- Nie słódź mi tak. I tak Ci nie powiem gdzie jedziemy. - puścił mi oczko rozbawiony, na co delikatnie się zarumieniłem. - Poza tym, dziękuję. Ty też wyglądasz pięknie. - dodał gładząc delikatnie mój policzek.

  Wspiąłem się delikatnie na palce składając krótki pocałunek na jego ustach. Czując jak oddaje pieszczotę, zarzuciłem ręce na jego kark trochę przedłużając pocałunek.

- Kocham Cię Minho, wiesz? - szepnąłem odsuwając się, żeby moc spojrzeć mu prosto w oczy.

- Wiem Sungie. Ja Ciebie tez kocham. Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo. - wymruczał cicho obdarowując moją talię delikatnym dotykiem. - A teraz chodź, musimy już wychodzić mały. - złapał mnie za rękę prowadząc mnie do drzwi wyjściowych.

Nie mogłem się doczekać tego, co starszy wymyślił. Zawsze miał świetne pomysły, więc byłem przekonany, że tym razem również tak będzie. W końcu, to Lee Minho. Mój ukochany anioł.

________
Hello there!

Małe wypociny Sunga, odnośnie postaci Minho entered the chat!

Miłego dnia/wieczorku/nocki!

~Nelly

Cr(u)shed boy|MinSung|pt.2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz