4. CBGB

388 11 2
                                        

Cały weekend spędziłam w domu,
przemyślając wiele spraw. Z racji, że niedługo mam zawody pojechałam do stajni na trening w poniedziałek i wtorek.

Siedziałam na ostatniej lekcji w tym dniu. Niestety na końcu w środy miałam historie. Mój znienawidzony przedmiot.

Zamiast słuchać nauczyciela, rozmyślałam nad wiadomością, która dostałam od nieznanego numeru. Nie odpisałam. Nie wiedziałam co miałabym napisać. Nie wiem nawet, co o tym sądzić. Może na poważnie powinnam nie jechać? Jeżeli chodzi tutaj o jakieś niebezpieczeństwo, to nie ma opcji, że się wycofam. Trójka moich zbliskich tam jedzie i nie potrafiłabym ich zostawić. Wiem, że napewno nie zrezygnowali by z wyjazdu.

Po całej szkole rozbrzmiał głośny dzwonek, oznajmiający o końcu lekcji. Spakowałam wszystkie rzeczy do plecaka i wyszłam z sali, a za mna Denay.

-Podwieziesz mnie do domu?- Uslyszałam jej przyjemny głos za sobą.

-Kiedy wkońcu zrobisz prawko?-

-Próbowałam! Sama wiesz, że oblałam... Dopiero za pół roku mogę znów do tego podejść, takie są wymogi ojca.- Dobrze o tym wiedziałam, ale lubiłam ją denerwować.

Stałyśmy już obok mojego auta.

-No wsiadaj.- Na te słowa ucieszyła się jak małe dziecko.

Naomi mieszkała niedaleko centrum, więc podróż zajmie nam bardzo krótko. Wyjeżdżałam z parkungu za samochodem Willsa.

-Ale będzię zajebiście w Nowym Jorku! Nie mogę uwierzyć, że już jutro wyjeżdzamy.- Oznajmiła uradowana. Ja niestety nie popierałam, aż tak jej entuzjazmu przez pewnego chłopaka.

Doszłam do wniosku, że to zapewne on do mnie napisał. Bo kto inny miałby? Sam w kawiarni powiedział mi podobne słowa.

-Idziemy jutro do szkoły?- Jakoś nie śniło mi się siedzieć kolejny dzień w ławce.

-Nie, wyjeżdzamy o 12, bo podróż nam zajmie trzy godziny.- Super, tyle czasu w samochodzie.

Chociaż uwielbiałam jeździć. To jakoś kilka godzin za kierownicą do mnie nie przemawia.

*****

Wchodziłam już do domu i zastałam widok dwóch walizek. Lekko się zdziwiłam, bo rodzice mieli jutro rano wyjechać.

Zdjęłam buty i skierowałam się do salonu.

-Hej córcia, plany się jednak zmieniły i za dziesięc minut wyjeżdzamy.- Andrew stał do mnie tyłem, szukając czegoś w torebce Rose.

-Już o tym rozmawialiśmy. Macie pilnować siebie nawzajem i nie puścić domu z dymem.- Odwrócił się i spojrzał w moje oczy. Zasalutowałam mu.

-Oczywiście panie tato.- Kąciki jego ust drgnęły ku górze.

Ze schodów właśnie schodziła prześliczna szatynka, ubrana w niebieski dresowy komplet.

-Cześć Olivia! A ty staruszku, wynoś już walizki.- Brązowo-włosy oburzył się na te słowa.

-Cicho tam, staruszko.-

-Ej!- Stanęła na przeciwko swojego męża.

Moi rodzice byli jednymi z młodszych. Moja mama urodziła mnie jeszcze na studiach, a ojciec jest starszy od niej o rok.

Nie miałam ochoty słuchać ich kłótni. Chciałam wejść po schodach, ale zatrzymał mnie głos Rose.

-Olivia, pamietaj, aby być uważnym. Nie będzie nas sporo czasu, więc prosze, bądźcie rozsądni. Psy weźmiemy ze sobą, więc macie mniej do roboty.- Doznałam lekkich wyrzutów sumiania.

Eyes on me to the skyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz