1.

29 2 0
                                    

Lato 77 było jednym z gorętszych. W takie lata jak zwykle siedziało się w basenach, domach, albo chłodzonych centrach handlowych, ale to nie tutaj, bo wtedy jeszcze ich tu nie było. W małym miasteczku dopiero nocami robiło się jakkolwiek chłodniej. Tych jednak nie wszyscy lubili, bo okazywały się niezwykle smutne, a nieprzyjemne myśli nie pozwalały zasnąć. Pokój w letnim domku Regulusa był prosty, meble z ciemnego drewna i równie ciemne ściany. Prawie nie różnił się od jego zwykłego pokoju. Tej nocy nie był jednak atakowany przez natrętne myśli. Chciałby cieszyć się z tego spokoju w głowie, ale już nie wiedział jak się cieszyć. Dlatego nienawidził takich momentów jeszcze bardziej. Gdyby zwyczajnie płakał to wreszcie po jakimś czasie by się zmęczył i zasną.

Gorąc był wykańczający. Nie mógł nawet leżeć pod cienką kołdrą, która leżała obok. Przez okno do jego pokoju wpadało słabe światło latarni rozświetlając częściowo jego pokój. Spojrzał na nie. Widział fragment bezchmurnego nieba. Nie znał dobrze tego miasta, przyjeżdżali tu naprawdę rzadko. Ostatni raz był jak miał jakieś dziesięć lat. Poznał wtedy jakiegoś chłopaka. Nie pamiętał już jego imienia, nie pamiętał o nim nic poza tym, że bardzo go polubił, ale bez wzajemności. Czasem przypominał sobie o tym i zastanawiał co u niego.

Wstał, podszedł do okna i wyjrzał za nie. Widział małe miasteczko, mieszkali na jego krańcu, ale jeszcze było kilka domków za nim. Daleko na wzgórzu widział duży dom, który stał tam jakby od wieków, królował nad resztą budynków sprawiając, że wydawały się małe. Paliło się w nim kilka świateł. Wszystkim wydawało się, że zawsze tętni w nim życiem, chociaż nie mieszka tam wiele osób. Zgadywał, że pewnie po mieście mogą nawet chodzić plotki, że to rodzina wampirów, które nigdy nie śpią, chociaż zdawało się jakby to jego bliscy byli wampirami. I to nie byle jakimi, bo energetycznymi, a sama nazwa wskazuje na to, że takie coś jest jeszcze gorsze.

Chłopak jeszcze wtedy nie wiedział, że w tym wielkim domu, w jednym z okien na piętrze siedział pewien smutny okularnik, który natomiast zbyt intensywnie tej nocy myślał. Miał zbyt wiele zmartwień, które nie dawały mu spokoju. Miłość jego życia nie chciała się z nim umówić, przyjaciółka siostry cały czas go zaczepiała i do tego jego tato był śmiertelnie chory. Nie wiedział ile czasu mu z nim zostało. Właśnie te zmartwienia nie pozwalały mu zasnąć. Do jego pokoju weszła dziewczyna z długimi, brązowymi włosami i grzywką.

- Hej, James, nie śpisz? - zapytała cicho.

- Nie - odpowiedział jej zamyślony.

- Coś się stało?

- Nic takiego. Czemu nie śpisz? - odwrócił się do niej.

- Nie mogę spać. Przytulisz mnie? - zamknęła drzwi i podeszła do niego.

- Pewnie - przytulił ją.

- O czym myślisz? Chyba nie znowu o tej twojej dziewczynie, co? - zaśmiała się cicho na co on westchnął.

- Naprawdę ją lubię, Chara. To najpiękniejsza dziewczyna pod słońcem. Nie chce nikogo innego.

- Może wreszcie zmienisz zdanie? Masz całe wakacje na nowe miłości. Teraz przynajmniej przyjedzie ktoś nowy, nie będzie tych starych twarzy i ktoś skradnie ci serce. Jestem tego pewna.

- Nie wierzysz we mnie? - uniósł brew. - I w to, że mi się uda? Taka z ciebie siostra?

- Nie, ja po prostu czuje, że coś się teraz zmieni. Bardzo zmieni.

Oboje posmutnieli. W końcu zmianą mogłaby być śmierć ojca. Jedna z najgorszych rzeczy jaka by się im przytrafiła.

- A może ty sobie kogoś znajdziesz? Zawsze jesteś tylko z tą swoją Thaną. Jeszcze trochę i za siebie wyjdziecie - zażartował.

- Hmm... Nie przeszkadzałoby mi to, tak właściwie. Przynajmniej mam pewność, że dobrze całuje i bym się z nią nie kłóciła.

- Ah tak? - zaśmiał się. - Czyli już się całowałyście? I mi nie mówiłaś?

- Nie muszę mówić ci wszystkiego. Lepiej idź już spać i skończ myśleć o rudej. Może zwyczajnie nie jest ciebie warta? - zasugerowała i odsunęła się od niego. - Dobranoc, Jammy - z lekkim uśmiechem wyszła od niego z pokoju.

Nie ciężko było przewidzieć, że rzeczywiście coś się zmieni w te wakacje, ale nikt nie wiedział, że aż tyle. Nawet rudowłosa Lily czuła w kościach zmiany, które miały nadejść. Spacerowała parkiem właśnie ze swoim najlepszym przyjacielem, Severusem, któremu zawsze dokuczał James. Byli stałymi mieszkańcami tego miasteczka, znali się od dziecka. Dziewczyna zawsze bardziej lubiła towarzystwo skrytego chłopaka niż łobuzerskiego Jamesa. Nie wiedziała jednak, że jej przyjaciel od jakiegoś czasu się w niej podkochiwał. Sama traktowała go jak brata i nie czuła nic romantycznego w stosunku do niego. Lily wskoczyła na murek i zaczęła po nim iść. Lubiła takie nocne spacery.

- Jak ciepło - powiedziała zachwycona. - Mam aż ochotę pójść na basen.

- Możesz jutro tam iść... - zaproponował chłopak.

- I zostawić cię na cały dzień samego? Nie ma szansa. Poza tym, będzie tam pełno ludzi. Wolę znowu przejść się do lasu - ucieszyło go to. - Chyba, że pójdziesz ze mną.

- Wiesz, Lily, że nie lubię pływać.

- Tak, tak, wiem - wywróciła oczami. - Dlatego zostanę z tobą. I tak pewnie posiedziałabym tylko chwile w wodzie i wyszła.

Doszła do końca murka, a chłopak podał jej rękę, żeby pomóc jej zejść. Z chęcią przyjęła pomoc i zeskoczyła prosto w jego ramiona. Była to chwila, w której zatrzymał się czas dla Severusa, jednak nie dla Lily. Niewiele myśląc chłopak pocałował rudą dziewczynę, która nie odwzajemniła gestu, tylko się odsunęła.

- Sev... co to było? - zapytała zdezorientowana błądząc wzrokiem po jego twarzy.

- No... ja... myślałem... - zaczął zagubiony i zawstydzony, a rumieniec zalał jego twarz.

- Chyba muszę już iść - powiedziała szybko dziewczyna i uciekła w stronę domu słysząc za sobą jedynie swoje imię.

Wbiegła do domu i zamknęła się w swoim pokoju. Była przestraszona. Nie chciała, żeby stało się coś takiego, ale Severus był tylko jej przyjacielem. Nie wydawało jej się, żeby dawała mu jakiekolwiek znaki zainteresowania. Kolejna noc pełna nieprzyjemnych myśli, przez które nie da się zasnąć.

Amerykańska szarlotka || huncwoci Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz