Rozdział 3

54 3 1
                                    

Dopiero przy pisaniu tego fanfika zwróciłam uwagę na to, ile pomieszczeń/przedmiotów/innych rzeczy w Lokim ma dziwne nazwy, które ciężko przenieść na język polski, więc muszę albo liczyć na tłumaczenie w napisach/dubbingu albo kombinować XD

W każdym razie miłego czytania <3


*****


Został sam.

Właściwie Loki czuł, że był sam prawie od zawsze, ale tym razem fizycznie został sam.

Wpatrywał się w plecy B-15, z którą jeszcze przed chwilą siedział przy jednym stoliku, po czym wrócił do grzebania widelcem w pustej miseczce po sałatce. Kobieta musiała wrócić do eskortowania jakiegoś podobno niewiarygodnie potężnego Wariantu, a Loki z kolei nie wiedział, co miał ze sobą zrobić. Czasami się zastanawiał, dlaczego wszyscy w TVA uważali prawie każdy Wariant za znacznie potężniejszy od niego. Przecież on też był potężny. Poza tym wewnątrz Agencji moc czy potęga kogokolwiek nie miała znaczenia. Magia ani inne moce tutaj nie działały. Liczyły się tylko nabyte umiejętności, spryt i wiedza.

— Nie wierzę, że to mówię, ale miałeś rację.

Niemal podskoczył, gdy usłyszał głos Mobiusa i gwałtownie podniósł głowę, by na niego spojrzeć. Mężczyzna powinien w tym momencie pomagać Renslayer, a nie stać nad nim z miną tak poważną, jak gdyby chciał kogoś zabić. Loki miał nadzieję, że to nie on okaże się tą ofiarą.

Chociaż czy to byłoby takie złe? Mógłby wtedy skrzywdzić Mobiusa i użyć obrony jako wymówki. Czy wtedy by go zabili? Złapał dobry kontakt z B-15, więc kobieta raczej by się za nim wstawiła. To zdecydowanie brzmiało jak dobry plan. Musiałby tylko doprowadzić do tego, by Mobius spróbował mu coś zrobić. To nie powinno być takie trudne. Mężczyzna nienawidził go wystarczająco mocno, by go torturować, więc zabicie nie powinno stanowić problemu.

— Wiem, że miałem rację, ale byłbym wdzięczny, gdybyś sprecyzował, o czym mówisz — powiedział i odchylił się delikatnie do tyłu wraz z krzesłem.

— Kiedyś się wywrócisz, jeśli będziesz tak dalej robił — Mobius upomniał go, na co Loki tylko wymusił złośliwy uśmiech i odchylił się jeszcze bardziej, jakby chciał zrobić mężczyźnie na złość. Mobius w odpowiedzi jedynie uniósł brwi, ale nie skomentował zachowania boga. — Miałem na myśli sprawę Magnusa. Próbowałem w archiwum znaleźć informacje o nim albo o jego rodzinie. Nie istnieje żadna wzmianka na temat osób powiązanych z TVA... Natomiast znalazłem to w gabinecie Ravonny.

Mobius rzucił na stół teczkę, którą do tej pory trzymał za plecami. Loki przyjrzał się uważnie kartce z imieniem Magnusa przyczepionej do przodu teczki. Jego uwagę zwrócił fakt braku nazwiska. Usiadł normalnie, by sięgnąć po dokumenty bez wywrócenia się na krześle. Od razu otworzył teczkę, a w oczy rzucił mu się pewien szczegół.

— Jest pusta — Potrząsnął teczką, jakby spodziewał się, że jednak coś z niej wypadnie, ale tak się nie stało. Mógł jedynie przyglądać się pustce i samotnemu, wygiętemu spinaczowi, który wcześniej z pewnością coś przytrzymywał. Gdzie jednak znajdowała się zawartość tej teczki?

— Brawo, Sherlocku. — Mobius rzucił z pogardą i oparł się biodrem o stół. — Wygląda na to, że Ravonnie zależało, by w całym TVA nie było o nim ani jednej wzmianki.

— Więc co teraz robimy? — Loki skrzywił się na brzmienie tego pytania. Dobrowolna współpraca z Mobiusem to coś, o co by siebie nigdy nie podejrzewał. Dlaczego to zawsze musiał być Mobius?

Przywracając bieg || Loki FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz