Był Listopad... Końcówka listopada jeżeli mam być dokładniejszy. Obudził mnie mój budzik, jak tylko wstałem usłyszałem kroki dochodzące z korytarza, po chwili zrozumiałem że to nie kroki a stukot łap o podłogę, wstałem więc z łóżka zarzucając na siebie jakiś szlafrok i podszedłem do drzwi przy których dźwięk się zatrzymał i po otwarciu rzucił sie na mnie mój bokser* ciastek. Po kilku minutach zabawy z tym szalonym stworem skierowałem się na dolne piętro do kuchni. Zjadłem sobie coś na szybko, nałożyłem psu jedzenie do miski, wziąłem plecak i torbę i poszedłem ubrać kurtkę i buty. Po zrobieniu tego napisałem rodzicom że wychodzę i żeby mieli oko na ciastka na kamerach i biorąc klucz do drzwi i zamykając drzwi na klucz udałem się do szkoły.
***
Siedziałem sobie w ławce na tyle klasy, coś tam baźgrałem po zeszycie, inni rozmawiali pomiędzy sobą, no życie idealne, a to wszystko tylko dlatego, ponieważ baba od matmy poszła do sekretariatu po jakieś pierdoły. Jak tak baźgrałem to zauważyłem że coś z tego wychodzi, taki... Stwór, twarz niewyraźna o ile twarzą lt można nazwać, po prostu masa linii które wyglądają jak poplątane kable, na tym z 3 pary oczu narysowane długopisem co umożliwia odróżnienie ich od ołówka, ciało cienkie jak patyczaka, wydłużone niemiłosiernie, tak jakby sam kręgosłup i kilka innych kości, takich jak te podstawowe u rąk i u nóg, tylko wszytkie wydłużone. Podpisałem sobie którego dnia narysowałem to monstrum i zamykając zeszyt wyjrzałem za okno, i chociaż widok piękny, bez dużej ilości kontrastów, taki kojący... To cieszyć się nim nie mogłem. Otóż jeden z moich "dobrych kolegów" rzucił we mnie zwiniętą kulką papieru wyrwane go z zeszytu, słyszałem chichot klasy i przywróciłem kulkę do jej pierwotnego wyglądu, w środku było napisane "I jak tam nowa rodzinka Arley?" uznałem że zignoruje chichoty i inne odgłosy ale po chwili odezwał się nadawca tej jakże pięknej wiadomości.
-no halo? Nie odpowiesz? - zapytał Eric, kilka chłopaków obok niego zaczęło się śmiać, ale po co marnować na takich ludzi czas? Po prostu ich zignorowałem dalej wyglądając za okno. Ta odpowiedź chyba jednak nie usatysfakcjonowała tego gamonia bo szybko dodał - No co jest? Ogłuchłeś czy coś? Straciłeś mowę?
Cała klasa się śmiała, ale miałem to w dupie. Niech się śmieją, niech zaczną płakać ze śmiechu i niech dławią i duszą na ich własnych łzach. Powiedzmy że do takich geniuszy jakich mam tu w klasie przywykłem. Po chwili pani jednak przyszła z powrotem i po kilku sekundach dla Eric'a i kilku innych osób poszły uwagi od nauczycielki ze nie siedzieli w ławkach albo za inne rzeczh. Ach tak, Argora, piekne miasto na tak zwanej "Wyspie chmur"**, dosyć lubianej przez turystów, wyspa chmur jest znana z "magicznych" wynalazków.
Przez jeszcze kilka minut mieliśmy normalną matematykę. Po matematyce udałem się do mojego ulubionego miejsca w szkole, czyli sklepiku szkolnego, jak tylko wszedłem do sklepikowego "kantorka" to pierwsze co ujrzałem to dwójkę ósmoklasistów którzy stali z towarem typu żelki albo inne łakocie, tak jak zawsze wskazałem na jakąś pustą półkę aby tam odłożyli cukierki, i wtedy poczułem jakby ktoś za mną stał, zrobiłem dwa kroki do przodu by dać tej osobie wejść, był to Krystian, chłopak przy którym traciłem głowę, przy którym zapominałem po co jest myślenie, chłopak przy którym to nawet i mogłem zapomnieć jak oddychać. Po sekundzie zrozumiałem że chłopcy co przynieśli te pudła wcześniej są z jego klasy więc w którą to bym stronę głowy nie odwrócił, było by pewnie widać że mam zaczerwienione policzki. Dwójka co przyszła jako pierwsza poszła przynieść resztę rzeczy do której zaliczały się tylko picia, więc zostałem sam z Krystianem, a ponieważ nigdy nie byłem tym typem osób co jest pierwsza do rozmów, to po prostu poszedłem w głąb kantorku i oparłem się plecami o ścianę zaczynając przy tym sprawdzać czy doszły jakieś nowe rzeczy, z tego co widziałem to doszły jakieś uśmieszki, jakieś pianki, typowe dla sklepiku szkolnego co sprzedaję łakocie. Po pewnym czasie gdy już zobaczyłem cały towar tl zauważyłem że Krystian dalej nie poszedł ani nic, po prostu tu stał, nawet nie wiem czemu ale zacząłem.