1

10 0 0
                                    

Nieznośny dźwięk budzika wybudził mnie z słodkiego snu. Otworzyłam ciężko oczy i wstałam z łóżka. boże kolejny poniedziałek, kolejny tydzień w tym pierdolniku użalałam się nad marnym losem idąc do łazienki. Ciężko westchnełam i stojąc na przeciwko lustra. Fioletowe włosy sięgające po ramiona były roztrzepane w każdą stronę świata. Złapałam się za włosy i ponownie ciężko westchenłam  jak mi się nie chcę powtarzałam mając nadzieję, że mój autobus rozwali się w środku drogi do szkoły i będę zmuszona wrócić do domu. Wskoczyłam pod prysznic ciesząc się ciepłem wody, która spływała po moim drobnym ciele. Wyszłam spod prysznica. Ubrałam białą materiałową bluzkę, zakolanówki i czarną spódniczkę w paski. Zrobiłam lekki makijaż i wyszłam z łazienki. Kurde zaraz się spóźnię za 5 minut mam busa panikowałam biorąc śniadanie, które zrobiła mi mama. Ubierałam buty nie mogąc zawiązać sznurówek w moich czarnych trampkach.  kurwaa przeklinałam w myślach sznurówki.
- Arabello- rozbrzmiał głos nad moją głową. Spojrzałam w góre zaprzestając wiązania sznurówek.
- o, cześć tato- przywitałam zdziwiona mojego ojca bo miał wrócić z Krakowa w środę, a nie w poniedziałek. Był wykładowcą na uniwersytecie Jagiellońskim. Musiał jeździć nie mały kawałek drogi do pracy bo wkońcu mieszkaliśmy w Lublinie.
- córeczko uważaj na siebie w szkole. Nie idź na busa powrotnego. Odbiorę Cię.- powiedział z nutą troski i zniknął w otchłani swojego pokoju. Córeczko? Od kiedy on mnie tak nazywa? OD KIEDY ON WOGULE SIĘ O MNIE MARTWI?! zadawałam sobie pytanie nie dowierzając w zachowanie mojego ojca. Ubrałam buty i wyszłam z domu.

Pov: Harry
Bacznie obserwowałem przystanek na którym miała wsiadać Arabella. Bus stanął, a ruchome drzwi otworzyły się pozwalając wejść do środka. Stare baby, jakies pokemony, gdzie ona jest?  szukałem drobnej dziewczyny, która miała w swojej dłoni wiedzę dzięki ,której mogłem pomóc zniszczyć mafie jej ojca Michaelowi S.
Starsza pani podziękowałam szeroko się uśmiechając bo ktoś przepuścił ją w drzwiach. Weszła do busa z szerokim uśmiechem tym samym pozwalając na wejście Arabelli.  JESTEŚ! wykrzyczałem w myślach, ciesząc się na widok dotąd obojętnej mi dziewczyny. Mimo iż mój umysł szalał na widok drobnej dziewczyny moja twarz jak przystało na profesjonalnego mafioze nie wyrażała  żadnego głębszego uczucia. Fiołkowowłosa staneła obok rurki jednocześnie trzymjąc się jej. Patrzyła w telefon szeroko się uśmiechając. Obserwowałem jej każdy ruch. Każdy palec, który sprawnie poruszał się po telefonie. Arabella czując mój wzrok odwróciła się w moją stronę. Przez chwilę złapaliśmy kontakt wzrokowy. Drobna dziewczyna patrzyła w moje brązowe tęczówki. Uśmiechnąłem się do niej zalotnie na co ta się zarumieniła. Cała czerowna próbując ukryć swoje zawstydzenie ponownie zanurzyła nos w telefonie totalnie ignorując moją obecność.
Będzie łatwiej niż myślałem  stwierdzilem ciężko wzdychając i odchylając głowę do tyłu.

Pov: Arabella
KATE NIE UWIERZYSZ CI SIĘ STAŁO!!!! ON NA MNIE SPOJRZAŁ! TAK TEN HARRY napisałam koleżance będąc w szoku, że Harry po tylu latach wkońcu mnie zauważył.
Serio? Nadal będziesz się nim podniecać? Debilko on wyruchał połowę lasek z naszej szkoły. Ma za duży przebieg żeby nawiązać z nim jakąkolwiek relacje. Brzydziłabym się na twoim miejscu. Odpisała mi przyjaciółka, która odwodziła mnie od związku z Harrym. Zignorowałam opinię przyjaciółki i ponownie spojrzałam na bruneta, który odchylał głowę do tyłu. Wysoki, umięśniony brunet z loczkami. Czego chcieć więcej? Rozmarzałam o Harrym przez co prawie nie wysiadłam z busa. Harry wstał z miejsca tym samym wybudzjąc mnie z opiewania go. Przeszedł koło mnie zostawiając za sobą woń swojego zapachu. Moje ciało przeszedł dreszcz, a policzki zczerwieniały jak pomidor. Wyszłam z busa i poczekałam udając, że załatwiam coś ważnego w telefonie aż ten wejdzie do szkoły.

- Dzień dobry przepraszam  za spóźnienie- przeprosiłam wchodząc spózniona na lekcje matematyki. Profesor Michael S był surowym nauczycielem. Nie tolerował spóźnień ani zaniedbania jego przedmiotu. Ucichł na moje wejście do klasy i przeszył mnie objętnym wzrokiem.
- Siadaj. Nie mamy czasu na przeprosiny- odpowiedział oschło i kontynuował pisanie wzorów na tablicy. Szukałam mojej przyjaciółki Kate, lecz ta wystawiła mnie. Miała siedzieć ze mną a siedziała ze swoim chłopakiem Jacobe. Spojrzałam na nią zażenowana na co ta przesłała mi całuska. Ciężko westchnełam i rozjerzałam się po klasie szukając wolnego miejsca.
Kurwa... Tylko nie on pomyślałam widząc jedyne wolne miejsce obok Vincenta. Odwieczny rywal patrzył na mnie tak samo zażenowany jak ja wiedząc, że jestem zmuszona koło niego usiąść. Chciał przegonić mnie w każdym możliwym aspekcie. Czy to konkurs czy głupia ocena z geografii. Usiadłam koło niego zachowując jak najdłuższy dystans. Wyciągełam z plecaka książki od matematyki i długopis. Zapisywałam w zeszycie hieroglify napisane przez Michaela Smitha na tablicy. W tym samym czasie elegancki profesor matematyki usiadł przy biurku zakładając nogę na nogę. Rozejrzał się po klasie swoim mrożącym krew w żyłach spojrzeniem, którego nawet niektórzy nauczyciele się bali bo był tak obojętny a zarazem mroźny, że gdy tylko spojrzał w twoje tęczówki miałaś ochotę zapaść się pod ziemie aby uniknąć jego spojrzenia.
- napisałem wam regułke. Wszyscy zrozumieli bo nie ma żadnych pytań. Arabella do tablicy.- powiedział oschło kiedy ja wciąż przepisywałam hieroglify z tablicy.
Kurwa... Czemu ja... Żaliłam się nad sobą podchodząc do tablicy.
- no to może zadanie 2.35 ze zbioru zadań- powiedział przekładając karki zbioru. Przeczytałam zadanie próbując przypomnieć sobie co dyktował do zeszytu. Stałam przy tablicy jak słup czytając w myślach po kilknaście razy zadanie żeby chociaż zrozumieć o co chodzi. Matematyk patrzył na mnie pogardliwie kiedy ja wpatrywałam się w literki próbując zrozumieć ich sens. Westchenłam ciężko i postanowiłam przyznać się do swojej porażki.
- niewiem jak to zrobić.- powiedziałam zawstydzona. Ostatni raz spojrzał na mnie pogardliwie po czym oparł łokcie o blat. Położył podbródek na dłoniach przez co rękawy jego koszuli osuneły się w dół pokazując żyły na jego przedramieniu. Ale ma żyły. O matko... Ma 50 lat i świetną sylwetkę. Jak to możliwe? BOŻE ARABELLA O CZYM TY MYŚLISZ?! skarciłam się w myślach za rozmarzanie o moim nauczycielu, który zaraz ośmieszy mnie przed całą klasą albo co gorsza wstawi kolejną jedynkę.
- przecież podałem notatkę. Jak możesz nie wiedzieć co z tym zrobić?- zapytał patrząc przed siebie. Stałam jak słup wpatrując się w swoje stopy. Miałam nadzieję, że ten już nie skomentuje mojej porażki i posadzi mnie przy biurku, lecz stało się coś jeszcze gorszego niż jego kolejne wyrzuty w moją stronę. Vincent podniósł ręke.
- profesorze. Ja to zrobię.- zadeklarował dumnie czekając tylko aby mnie upokorzyć. Michael Smith popatrzył na chłopaka i gestem ręki pokazał mu, że może podejść do tablicy. Chłopak z szerokim uśmiechem podszedł do mnie zaczynają pisać niezrozumiałem dla mnie równania. Michael nawet nie spojrzał na tablicę. Patrzył w okno jakbyśmy byli mu objętni i raczej tak było bo gdyby naprawdę chciał nas czegoś nauczyć podałby regułke po czym ją wytlumaczył.
- skończyłem- odpowiedział dumnie na co matematyk niechętnie oderwał wzrok od tablicy.
- siadać- odpowiedział oschle wpisując coś na komputerze. Vincent spojrzał na moją twarz i prześmiewczo prychnął. Rzuciłam mu mordercze spojrzenie na co ten ponownie szeroko się uśmiechnał pokazując jakieś znaki z palców swoim kolegom na co ci się zaśmiali. Usiedliśmy w ławce.

Każdy ale to każdy mógł mnie ośmieszyć. Nie zdenerwowałambym się aż tak gdyby to profesor Michael zaczął mówić swoje jak myśli "motywujące" prawdy w moją stronę. Ale to Vincent. Ten cholernie bogaty snob upokorzył mnie przy wszystkich pokazując jak bardzo jest mądry. Zacisnełam pięści na myśl, że mój wróg siedzi koło mnie ciesząc się ze swojego dzisiejszego zwycięstwa.

Mam dosyć... Chcę do domu...

Ochroniarz zranionej miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz