Prolog

155 29 23
                                    

Czy w życiu można wyczuć, że nadchodzi osobista katastrofa?

Tamtej nocy nie mogłam spać. Była pełnia, księżyc jasno świecił, a ja targana złymi przeczuciami, przewracałam się z boku na bok, pragnąc złapać choć trochę upragnionego snu. Kochałam pełnię. Nigdy nie przeszkadzało mi to, że miałam problemy ze snem. Siadałam na parapecie okna i pisałam, słuchając muzyki, albo czytałam, przenosząc się w świat pełen marzeń, by choć na chwilę uciec od rzeczywistości.

Jednak tej nocy księżyc nie napawał spokojem, wręcz przeciwnie. Wydawało się, jakby zasłoniła go dziwna łuna. Cisza była gęstsza niż zazwyczaj, a nawet szmer liści poruszanych wiatrem wydawał się stłumiony, jakby natura sama wstrzymała oddech.  

Przez otwarte okno dobiegały mnie dźwięki, które zwykle pozostawały niezauważone - szelest drzew, skrzypienie gałęzi. Tej nocy wszystko wydawało się dziwnie złowrogie, a ja nie potrafiłam zidentyfikować mojego lęku. Pojawił się nagle, pomiędzy jednym a drugim uderzeniem serca.

Przysięgam, że przymknęłam oczy tylko na chwilę, a gdy je otworzyłam, za oknem świtało.

Słyszałam budzik i wyłączyłam go, czy nie zadzwonił?

Gdy zerwałam się z łóżka, byłam spóźniona już piętnaście minut. W biegu ubierałam się, klnąc pod nosem, choć mój pośpiech był niezrozumiały, ponieważ Jonathan sam wiele razy mówił, że nic się nie stanie, jeśli pośpię dłużej. Według niego zaharowywałam się, ale chciałam mu pomóc. Lata młodości miał już za sobą i siły nie te, co dawniej. Poza tym uwielbiałam te nasze poranki. Nastrajały mnie pozytywnie na cały dzień. Potrzebowałam ich znacznie bardziej, niż porannej dawki kawy.

Wybiegłam z domu i wsiadłam na rower. Odkąd skończyłam czternaście lat, przychodziłam do Jonathana pomagać mu w pracy. Zrywałam się o świcie – jeszcze przed pójściem do szkoły – bez względu na pogodę i gnałam do stajni. To dzięki Jonathanowi z pulchnej dziewczynki, z której się śmiali, stałam się nastolatką, a później kobietą, która znała swoją wartość. Jednak brak zaufania do ludzi pozostał i byłam typem samotniczki, chowającej się w stajni lub z książką w ręce.

Gdy podjechałam pod ranczo, zdziwiłam się, że brama była jeszcze zamknięta. Wokół panowała cisza, którą kochałam, ale w tamtej chwili była dla mnie niepokojąca.

Odstawiłam rower i przeszłam przez ogrodzenie. Zdziwiło mnie również to, że drzwi stajni wciąż były zamknięte. Konie powinny zostać nakarmione ponad pół godziny temu, a Jonathan nigdy się nie spóźniał. Ciężką pracę miał we krwi, a na ranczu spędził całe swoje życie. Przechodziło z pokolenia na pokolenie. Czasem martwiłam się, co będzie, gdy Jonathan odejdzie. Nie miał dzieci. Ale gdy wypowiadałam swoje obawy na głos, jedynie się uśmiechał tajemniczo, nic nie mówiąc.

Upewniłam się, że drzwi od stajni były naprawdę zamknięte, a nie tylko przymknięte i poszłam do domu. Zapukałam. Nacisnęłam klamkę, ale nic. Opanowały mnie coraz gorsze przeczucia, ale odpędzałam je od siebie.

Spojrzałam w okno od sypialni Jonathana. Było otwarte.

— Jonathanie!? — zawołałam, choć już w sercu czułam, że nie odpowie. — Jonathanie, czy wszystko w porządku?!

Nie otrzymałam odpowiedzi. Cała w nerwach poszłam do szopy i wyciągnęłam z niej drabinę. Oparłam ją o daszek ganku i wdrapałam się na górę. Cierpiałam na lęk wysokości, ale to było ważniejsze od moich strachów – dostać się do Jonathana. Pomimo złych przeczuć, w moim sercu wciąż kiełkowała nadzieja, że może po prostu źle się poczuł? Przecież w ostatnim czasie zdarzało się to dość często.

Nie patrząc w dół, weszłam przez okno do sypialni. Spał. Ułożony na plecach, z dłońmi splecionymi na brzuchu, przykryty kołdrą po samą szyję, spał. Jednak nie słyszałam oddechu. Nie chrapał.

Podeszłam wolnym krokiem i spojrzałam na jego bladą, ale spokojną twarz.

— O nie, nie, nie! — zapłakałam. — Jonathanie, nie zostawiaj mnie! Proszę, nie! Nie mam nikogo oprócz ciebie.

Złapałam jego zimną dłoń, pragnąć aby uścisnął ją tak, jak miał w zwyczaju. Chciałam, żeby otworzyć oczy, zaśmiał się i ...

Nie zrobił tego. Nie mógł, bo przecież nie żył.

Mój przyjaciel. Mój anioł stróż. Moja opoka, człowiek, któremu zawdzięczałam tak wiele, odszedł, a ja zostałam sama.



Cześć 🤗 Jestem bardzo podekscytowana, że mogę się podzielić z Wami historią Pearl i Gabriela. Piszę nie od dziś, ale to moje pierwsze wyjście z szuflady i jestem pełna entuzjazmu 😅

Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną i już nie mogę się doczekać pierwszego rozdziału, aż bliżej przedstawię Wam Pearl 🥰

Pozdrawiam bardzo serdecznie 🤗

Twoja Na ZawszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz