Rozdział pierwszy

441 30 31
                                    


Dedykacja: Dla Małgosi N. - jeszcze raz najlepsze życzenia! 💝


<><><>

Przejechała szczotką po wciąż wilgotnych włosach, usiłując jednocześnie skupić się na leżącej przed nią książce. Chciała w miarę szybko przyswoić nowy materiał, choć do rozpoczęcia kolejnego semestru zostało jeszcze ładnych parę tygodni. Lubiła jednak być przygotowana na wszystko. Jej wzrok mimowolnie powędrował do pierścionka zaręczynowego tkwiącego dumnie na jej palcu. Okrągły brylant był okazały, choć nieco zbyt krzykliwy. Maia mogła się założyć, że to Adrianne – macocha Tiziana pomagała w jego wyborze. Ten klejnot był dokładnie w guście tej kobiety. Mimo wszystko Maia uznała, że pierścionek jest ładny i była naprawdę szczęśliwa, gdy Tizo wręczył jej go wraz z obietnicą, że już zawsze będzie ją kochał, szanował i o nią dbał. I to szczęście tamtego dnia mogłoby być naprawdę pełne, gdyby nie pojawienia się na ich przyjęciu nowego dona wraz z całą jego obstawą.

Wciąż pamiętała każdą sekundę przedłużającej się ciszy, która zapadła po dobitnym oświadczeniu Maranzano, że potrzebują również jego zgody na zawarcie tego małżeństwa. Na szczęście Gregorio nie wytrzymał zbyt długo i gruchnął głośnym śmiechem, szybko tłumacząc, że to z powodu wyjątkowo głupiej miny Tiziana. Całą sytuację od razu obrócono w zwykły żart, wprawiając tym w rozbawienie resztę gości. Maia jednak mimo to nie odczuła żadnej ulgi. Poważne, wciąż skupione tylko na niej spojrzenie Dario dosłownie zmroziło jej krew. W tamtej chwili, gdy głęboko popatrzył jej w oczy w jego własnych nie było nawet krzty rozbawienia. Maia nie miała pewności, ale coś wyraźnie mówiło jej, że nowy don nowojorskiej mafii wcale nie był zadowolony z małżeńskich planów swojego kuzyna. Czy uważał ją za niegodną wstąpienia do rodziny Nicolettich? Naprawdę obawiała się, że tak właśnie było.

Trzask mocno zamykanych drzwi i dudniące na schodach kroki wyrwały ją z zamyślenia. Odłożyła szczotkę i wstała z łóżka, chcąc sprawdzić kto tak głośno tłucze się po całym domu. Dosłownie zaraz za drzwiami swojej sypialni natknęła się na personifikację chmury burzowej.

– O co się wściekasz tym razem? – przywitała się Maia.

– O nic! – odburknęła wrogo Galena, przeczesując palcami swoje mocno potargane włosy.

Maia uważnie przyjrzała się swojej o trzy lata młodszej siostrze. Gal miała dziś na sobie swoją ulubioną spraną bluzę i powycierane jeansy. Maia była pewna, że matka na jej widok jak nic dostałaby palpitacji. Na szczęście Gabrielle była dziś zajęta, w którejś ze swoich piekarni.

Gal – jak zwykła nazywać ją rodzina – choć lubiła ubierać się jak chłopczyca, skakać przez płoty i wchodzić po drzewach, to tak naprawdę z wyglądu przypominała bardziej delikatną lalkę. Miała włosy w kolorze ciemnego blondu i niesamowicie ładne, zielone oczy. Nieco wyższa od Mai – czego siostra jej zazdrościła – smukła i z jasną cerą, odziedziczyła urodę po ich matce pół Włoszce– pół Francuzce. Maia ku swojemu niezadowoleniu była bardziej podobna do ojca – jej długie do pasa włosy były ciemno brązowe, a duże piwne oczy, faktycznie sprawiały, że momentami przypominała spłoszoną sarnę. Miała ciemniejszą cerę niż siostra i była szczupła, a wręcz drobna – jak często lubił mówić o niej Tiziano. W oczach wszystkich to Maia od zawsze uchodziła za tę poważną, racjonalną i dobrze poukładaną, w czasie gdy Galena kochała kłopoty i często spędzała rodzicom sen z powiek.

Maia obawiała się, że i tym razem szykowała się jakaś nowa afera, gdy tylko zauważyła dziwne wybrzuszenie wystające z przodu jasnoniebieskiej bluzy siostry.

– Co tam znowu chowasz? – zapytała, szybko sięgając w tamtym kierunku.

– Nic! – Gal klepnęła ją w dłoń, jednocześnie próbując odskoczyć.

Bez WyjątkówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz