Begonias are dead

835 118 33
                                    

Mam na imię Harry, Harry Styles i jedyne co mam to marzenia i zwiędnięte begonie.

Idę teraz drogą tak dobrze mi znaną. Dwadzieścia trzy lat temu, pierwszego lutego, przyszedłem na świat. Tutaj w Holmes Chapel.

To jest dom w który spędziłem siedemnaście lat mojego życia. Pamiętam, że kiedy pierwszy raz Cię zobaczyłem, to nie chciałem wejść do środka, chciałem zostać na dworze całą noc, byleby móc na ciebie patrzeć.

To był kiedyś mój pokój, teraz to jest pokój gościnny. Na ścianach nadal wiszą moje stare plakaty. Pamiętam, że pierwszego dnia kiedy Cię poznałem, to siedziałem na tym parapecie i uśmiechałem się do siebie jak idiota. Nie potrafiłem nie cieszyć się na myśl, że w końcu znasz moje imię.

To jest kuchnia, w której pierwszy raz wpadł mi do głowy pomysł, by Cię gdzieś zaprosić. Nie chciałem się narzucać. Denerwowałem się tak bardzo, że pogryzłem swoje wargi do krwi. Miałem nadzieję, że zostaniemy przyjaciółmi. Pamiętam, że zamiatałem wtedy podłogę.

To jest boisko do piłki nożnej. Teraz nie stoją tu już nawet bramki. Pamiętam, że kiedy już zdecydowałem się do ciebie zagadać, ty grałeś w piłkę. Nie mogłem się na Ciebie napatrzeć. Pomyślałem sobie wtedy, że to twoja pasja, że sam chciałbym mieć jakiś talent. Kiedy skończyłeś grać i rozmawiałeś ze swoimi znajomymi, podszedłem cicho i poklepałem Cię po ramieniu. Odwróciłeś się i uśmiechnąłeś tak pięknie, że ciężko było mi złapać oddech, niemal zapomniałem co chciałem powiedzieć. Rozpoznałeś mnie i przez to jeszcze trudniej było mi się odezwać. Gdyby nie to, że zapytałeś czy wszystko ze mną w porządku, to pewnie bym tam zemdlał. Nie miałem jednak okazji by gdzieś Cię zaprosić, bo twój przyjaciel, Zayn, podbiegł i zniszczył mój plan.

To jest moje przedszkole. Teraz w oknach straszą stare wyklejanki. To tutaj znów Cię spotkałem. Odbierałeś siostry. Tym razem nie zawahałem się i biorąc głęboki wdech podszedłem bliżej. -Hej Louis!-Powiedziałem. -Harry!-Nadal pamiętałeś moje imię. -Słuchaj, nie chciałbyś może wyjść gdzieś dzisiaj?-Zapytałem, a potem zdałem sobie sprawę jak idiotycznie zabrzmiałem. -Wiesz jako kumple. -Sprostowałem. -Pewnie Harry. -Uśmiechnąłeś się, a ja odetchnąłem z ulgą.

To są huśtawki obok przedszkola. Teraz są zardzewiałe i nie warto na nich siadać. Tam często się spotykaliśmy. Od czasu kiedy po raz pierwszy Cię zaprosiłem, spotykaliśmy się co tydzień, lub częściej. Za każdym denerwowałem się tak samo. Zawsze chciałem Ci zaimponować, chciałem, żebyś w końcu zobaczył we mnie kogoś więcej niż tylko młodszego kolegę. Pamiętam, że kazałem Ci tam przyjść noc przed twoimi piętnastymi urodzinami. Cały czas narzekałeś, że jest zimno, że nie lubisz tak uciekać z domu i wypytywałeś o co chodzi. Wtedy spojrzałem na swój zegarek, była północ. Wyjąłem z kieszeni ciastko i wbiłem w nie świeczkę. -Wszystkiego najlepszego Lou. Pomyśl życzenie.-Zdmuchnąłeś świeczkę i pocałowałeś mnie w kącik ust. Daję słowo, że moje serce przestało wtedy bić.

To opuszczony budynek do którego mnie kiedyś zabrałeś. Na tamtej ścianie jest dziura w kształcie kota, zawsze śmialiśmy się, że ktoś wystrzelił go tam z armaty. Byliśmy wtedy jeszcze mali, miałem chyba dwanaście lat. Nazywaliśmy go naszym. Tam powiedziałem Ci o pewnej blondynce. Ukułeś mnie wtedy w żebra i śmiałeś się, że zaczynam dorastać.

To jest park, w którym lubiłem jeździć na rolkach. Niestety teraz już sobie nie pojeżdżę, bo są tu dziury i żwir. Pamiętam, że zawsze śmiałeś się ze mnie i mówiłeś, że to sport dla dziewczyn. Nie chciałem, żebyś tak myślał, dlatego dałem Ci się wyciągnąć na boisko. Próbowałeś nauczyć mnie grac w piłkę, ale ja się do tego po prostu nie nadaję. Skończyłem z plamami trawy na koszulce i rozdartym kolanem. Pamiętam jak zabrałeś mnie wtedy do siebie, a twoja mama przykleiła mi plaster. Potem zostałem u ciebie na noc, piliśmy wtedy kakao.

Begonias are deadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz