Rozdział 3

125 53 19
                                    

Droga z kamienicy do miejsca, w którym mieszkała Candy, minęła w zupełnej ciszy

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Droga z kamienicy do miejsca, w którym mieszkała Candy, minęła w zupełnej ciszy. Z mojej strony. Nie odezwałem się do niej ani razu, odkąd zdałem sobie sprawę z tego, w jakich znalazłem się kłopotach. Myślałem o swoim losie i poszukiwałem rozwiązania, ale nie spłynął na mnie nawet jeden dobry plan.

Czułem się zagubiony, chyba po raz pierwszy w swoim życiu. I nikt nie był w stanie mi pomóc, ponieważ wszystkie osoby, z którymi wchodziłem w kontakt były przekonane, że jestem tym nieciekawym dzieciakiem ze zdjęcia, mieszkającym w rozpadającej się ruderze. Bez poddanych, bez pozycji społecznej, bez perspektyw na przyszłość i bardzo możliwe, że bez jakichkolwiek bliskich. Była tylko ona.

Zatrzymaliśmy się na parkingu pod ziemią. Na ścianach widniały czerwone numerki, a przed niektórymi z nich stały mniej lub bardziej nowoczesne samochody. Wszystkie wyglądały na wyjątkowo zadbane. Widać było, że w tym miejscu nie mieszkają biedni ludzie.

– Jesteśmy.

Gdy dziewczyna się odezwała, dostrzegłem, że zarówno po naszej lewej jak i prawej stronie jest jeszcze wystarczająco miejsca, by postawić dwa samochody. Miała dla siebie aż tyle przestrzeni? Na ścianie przed nami nie widniała cyfra – znajdowała się tam litera „P".

Candy opuściła pojazd, a ja zrobiłem to zaraz za nią. Z fotela znajdującego się na tyłach zabrała torbę, którą wcześniej spakowała i zarzuciła ją sobie na ramię. Bycie dżentelmenem wymagało, by zabrać damie ciężki przedmiot i samemu go ponieść... ale ja byłem prawie cesarzem, nie musiałem być dżentelmenem. Pozwoliłem jej zając się rzeczami należącymi do ciała, które obecnie zajmowałem. Nic z tego nie było tak naprawdę moje.

Dotarliśmy do windy. Przestrzeń w środku była bardzo ograniczona, choć nie miało się wrażenia aż takiej ciasnoty dzięki temu, że znajdowało się tu lustro zajmujące całą ścianę. Stanąłem do niego tyłem. Nie miałem ochoty oglądać tego, kim się stałem. Brakowało mi mojej atrakcyjności.

Na przeciwległej ścianie dostrzegłem przyciski z różnymi numerami, od zera aż do dwadzieścia. Na samej górze przycisku nie było – przy literze „P" zastąpiła go dziurka od klucza.

Dopiero wtedy do mnie dotarło, co oznacza ten symbol. Penthouse.

– Dom, słodki dom... – wyszeptała dziewczyna, ale raczej do siebie niż do mnie, gdy umieściła klucz w otworze i przekręciła.

Winda ruszyła, a ja mimowolnie złapałem się poziomej rurki, która wystawała ze ściany. Mike, którego ciało przejąłem, na pewno nie miał problemu z windami, a udawanie piegowatego było w tej chwili najsensowniejszą opcją. Nie zmieniało to jednak faktu, że odczuwałem spory dyskomfort związany z małymi przestrzeniami. Nie znosiłem przebywać w tak ciasnych miejscach, dlatego z utęsknieniem czekałem, aż usłyszę brzdęk oznaczający, że dotarliśmy na miejsce.

Upragniony dźwięk poprzedził moment rozsunięcia się metalowych płyt. Moja towarzyszka ruszyła przed siebie, wchodząc prosto do pomieszczenia, które się przed nami pojawiło. Był to krótki hol, w którym stała szafa oraz stojak na buty, obok którego dziewczyna położyła niesioną przez ten cały czas torbę.

Come back home [SZUKA WYDAWCY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz