Rozdział 3. Bogini

65 2 0
                                    

(Teraz)

Stella

Minął już tydzień szkoły, jest piątek. Na szczęście. Przez cały ten okres nie zamieniłam słowa z Riverem, lecz cały czas na lekcjach się na mnie patrzył, ale nic poza tym. Ignorowałam to, udawałam jakby, nic się nie działo. Bo nic się nie działo. Nie moja wina, że jest jebanym chujem, którego rodzice źle wychowali i nie umie się dobrze zachowywać i mieć chociaż trochę szacunku do drugiego człowieka. Nie dam mu się zwieść. Nie mogę. Nie mogę po mnie wykorzysta, jak wszyscy w moim pieprzonym życiu. Po chwili zrozumiałam coś, a bardziej to, że już za około dwa tygodnie święta. Niby się cieszę, bo święta i te sprawy, ale i też nie bo przyjedzie mój ojciec, ale co najlepsze nie sam, ale kurwa ze swoją wspaniała rodzinką.

🦋🦋🦋

Po szkole wróciłam do domu i odpoczywałam, miałam zabrać się za robienie popcornu, bo chciałam obejrzeć ,,Plotkarę", ale nie udało mi się, bo świat miał inne plany co do tego piątku. 

Gdy chciałam sprawdzić godzinę, zobaczyłam, że dostałam SMS od przyjaciółki.

Florence: Widzimy się później, około dwudziestej?

Zastanowiłam się przez chwilę. Czy chce mi się iść gdzieś w ogóle?  Bo znając życie o to będzie pytać, Czy będę chciała iść na imprezę. Moja przyjaciółka była ekstrawertykiem, a ja bardziej introwertykiem ale nie powiem, że raz na jakiś czas lubiłam się porządnie zabawić. Nie jak przed psychiatrykiem, ale lubiłam.

- Daj mi pół litra! - krzyknęłam do Zayn'a który stał niedaleko mnie.

- Czekaj już idę. - odpowiedział, podchodząc do stolika gdzie wszystko było.

Siedziałam cały czas na łóżku z tacą na narkotyki.

Trzymałam w ręce marihuanę, a w drugiej ręce za chwilę  będę trzymać alkohol. Zayn podał mi wódkę, a następnie wzięłam łyka, był tak duży, że czułam jakbym wypiła trzy czwarte butelki.

Ja: Nie chce mi się wolę odpocząć po całym tym nieznośnym tygodniu szkoły.

Florence: Stell, jest piątek. Masz czas, jest dopiero, siedemnasta także możesz odpocząć godzinę i później zacząć się szykować. Będzie wiele ludzi z naszego grona.

Oby nie było Zayn'a.

Florence: Proszę no...

Przewróciłam oczami. Średnio chciało mi się iść, ale nie pozwolę by moja przyjaciółka, poszła całkiem sama na imprezę. Może ktoś ją okradnie, a co najgorszę zgwałci.

Ja: Gdzie to będzie?

Florence: W domku letniskowym jakiegoś Zayn'a.

Ja pierdole. Kurwa dlaczego? No dobra niech jej będzie, ale przysięgam, że jeśli na coś będzie mnie zachęcał to, odmówię.

Ja: Dobra, to weź może do mnie, przyjedź, to możesz mi się ogarnąć?

Florence: Aaa! Jasne już lecę. Obiecuję, ogarnę cię na boginie i będziesz się świetnie bawić.

Ta jasne. No cóż, to było po spokojnym piątku i randcę z plotkarą.

🦋🦋🦋

Moja przyjaciółka wparowała do mojego domu. Dobrze, że byłam sama, moja mama oczywiście w pracy i wróci rano. A mój brat pojechał na noc do kolegi.

Poczułam spokój kiedy zobaczyłam Flo. Po prostu jakoś to jest, że jeśli ją widzę, jestem szczęśliwa i wiem, że będzie zajebiście.

- Oj widzę, że już szykowałaś się do spanka, ale nie tym razem kochana.

Przytuliłam ją.

- No tak to jest jak się pisze trzy godziny wcześniej.

- Dobra lecimy, bo zabraknie nam czasu. - dodała.

- Zatem lecimy zrobić mnie na jebaną boginię.

Florence od razu wzięła mnie za rękę i poleciałyśmy do łazienki i do mojego pokoju. Kochała robić mnie na jebaną boginię i ostrą sukę. Zajęło jej to dwie i pół godziny, abym czuła się jak pierdolona ostra suka. Makijaż wyglądał, jakbym miała wygładzenie z Photoshopa. Podkreślone policzki, brwi zrobione na żel, powieki z czarną kocią kreską oraz ciemne beżowe usta. Do tego sztuczne rzęsy. Obie włożyłyśmy czarne sukienki i spryskaliśmy je brokatem, aby się świeciło. Byłyśmy jebanymi boginiami.

- Jedziemy same na imprezę?

- Tak, tak mam adres, także myślę, że na spokojnie, damy radę dojechać. Jak się zgubimy to trudno, się mówi,  będziemy mieszkać w lesie,  będziemy rąbać drzewo i zamieszkamy w szałasie. - powiedziała, się uśmiechając.

Popatrzeliśmy na siebie nawzajem przed wyjściem w lustro, czy na pewno wszystko jest dobrze.

- Jeśli bym miała chuja, to by mi stanął. - powiedziała blondynka obok mnie.

Uśmiechnęłam się, przy niej czułam się jakbym była w domu, była moją bezpieczną przystanią.

- Dobra lecimy laska, bo się spóźnimy. A nie chcesz, chyba aby na twoją pierwszą imprezę od pół roku się spóźnić.

Wsiadłyśmy do auta i ruszyliśmy.

- To, co lecimy się nieźle zabawić? - zapytała szczęśliwa Florence, włączając przy tym pojazd.

Cieszyło mnie to, bo dawno nie byliśmy razem na żadnej imprezie. Szczerze potrzebowałam tego.

- O kurwa kobieto!  Jak ty jedziesz. O ja pierdole! Jeśli zginiemy to, będziesz płacić z zaświatów za mój pogrzeb, od razu ci mówię.- powiedziałam kiedy jechaliśmy przez las i cały czas auto podskakiwało do góry.

- Dojechaliśmy, widzisz, żyjesz? Żyjesz także jeszcze, nie będę płacić za twój pogrzeb.  - odpowiedziała.

Dojechaliśmy do domku letniskowego idealnie o dwudziestej.

- Moja znajoma znalazła znajomych, którzy chcieliby się do nas dołączyć i zaszaleć. - oznajmiła moja przyjaciółka. - Wiem tyle tak naprawdę, że dwóch możesz znać.

W końcu weszliśmy do domku, aby znaleźć tych znajomych.

- Już idą.

Spojrzałam w stronę gdzie, patrzyła Florence i dostrzegłam czwórkę ludzi. W niej trzech chłopaków i dziewczynę. Dziwne. Kiedy w końcu byli na tyle blisko, żeby im się przyjrzeć, moją uwagę przykuł jeden typ, którego wzrok wbijał się we mnie jak sztylet.

Podszedł do mnie, jakby wcześniej nic się nie stało, i wyciągnął rękę.

- Imię? - zapytał

Ja pierdole jak on śmie pytać się mnie o, imię skoro pierdolnął mnie piłka do koszykówki.

- Stella.

- Nazwisko?

Po jaki jebany chuj ci moje nazwisko.

- Brown.

Kiwnął głowę.

- Imię? - zwróciłam się do niego.

Popatrzył się na mnie jakby, zobaczył jebanego ducha, może jestem duchem, kto wie.

- River

- Nazwisko?

- Santre.

Tak zwany gościu, który pierdolnął mnie piłka do koszykówki.

Blemish SoulsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz