Zimowy wiatr owiewał jej rude włosy, które tworzyły drogę do nikąd. Stała jak słup soli wpatrując się w jeden martwy punkt, gdy zimowa aura otulała ją z każdej strony. Nie przejęła się tym. Każdy był szczelnie opatulony, podczas gdy ona miała na sobie cienki płaszcz, pod którym miała jedynie bluzkę na ramiączkach. Nie interesowała się tym, że każda jej kończyna powoli drętwiała, pod pływem zimna, a policzki przyjemnie ją piekły. Usta miała popękane jakby ktoś z nich notorycznie zdzierał skórę każdego dnia coraz głębiej. Rany tworzące się na nich dawały dużo do myślenia jednak nie jej.
Stała wpatrując się z pustym wzrokiem. Jednak za pustym wzrokiem kryło się tyle emocji. Nawet nie umiała się poruszyć z miejsca. Chciała, by ten moment trwał najdłużej za nim dotrwa do samego końca. Mając ręce w kieszeni czuła ponownie jak zimny wiatr owiewa jej skórę, powodując ciarki na ciele, jednak ona nawet nie drgnęła. Stała bez żadnych emocji. Łzy już dawno się skończyły. Już od tak dawna ich nie było. Został jej jedynie śmiech. Tak sztuczny i fałszywy śmiech. Bo przecież była idealna w udawaniu. Codziennie odgrywała rolę swojego życia.
Tyle tożsamości. Tyle nowych żyć. Jednak tak na prawdę nie wiedziała czy istniała w tym świecie. Czy było dla niej miejsce gdzie kolwiek. Czy w ogóle istniała taka osoba, jak Natasha Romanoff? Kto to tak na prawdę był? Od tak bardzo dawna szukała odpowiedzi na to pytanie, jednak zaprzestała, gdy jej świat całkowicie się skończył. Gdy jej małe promyki, które jeszcze były zostały pochłonięte ciemnością. Ciemność. Pochłaniała ją coraz bardziej.
Jednak nie dawała po sobie tego pokazać. Zbyt dobrze miała wyćwiczone udawania, że cieszy się życiem w pełni kiedy w środku była obdzierana na miliony kawałeczków. Codziennie. Każdego dnia. Jednak nikt nie poznawał, że coś jest nie tak. Oprócz niego. On jako jedyny wiedział co kryję za sobą Natasha Romanoff. Wiedział, że przez cały dzień udawała tym kim nie jest, a gdy nadchodziła noc i każdy wracał do siebie słyszał zbyt doskonale jej nierówny oddech. Strach jaki nią opanowywał. Jak nie mogła każdej nocy normalnie spać. Codziennie ten sam koszmar
Rosja ich rozdzierała. Rozdzierała do tego stopnia, by przyjmować mnóstwo leków na uspokojenie. Jednak nawet one nie pomagały. Doskonale pamiętał, gdy w Czerwonej Komnacie miał okazje obserwować baletnice. Tak idealnie stawiały kroki na podłożu, jednak zawsze musiały zaczynać od początku. Mięśnie ich piekły, każdy ruch z czasem stawał się nie do zniesienia, jednak nie przestawały. Tańczyły dalej pomimo, że niektóre upadały powodując ponowne rozpoczęcie. Wyczuwał od nich strach. Jednak nie od Natalie. Jako jedyna była spokojna i słusznie wykonywała polecenia. Pomimo, że tyle razy się przewróciła wstała na nogi i rozpoczynała od nowa. Strach był dla niej czymś śmiesznym jak i dla niego wtedy.
Codziennie ją obserwował. Czy to na sali baletowej, gdzie miał okazję zobaczyć jak idealnie porusza się w rytm muzyki i stawia delikatnie, a zarazem ciche kroki. Na sparingach również miał oko tylko na nią. Nikt inny nie zwrócił tak jego uwagi jak ona. Była inna. Spokojniejsza. Przykuwała jego uwagę na każdym kroku. Wszystkie inne dziewczyny jakie z nią były bały się na każdym kroku. Były blisko płaczy czy nawet zwymiotowania, jednak ona została nie uchwytna. Nie odczuwała strachu. Tylko wykonywała polecenia. Widział jej perfekcyjne ruchy, podczas walki. Jak zwinnie się poruszała, by z łatwością złamać komuś kark. Intrygowała go. Nie mógł wytrzymać dnia puki chociaż raz jej nie zobaczy. Jednak to zaprowadziło ich do nikąd.
- i gdzie nas to zaprowadziło James?
Jej kruchy i łamliwy głos rozbłysł w jej ustach, gdy wpatrywała się w grób. Pierwszy raz od tak bardzo dawna wyczuła ponowne łzy. Nie powstrzymywała ich. I tak zostały jej tylko kilka minut. Chociaż, przez chwile poczuła własne człowieczeństwo. Może krwi za nią szło. Krew wylewała się z jej rąk. Jednak chociaż przez ostatnie minuty mogła poczuć się jak normalny człowiek.
