ーIdźcie wszyscy do diabła! — wykrzyczał Arthur.
ーUważaj, czego sobie życzysz, młodzieńcze! — odkrzyknęła za nim ciotka
Trzasnął za sobą drzwiami jadalni i wbiegł po schodach do swojego pokoju. Tymczasowego. Hornanowie co roku Boże Narodzenie spędzali z całą rodziną u starej i zrzędliwej ciotuni. Arthur za nią nie przepadał, ale jej willa niezmiennie robiła na nim ogromne wrażenie. Szczególnie w okolicy świąt. Cały budynek strojono wtedy lampkami, poręcze i filary okręcano zielonymi girlandami, a w przestronnej jadalni stawała choinka, która swoim złotym czubem sięgała sufitu. To wszystko wyglądałoby jak świąteczna kartka, gdyby nie przebywający tu ludzie.
Jego starsi kuzyni mieli go gdzieś, ciotka wszystkimi dyrygowała, ale i tak ciągle coś jej nie pasowało, wujek Farren tylko podrywał pokojówki, a rodzice i wujostwo zajmowali się przygotowaniem świątecznego obiadu. Nikt się nie przejmował chudym czternastolatkiem, a kiedy już spróbował zwrócić na siebie czyjąś uwagę, skończyło się to wielką kłótnią.
Miał serdecznie dość ich towarzystwa. Postanowił, że resztę wieczoru spędzi u siebie. Na szczęście ciotka zaopatrzyła jego pokój w konsolę. Wybrał coś odpowiedniego, założył na uszy słuchawki i całkowicie oddał się rozrywce. Niestety gdzieś w okolicach północy jego żołądek dał o sobie znać. Z tych nerwów zapomniał zgarnąć z kuchni zaopatrzenia i teraz będzie musiał za to zapłacić. Potwornie nie chciało mu się wychodzić, ale nie miał wyboru. Uchylił drzwi i rozejrzał się po korytarzu. Wszędzie panowała ciemność. Na podłodze widział tylko co jakiś czas kwadraty srebrzystego światła wpadającego do środka przez okna. Tykanie zegara systematycznie rozdzierało zalegającą wszędzie ciszę.
Pewnie wszyscy już śpią — pomyślał.
Zszedł do kuchni najciszej, jak potrafił. Wydawało mu się, że każdy dźwięk odbijał się echem od ścian. Słyszał nawet swoją tętniącą w żyłach krew. Otworzył na oścież podwójne drzwiczki sporej lodówki i kiedy już przestało oślepiać go bijące z niej światło, omiótł wzrokiem zawartość. Tak, jak się spodziewał, najwięcej miejsca zajmował ogromny indyk. Jeszcze surowy. Pewnie zaczną go piec z samego rana. Na półce poniżej stał pudding, a wyżej szynka. Złapał to ostatnie, ukroił solidny plaster i położył na chlebie wysmarowanym żurawiną. W milczeniu przeżuwał swój posiłek i poszedł do jadalni. Był już nastolatkiem, ale nie mógł odmówić sobie przyjemności zajrzenia pod choinkę i do skarpet powieszonych nad kominkiem. Ciekawiło go, czy rodzice już przynieśli prezenty. Przestał wierzyć w świętego Mikołaja już kilka lat temu, kiedy przez przypadek odebrał od kuriera zamówiony dla niego przez rodziców prezent.
W pomieszczeniu było jasno, bo w kominku tliły się jeszcze resztki ognia, poza tym wysokie od ziemi do sufitu okna wpuszczały do środka dużo więcej światła, niż w pozostałych pomieszczeniach. Złota choinka zajmowała sporą część pokoju, a resztę wypełniał długi, nakryty białym obrusem stół. Pasująca do bombek zastawa była już na swoim miejscu. Rodzice przygotowali nawet papierowe korony. Nie rozumiał tej tradycji, ale jedzenie w nich świątecznego obiadu podobno miało jakiś związek z Trzema Królami. Zajrzał pod drzewko, gdzie zobaczył to, czego się spodziewał, czyli górę paczek. Oczywiście zapakowanych w pasujący kolorystycznie papier. Ciotka miała hopla na punkcie takich pierdół.
Usatysfakcjonowany złapał jeszcze w locie ciasteczko zostawione z niewiadomych mu względów dla nieistniejącego świętego i wrócił w objęcia mroku. Po wizycie w salonie miał wrażenie, że na korytarzach było jeszcze ciemniej niż wcześniej. Cienie w każdym kącie wydawały się głębsze, jakby skrywały jakieś sekrety. Niezależnie jednak od tego, jak długo by się im przypatrywać, nie ujawniały swojej tajemnicy.
CZYTASZ
Christmas Wish (One-shot)
Teen FictionKolejny One-Shot, tym razem napisany na konkurs pod tytułem "Uważaj, czego sobie życzysz". Arthur jak co roku spędzał święta na wsi. Wyjeżdżał z rodziną do zgorzkniałej ciotki, mieszkającej w przepięknym ogromnym domu. Podczas przygotowań zawsze wy...