Rozdział 12

532 79 11
                                    


No to udanego świętowania, kochani <3

#PółnocAF

#znajdzieszmnieopółnocyAF


Marcus nie wiedział, co właściwie powinien zrobić w sytuacji, w której się znalazł. Nigdy nie miał z tym problemów, bo działał metodycznie, spokojnie i przede wszystkim z planem, który poddawał dogłębnej analizie. Jego żołnierskie szkolenie nie dopuszczało żadnych odchyleń, które często mogły kosztować życie lub zdrowie jego podkomendnych, więc kiedy Carter przyniósł mu wiadomość od dziewczyny z Regent Street, oniemiał.

Wiedział, kto mieszkał na tej ulicy i wiedział też, że niewiele dam, a w zasadzie to żadna, nie odważyłaby się przyjść pod jego dom w nocy, by przynieść taką wiadomość. Whitney Woodland. Jego przekleństwo, diablica o twarzy anioła – mógł tak wymieniać w nieskończoność, ale i tak nie oddałoby to prawdziwego charakteru dziewczyny. Tylko głupiec nabrałby się na te jej niewinne oczy i ładne usta, które świętego skusiłyby do grzechu. Zacisnął wargi i jeszcze raz zerknął na kartkę, na której ładnym, ale z licznymi błędami pismem panna Woodland sugerowała, że ktoś chce go zamordować. Zresztą, cwana była z niej bestyjka, skoro nie tylko zmieniła w liście płeć, ale również próbowała nadać mu nieporządny charakter, co nie do końca jej się udało.

To było jasne, że chodziło jej o niego, lecz nie wiedział, czy to kolejna jakaś jej gierka, czy rzeczywiście podsłuchała taką rozmowę. Nie był pewny, ale zdawał sobie sprawę z wrogów, którzy go otaczali i czekali na jego fałszywy krok, dlatego postanowił się wszystkiego dowiedzieć od razu. Ponieważ nie zamierzał już skradać się pod dom Whitney, bo to groziło, że znów natknie się na sytuację, która prawie pozbawi go rozumu, a poza tym niewątpliwie wystraszy to krnąbrne dziewuszysko. Nie, żeby go obchodziły jej uczucia, bo wcale tak nie było, jednakże odwiedziny w jej sypialni późną porą nie należały do normalnych. Ostatnio nic nie było normalne.

Konfrontacja w cztery oczy w świetle dnia była jedyną mądrą decyzją. Chciałby oczywiście, żeby oddzielała ich gruba ściana, tak dla jego własnego dobra, ale niestety, nie było to możliwe, dlatego musiał powołać wszelkie pokłady cierpliwości i samokontroli.

Skrzywił się i gdyby nie to, że usłyszał za drzwiami poruszenie, zapewne uciekłby stąd, gdzie pieprz rośnie. Nie powinien się do niej zbliżać, nie powinien w ogóle przebywać w tym domu, ale jednak tu był, bo sprawa była poważna i przede wszystkim niepokojąca.

Nie bał się o siebie. Jego interesy były dobrze zabezpieczone, podobnie jak matka i kuzynostwo oraz ciotki, które zostały wdowami. Zawsze myślał o innych i teraz nie było inaczej, nawet jeśli ta osoba wzbudzała w nim głównie niechęć.

W końcu drzwi uchyliły się i do środka wkroczył obiekt jego ostatnich myśli i frustracji.

Stał pod oknem, a kiedy w końcu się do niej odwrócił, zamarł, porażony jej widokiem. Tak naprawdę nie wiedział, czego się spodziewał, ale chyba nie tego, że dziewczyna ubierze się w przepiękną, dzienną suknię, która podkreśliła jej walory i nadała nieco bardziej dojrzałego wyglądu. Duże, szare oczy wpatrywały się w niego w oczekiwaniu, a on... A on czuł się jak skończony głupiec. Do myśli wdarło mu się ponownie wspomnienie tego, jak dziewczyna zadowalała się w ciemności. Odwrócił wzrok i chrząknął, żeby oczyścić gardło, nie do końca mu się to udało, dodatkowo czuł, jak krew uderza mu do głowy i nabiera rumieńców. Rumieńców! On!

– Dzień dobry, panno Woodland – przywitał się grzecznie, chociaż wszystko wrzało w nim pod skórą, ale nie pozwoli się wyprowadzić z równowagi i postąpił w jej stronę kilka kroków, żeby nieco ją osaczyć i wytrącić z równowagi.

Znajdziesz mnie o północy✓ [Blizny#2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz