Czytając tak bzdury, które napisałem dwa dni temu podczas wykładu, wybiło mnie coś z transu. Poruszyłem głową w lewo i w prawo. Nic. Wyprostowałem się. Dalej nic... Cholera, czemu mnie nic nie boli? Może alkohol mnie zakonserwował, albo inny chuj. Wzruszyłem ramionami, wracając do czytania. Skończyłem śniadanie, a Tord w tym czasie zajął się sobą, ale nie za bardzo mnie to interesowało. Czytałem tak o jakichś walutach, procentach i innych kryzysach gospodarczych przez kolejne dziesięć minut, aż z westchnięciem odłożyłem swój notatnik na stół. Rozejrzałem się po kuchni. Przy blacie stał ten komuch, najwidoczniej sprzątał po nas. Nie zawracałem sobie głowy odwracaniem od niego wzroku, bo szczerze, im dłużej z nim siedzę, tym bardziej ciekawi mnie, co zawraca jego głowę. Wydaje mi się taką cichą wodą, a zazwyczaj moje spekulacje się sprawdzają.
Słońce zdążyło już dawno wstać i ładnie oświetlało nam całą kuchnię. Teraz miałem okazję przyjrzeć się mu dokładniej. Był praktycznie blady jak ściana, a na całym ciele miał rzadkie bursztynowe piegi. Wyglądał na wychudzonego, bez tkanki tłuszczowej, same kości i mięśnie, chociaż nie jak u kulturysty. Nie mogłem go nazwać niskim czy wysokim, ale na oko mierzył metr osiemdziesiąt, więc całkiem nieźle. Kiedy tak wędrowałem po nim wzrokiem, przeszło mi przez myśl, że jego ciało nie koniecznie pasowało mu do urody, młodej cery i delikatnej twarzy. Prawie tak, jakby chciał zgrywać kogoś silniejszego, ale to nie mnie oceniać. Powyższe i tak były średnio widoczne przez opadające mu w dół włosy, rozwalone na wszystkie strony świata. Kiedy spojrzałem, na czubek jego głowy, mimowolnie się zaśmiałem na widok dwóch partii włosów stojących mu do góry, prawie jakby mu coś tam wyrastało.
- Wyglądasz jak taki diabełek- rzuciłem bez namysłu i spakowałem rzeczy, które powinienem wziąć ze sobą do pracy. Odpowiedział mi tylko jego głupi śmiech. Doceniłem to, dawno nie miałem z kim spędzić poranka w taki sposób. Najchętniej to zostałbym tutaj z nim i pokazał mu jakie mam jeszcze winyle, albo kasety, ale nic nie może trwać wiecznie.
- I kto to mówi?- spytał sarkastycznie, uśmiechając się pod nosem, po czym dodał...
- To ty masz jakieś oczy demoniczne. W sumie to już Tobie bliżej do szarlatana, czy innego świra.- Zaśmiał się, a ja na to tylko wzruszyłem ramionami.Po porannej rutynie, wyszliśmy z domu. Znowu ten pieprzony śnieg... chociaż mam wrażenie, że teraz przeklinam zimę już z przyzwyczajenia. Odkąd zadaję się z Tordem, jakoś wcale jej nienawidzę, tak sobie myślę. Zawiesiłem swój wzrok na naszych butach przez trochę dłużej niż tylko chwilę. Kiedy tak idziemy wzdłuż zasypanych ulic, mam wrażenie, jakbyśmy szli osobno, mimo że obok siebie. Nie wiedziałem dlaczego. Chyba znowu pogrążam się za bardzo w swoich myślach... Spojrzałem w górę i zauważyłem, że Thor się mi przyglądał. Nie zareagowałem na to jakkolwiek, może on też się zamyślił? Wtedy zawiał silniejszy wiatr, targający naszymi płaszczami. Mogłem się założyć, że on też poczuł ten sam przeszywający, kacowy ból w skroniach.
Widziałem, jak bóg piorunów odpalał szluga, więc poszedłem przodem, żeby na mnie nie nadymiło.
W końcu znaleźliśmy się przed naszą pijarnią. Nie czekałem już na niego i od razu wszedłem do środka, a tam rozluźniło mnie bijące ze wszystkich stron ciepło. Fortepian już na mnie czekał, a ja tylko westchnąłem. Przypomniała mi się nasza rozmowa z przed wczoraj. Może rzeczywiście powinienem się zająć tym na poważnie? Może to orkiestra albo koncerty są moim przeznaczeniem, a nie jakiś obskurny whisky-bar...? Pewnie nigdy bym nie miał tyle odwagi, żeby zrobić z moim "talentem" cokolwiek więcej, spójrzmy prawdzie w oczy. Chociaż, często się zastanawiam, co by się stało, gdybym podniósł trochę tą poprzeczkę. Chciałbym. Ale to nie dziś. Boże, i znowu ten wewnętrzny monolog.
Usiadłem. Zagrałem. Przerwa i szlug. Koniec przerwy. I powtórz.
Tak przez osiem godzin. Później o godzinie dwudziestej trzeciej wychodzę, a stopy mi marzną od śniegu pode mną. Wkładam klucz z moim niebieskim brelokiem z zawieszką z rekinem wielorybim, który niemiłosiernie stuka o zamek, kiedy wchodzę do mieszkania. Zdejmuje buty, stopy mi odmarzają. Później rzucam się na łóżko. Potem głodnieję, więc jem. Uczę się i w najlepszym wypadku zasypiam. Tak samo się stało i dzisiaj, ale tym razem już nie zasnąłem. Patrzyłem się tępo w sufit, myśląc o nim... Co ma on, czego ja nie mam? Czego on nie ma, co ja mam? Czy on też teraz nie śpi? Jeśli tak, to dlaczego? Dzisiaj wyszedłem z pracy i nie miałem okazji się z nim pożegnać, przez co w sumie trochę mi przykro. Ale znowu, dlaczego tak dziwnie się poczułem?... Moje oczy same z siebie się już zamykały, obserwowałem kolorowe plamki pod powiekami, to jak się obracały i zmieniały kolor, ale zasnąć już i tak nie mogłem. Usłyszałem jak ktoś do mnie dzwoni, ale ja nie chciałem rozmawiać. Raz, drugi, trzeci. Plamki już nie były takie ruchliwe i jaskrawe, a więc po czwartym razie odebrałem.
- Halo?- odebrałem i przetarłem powieki.
- Piwo?- Usłyszałem za słuchawką głos boga, ale teraz brzmiał na jakiegoś przejętego.
- No nie wiem...- westchnąłem i zastanowiłem się przez chwilę. Moje myśli jakby ucichły, wraz z tym, gdy odebrałem.
- No weź... Nie mogę spać- powiedział Tord.
- Po alkoholu tym bardziej nie zaśniesz- wymruczałem zaspanym głosem. Szczerze, nie czułem się jak picie.
- Ale ty jesteś drętwy.- Wtedy usłyszałem kolejne szmery. Zauważyłem też, jak głęboki był jego oddech.
- Gdzie jesteś...? Wszystko dobrze?- spytałem, bo nie byłem do końca pewien. Brzmi jakby albo był chory i miał zatkany nos, że oddycha przez usta, albo gdzieś biegł. Ale cholera, w środku nocy?
- Nie, chyba się przeziębiłem wczoraj...- zakaszlał cicho po drugiej stronie słuchawki.
- Potrzebujesz czegoś?
- Wódy-
- JAK LEKÓW, albo rosołku- Tord przerwał mi śmiechem, w sumie... mnie też to rozbawiło. Ale co jak co, po jego głosie było dobrze słychać, że jest jebanym komuchem
- Zjadłbym rosół.
- To wyślij mi swój adres. I przyjdę za jakiś czas.
- Oh. O-Okej, to do później...
- Do później, odpoczywaj.Nie zastanawiając się zbyt długo, wstałem z łóżka i udałem się do kuchni. Zajrzałem do lodówki i umyłem mięso z kurczaka, które kupiłem jeszcze niedawno, a następnie powycinałem wszystkie ścięgna, kości, żyłki, czy cokolwiek mogło by niszczyć jego teksturę. Włożyłem kurczaka do gara z wodą. Posoliłem i zagotowałem, w międzyczasie obrałem marchew, pietruszkę i seler. Pokroiłem na kawałki, a w kuchni unosił się przyjemny zapach świeżych warzyw. Podobny został na moich rękach, co jakoś tak wprowadziło mnie w jakiś stan nostalgii. Przygotowałem też cebulę, natkę pietruszki i pora. Po jakimś czasie dodałem warzywa i czekałem aż się ugotują, tak samo jak makaron w osobnym garnku. Po około dwóch godzinach wszystko było gotowe. Marchew, pietruszkę i mięso z zupy włożyłem osobno, w razie, gdyby ich nie lubił. Zerknąłem na swój telefon.
+44 5757 495 720: Wysyła wiadomość tekstową.
Otworzyłem nasze wiadomości i spojrzałem na adres, który wysłał mi Tord. Nie mieszkamy wcale jakoś daleko od siebie, więc spakowałem wszystko razem z lekami jak: Tylenol, NyQuil, Afrin i Gripex. Pomyślałem, że one wszystkie nazywają się jakoś dziwnie. Nie mogą ich nazwać jakoś po ludzku? Na przykład "nosoudrożniacz max" zamiast tych wszystkich bajeranckich nazw na sprej do nosa, którego jest w tym aerozolu mniej, niż kot napłakał... Tak czy siak wybrałem się z moim plecakiem pierwszej pomocy do jego mieszkania. Przechadzając się tak nocnymi, londyńskimi ulicami zastanawiała mnie jedna rzecz. Co on we mnie takiego zmienił, że potrafię z jasnej dupy wstać z łóżka, postać sobie jak debil w garach i iść przez pierdolone zaspy, tylko dlatego, że nie ubrał szalika w grudniu? Westchnąłem i potrząsnąłem głową na boki, z której spadło mi trochę śniegu.
W końcu znalazłem się pod wyznaczonym adresem. Moim oczom ukazał się dom jednorodzinny, trochę wystylizowany na taki brutalizm. Cholera, ten to się dopiero ładnie ustawił... Zapukałem do drzwi i oparłem się o random kolumnę przed wejściem. Nic. Dzwonię dzwonkiem... Light work, no reaction. Nacisnąłem lekko klamkę. Ku mojemu zdziwieniu drzwi były otwarte, a więc wszedłem do środka. Zamknąłem za sobą drzwi na klucz.
CZYTASZ
Never Really Sober || TordTom ||
Fanfictionʚ‧˚₊ NEVER REALLY SOBER ༉‧₊˚. TYMCZASOWO PORZUCONE (dopóki nie wróci mi wena). Opowieść o dwóch mężczyznach, którzy spotykają się w najdziwniejszych momentach w swoich życiach. Tom- dwudziestodwuletni student i muzyk jest ostatnimi czasy w kryzysie...