POCZĄTKI CZ. 2
Weszłam na most i oparłam się o barierki skupiając swój wzrok na wodzie płynącej pode mną. Potrzebowałam chwili samotności by dać upust emocjom, by poukładać myśli. Jednakże utrudniał mi hałas samochodów za mną wraz z Jiminem. Wróć... Jimin? Czy on serio tu za mną przybiegł?
Park stał parę metrów dalej ode mnie. Wpatrywał się w moją osobę ze zmrużonymi oczami, tak jakby upewniał się czy to naprawdę ja. Po chwili namysłu chłopak popędził w moją stronę, sekundy później znajdował się już ku mojemu boku.
Chłopak również oparł się o barierki i zanurzył swój wzrok w daleką przestrzeń. „Jak się czujesz?" Spytał.
„Jak myślisz?" Oschła odpowiedź automatycznie wyszła z moich ust.
„Słuchaj, wiem, że jest ciężko, ale wiem również że jesteś silna, tak jak twoi rodzice. Dacie sobie rade. Sytuacja jest ciężka, wiem, ale jestem pewny, że wspólnie znajdziecie wyjście. W razie czego mogę pogadać z moimi rodzicami, lubią was, będziemy mogli wam jakoś pomóc. Jungkook też pomoże, a jego rodzice wcale nie muszą o niczym wiedzieć."
Zmrużyłam oczy i przełknęłam ślinę. „Jimin, sytuacja jest za ciężka. Od paru tygodni dzień ten śnił mi się w koszmarach. Przez cały ten czas czułam się bezradnie, bo byłam bezradna, nie mogłam nic zrobić." Łzy napłynęły mi do oczu.
„Spędzałam całe wieczory przeglądając ogłoszenia w sprawie pracy, zawsze byłam za młoda aby ktokolwiek mógł mnie zatrudnić. Moje możliwości kończyły się na wyprowadzaniu psów sąsiadów za marne grosze." Nie mogłam nabrać powietrza i mimo, że Jimin próbował mnie uspokoić, kontynuowałam na swoich ostatnich siłach.
„Nigdy nie mówiłam nikomu w jak głębokim rowie się znajdujemy, nie wiem, po prostu nie chciałam wywoływać u innych przymuszonego współczucia. Naprawdę, ja..."
Obraz przejeżdżających obok nas samochodów zaczął mi się mazać, a odgłosy miasta zaczęły wydawać się jakieś niewyraziste. Później była już tylko czerń.
Zemdlałam.
***
„..."
„Spróbujesz przyjechać? Dobra, uważaj na siebie. Jak cię złapią to będziesz miał przesrane."
„..."
„No, cześć."
Otworzyłam oczy, obudziłam się leżąc w łóżku szpitalnym. Nade mną siedziała moja mama, trzymając mnie za dłoń. Przetarłam oczy i następnie zobaczyłam mojego tatę i Jimina siedzących na krzesłach dla gości, wyraźnie zaniepokojonych. Mój przyjaciel schował właśnie swój telefon do kieszeni i oddalił do tyłu głowę, wgapiając się w biały jak śnieg sufit.