Rozdział pierwszy - Początek

236 11 18
                                    

Gdy po przyjeździe do szpitala odzyskałam przytomność, zorientowałam się że leżę na łóżku w małym pokoju o ścianach w kolorze szarym z telewizorem. Nikogo nie było przy mnie. Po upływie niecałego kwadransu pielęgniarka weszła do pomieszczenia w którym się znajdowałam aby zobaczyć czy aby może nie odzyskałam przytomności, jak zauważyła że już wszystko jest w już porządku podeszła do mnie i spytała się o moje samopoczucie oznajmiając również że wkrótce przyjdą moi rodzice. Nic nie odpowiedziałam na pytanie tylko przytaknelam na Tak. Młoda kobieta się uśmiechnęła i odeszła po chwili przyprowadzając z sobą Michaela. Na twarzy chłopaka nie było widać uczuć, spytał się co mi odwaliło, wręczył telefon i wyszedł z pokoju nie mówiąc już nawet słowa. Dla spokoju sprawdziłam czy nikt do mnie nic nie pisał, a dodatkowo dla pewności przejrzałam wszystkie aplikacja ale naszczęście nic nie przyszko więc całego zmęczenia i nudów postanowiłam trochę pospać, obudziły mnie wibracje z telefonu który leżał na moim brzuchu. Chwyciłam za komórkę na której wyświetlaczu widniał napis "Matka", wiedziałam z jaką sprawą dzwoni co jeszcze bardziej mnie zniechęcało do odebrania, wiedziałam już że Michael już wszystko im powiedział lub też napisał...zniszczył mi życie ale nie w taki sposób jaki ja chciałam sobie sprawić.

Tak jak powiedziała pielęgniarka, tak się stało w drzwiach mojego pokoju ukazała się sylwetka mojego znienawidzonego ojca i matki. Na ich twarzy było widać irytacje pomieszaną z ukrywaną radością. Z ust matki wydobyło się krótkie zdanie "zbieraj się, wypisaliśmy cię". Zrobiłam jak kazała, wstałam powoli z łóżka i ruszyłam niepewnym krokiem za nimi. Droga do domu byłaby praktycznie cicha gdyby nie muzyka w radiu którą co jakiś czas przerywał szum zapewne spowodowany popołudniowymi wiatrami.

Na wejściu do domu przywitała mnie Sarah z szyderczym uśmiechem i wesołym sarkastycznym okrzykiem

- kochana Charlotte, pakuj się w walizki bo długo tu nie pobędziesz

Na początku byłam zmieszana i kompletnie nie wiedziałam o co jej chodzi lecz szybko mi wyjaśniła widząc moje zakłopotanie

- Jedziesz do psychiatryka!

Serce mi szybciej zabiło, nie wiedziałam czy z radości czy z przerażenia, odwróciłam się na pięcie i skierowałam się po schodach w kierunku mojego pokoju, wyjęłam walizkę o kolorze liliowym i zaczęłam się powoli pakować mimo braku energii. Spakowałam w nią moje wszystkie ulubione ubrania wyłącznie z bordowym swetrem i czarnymi dzwonami które zamierzałam jutro ubrać. Do plecaka podręcznego spakowałam kilka książek, szkicownik i giętki ołówek gdyż byłam pewna że zwyczajny by mi zabrali. Czas minął wyjątkowo szybko, gdy na zegarze wybiła 19:30 chwilę później zza moich drzwi było słychać krzyki mamy abym zeszła wraz z Sarah na kolację. Jako że nie miałam dziś apetytu zgłosiłam matce że nie jestem głodna i oznajmiłam jej że zamierzam iść już spać, po tym pobiegłam na górne piętro zahaczając o mój pokój aby wziąć piżamę.

Po skończeniu kąpieli położyłam się na łóżku, przykryłam się kołdrą, zamknęłam oczy i zaczęłam wyobrażać sobie świat w którym byłam szczęśliwa, lubiana i czułam się piękna, sama nie wiedziałam po co to robię bo przecież taki świat nie istnieje prawda...? Przynajmniej wtedy tak mi się wydawało. Jakiś czas później odpłynełam w świat mojej wyobraźni zasypiając w głęboki sen z którego mnie wybudził rano mój zajebisty budzik nastawiony tak abym zdążyła do szkoły, oczywiście przez to że był weekend i było wcześnie rano rodzice na mnie wydarli z problemem że nawet w soboty nie mogą się wyspać. Dziś tym się nie przejmowałam gdyż miałam świadomość tego że przez najbliższe kilka miesięcy ich nie usłyszę ani nawet nie zobaczę. W nieskazitelnej ciszy przebrałam się w dzień wcześniej naszykowane przeze mnie ubrania następnie zamknęłam walizkę i bagaż podręczny które zaniosłam przy okazji schodząc na śniadanie do przedpokoju. Wiedząc że przez najbliższy czas tego nie zjem postawiłam sobie usmażyć jajecznicę. Chwilę później po tym jak zjadłam śniadanie zeszedł ojciec mówiąc

- dziecko, nie rób zbędnego hałasu

W głowie miejąc jedno zdanie "co on gada? Już nie można normalnie zjeść śniadania?" Jakby odczytując moje myśli dopowiedział

- tylko nie rób min, za jakiś czas cię zawieziemy tam gdzie twoje miejsce

Ignorując go wzięłam książę i ruszyłam żwawym krokiem na leżak za pomiędzy dwoma dębami stojącymi na skraju leśnej polany.

Niecałą godzinę później usłyszałam odpalone auto słysząc je natychmiastowo pobiegłam w jego stronę, włożyłam walizkę i torbę do bagażnika wsiadłam na tyle siedzenie i czekałam na odjazd. Większość drogi minęła szybko do czasu gdy nawigacja wypowiedziała "Za 10 kilometrów będziesz w wyznaczonym miejscu". Po usłyszeniu tego komunikatu w głowie zaczęły mi się tworzyć różnego typu scenariusze związane z samotnością lub wyśmiania moich problemów i brakiem jakiegokolwiek wsparcia. Moja wyobraźnia tak mnie pochłonęła że nawet nie zauważyłam kiedy dojechaliśmy,  tak jak tego wcześniej chciałam teraz nie chcę, wiedziałam że nie mam na to wpływu więc wyszłam z samochodu w ciszy z głową wpatrującą się w pękniętą kostkę brukową przez dłuższą chwilę nie zaprzestając tej czynności. Wiedząc że nic lepszego mnie nie czeka ruszyłam za ojcem który coś mamrotał pod nosem abym się ruszyła.

Budynek od środka był bardziej estetyczny niż mi się wydawało pomimo lekko uszkodzonych drewnianych mebli i już wyblakłych ścian. W izbie przyjęć wypytywano się mnie o moje dane osobowe i inne tego typu rzeczy zważając na mój dyskomfort. Po zameldowaniu odprowadzono mnie na piętro przez długi korytarz z niedoczyszczonumi śladami krwi na ścianach do mojego pokoju który okazał się być dwu osobowy, moja jeszcze nie poznana współlokatora była brunetką w kręconych włosach ściętych trochę krócej niż do ramion, grzywce, okrągłej piegowatej, bladej twarzyczce i szaro-brązowych oczach. Ubrana była w dziadkowy sweter i krótką czarną jeansową spódniczkę dzięki której zorientowałam się że to nie chłopak. Podeszłam niepewnie do brunetki która widocznie mnie nie zauważyła przez słuchawki na uszach odciągających ją od teraźniejszości. Gdy zebrało mi się na odwagę usiadłam koło niej mówiąc zwyczajne "cześć" ta odrazu zareagowała zsuwając z uszu słuchawki i natychmiastowo odpowiadając na przywitanie po którym zapytała się za co trafiłam i czym się interesuje i ile mam lat. Odpowiedziałam już na luzie wiedząc że dziewczyna raczej mi nic nie zrobi

- trafiłam przez próbę... - widząc po jej wyrazie twarzy opowiedziałam na dalsze pytania - 14 lat no i czytanie a czasem rysowanie

- a jak masz na imię? - spytała chcąc skończyć obrzucać mnie pytaniami i nareszcie powiedzieć coś o sobie

- Charlotte - powiedziałam niepewnie i niemal od razu dodając - ale wolę Charlie

- No ładne imię ja jestem Alex wzasadzie to Rose ale kto by chciał mieć tak na imię...mam piętnaście lat i trafiłam za shifting który też jest moją pasją, rodzice odkryli że shiftuje, uznali mnie za chorą, więc tak tutaj trafiłam, tylko proszę ty chociaż mnie nie znienawidź...

- shifting? - zapytałam z pełnym zaciekawieniem

Dziękuję za przeczytanie tego, pisanie tego rozdziału zajęło mi nie mało czasu gdyż nie wiedziałam jak napisać jakieś sytuacje, rozdział ma 1133 słów więc gratki dla mnie 💋💋💋
Postaram się aby kolejny rozdział pojawił się trochę wcześniej... trzymajcie się 🙇🏿❤️ JAK JEST JAKIEŚ ORTO TO PRZEPRASZAM

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 10 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Another Side (Wstrzymane)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz