ROZDZIAŁ 1

6 0 0
                                    

Tego wieczoru Vegas było tak samo zatłoczone jak zawsze. Nikt niestety nie zdawał sobie sprawy z tego, co tego samego wieczoru miało się wydarzyć. Nikt nie spodziewał się, ze noc, w której mieli się świetnie bawić zamieni się w koszmar. O tej godzinie większość nastolatków kręciła się po klubach, natomiast dorosłych po kasynach. Jako że to był koniec roku szkolnego, postanowiłam wybrać się do klubu Embrassy (który byl jednym z lepszych klubów) aby to uczcić. Mamy tam wstęp tylko ze względu na ciotkę mojego przyjaciela Chase'a która była właścicielką. Cóż. Niestety to właśnie w tym klubie miało wszystko się zacząć. Zwykle nie lubiłam chodzić na imprezy. Chyba, że jest do tego jakaś okazja. Wybiła godzina 01:00. Wszyscy bawili się wręcz świetnie, a większość była już całkiem nieźle wstawiona. Nawet Chase i moja druga przyjaciółka Rose. Zawsze trzymaliśmy się we troje. To nie tak, że nie miałam innych znajomych. Po prostu z nimi dogadywałam się najlepiej.

Dla innych, była to impreza jak impreza. Jednak ja, mialam złe przeczucie. Cholernie złe. Zwykle te moje przeczucia się sprawdzają. Dlatego bałam się, co może się wydarzyć i tym razem. Najgorsze było to, że bylam jedną z nielicznych tu trzeźwo myślących osób. Tych których pierwszy raz widziałam na  oczy, miałam w dupe. Jednak bałam się co może się stać Rose bądź Chase'owi.

Starałam się o tym wszystkim nie myśleć. I udało mi się, z jednego powodu. W momencie w którym dwójka przyjaciół wyciągnęła mnie na parkiet, zaczęłam czuć na sobie czyjś wzrok. Co kawałek rozglądałam się po klubie, jednak nie mogłam go znaleźć. Z moich myśli wyrwało mnie wołanie Rose.

-Verity, Verityy, VERITY DO KURWY NĘDZY SŁUCHASZ TY MNIE W OGÓLE?- wydarła się w końcu na mnie. Przyznam że to wystarczyło żeby przywrócić mnie do rzeczywistości. Spojrzałam na Rose pytającym spojrzeniem nie rozumiejąc o co jej chodzi. Jej mina mówiła jedno. ,,Zaraz ci przywale". Dlatego i Chase postanowił się wtrącić. Podszedł do nas tanecznym krokiem i tracił mnie biodrem. Widać że byl nieźle nawalony. Alkoholem walilo od niego z kilometra.

-Verity ocknij sie w końcu, wyglądasz jakbyś coś brała ale weszła ci zła faza.- On i jego teksty. Kocham go jak brata ale czasami mam go serdecznie dosyć. Spojrzałam tylko na niego morderczym wzrokiem.

-No co jest, To koniec roku! Powinnaś bawić się na całego! W końcu szkoła nie kończy się codziennie- wtrąciła jeszcze Rose. Zwariować z nimi idzie. Najchętniej bym ich zostawiła ale muszę ich pilnować żeby czasami znowu nie wezwali policji do wielkiego człowieka z nożem, które okazało się byc drzewem.

-przypomnę wam, że z naszej trójki jestem trzeźwa jako jedyna. Plus jestem najstarsza. Nie mam zamiaru was zostawiać żebyście odjebali takie akcje jak rok temu.- odezwałam się w końcu. No tak, jestem najstarsza. Może i tylko o 2 lata, ale to nie moja wina że chciałam się pobawić w jakąś buntowniczkę i co kawałek nie chodzić na zajęcia. Odegrali się na mnie nie przepuszczając mnie do klasy. Rok temu wyszło tak, że ci idioci się naćpali, i wywiozło ich do Hiszpani. Oni sami nie wiedzieli jak tam trafili. Ich rodzice dowiedzieli się o tym, kiedy musili odbierać ich z tamtego komisariatu.

-Pierdolenie! Najwyżej twoja mama znajdzie nas najebanych w krzakach. W końcu sama po części cię zmusiła do imprezy- Rose nie dawała za wygraną. W Końcu nie chcąc się już kłócić, postanowiłam sama wziąć się za picie. Może to chociaż pomoże mi przetrwać to całe zamieszanie.

Godzina 02:30. Czy byłam wstawiona? Może. Tańczyłam już chyba z pięcioma innymi chłopakami. W końcu kiedy wróciłam do moich znajomych, w końcu zobaczyłam przyczynę moich przeczuć.

Znalazłam go.

Ten wzrok.

Patrzy się na mnie.

Obserwował mnie na oko wysoki, dwudziestoparoletni czarnowłosy chłopak o szarych oczach. Nie mam pojęcia jak rozpoznałam z takiej odległości kolor jego oczu. Być może po prostu mi się przewidziało. Ale to teraz nie jest ważne. Jak bardzo chciałam odwrócić wzrok, tak nie mogłam. Jego spojrzenie mnie naprawdę przyciągało. Ja patrzyłam na niego, a on na mnie. Jednak moje przeczucie, że zaraz coś ma stać wydarzyć, i to nie jest nic dobrego, nie znikało. Przeciwnie. Było wręcz większe. Boże, czemu ja się ciągle na niego patrze. Chce odwrócić wzrok. Chce, ale nie mogę. Nie pomagało To, że kiedy na mnie patrzył, to jeszcze się uśmiechał. Musiałam coś w końcu zrobić. Ale stałam jak sparaliżowana. Serce biło mi jak szalone. Widziałam już tylko jak westchnął, w końcu odsunął się od ściany. Chwila... On chyba nie zamierza do mnie przyjść, prawda? Powiedział coś do osoby stojącej obok po czym zaczął powoli iść w moją stronę.

I wtedy stało się to.

Strzał.

Drugi.

Trzeci.

Krzyk ludzi.

I mój koniec.

Bliżej Niż Się Wydaję Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz