Percy Jackson miał już serdecznie dość swojego prawdziwego ojca. Najpierw zostawia jego młodą matkę, a kiedy się żeni nagle sobie przypomina, że ma z nią syna. Naprawdę tego było już za wiele.
Posejdon naprawdę kilka tygodni przed ślubem jego mamy i Paula tak po prostu wprosił się do ich domu. Zaciągnął Percy'ego do kuchni i zaczął z nim rozmawiać czy nie chciałby pojechać na ryby. Osiemnaście lat wychowywania się bez ojca i ten nagle pyta czy chce jechać połowić ryby?
Oczywiście jego odpowiedź brzmiała „nie wiem", chociaż miał ochotę powiedzieć „nie". Dlatego właśnie zaraz po tej rozmowie pożegnał się z Sally i ojczymem, a chwilę później był w drodze do swojego najlepszego przyjaciela i wybierał do niego numer.
— Halo? — usłyszał głos Jasona po drugiej stronie telefonu.
— Hej Jason, chcesz może pojechać gdzieś?
— Montauk?
— Jak ty mnie znasz. Będę za pięć minut pod twoim domem. — po tych słowach rozłączył się i z uśmiechem na twarzy przyspieszył kroku.
Kiedy doszedł pod dom Grace'a, chłopak już stał opierając się o samochód. Uśmiechnął się na widok Jacksona i pokazał mu ręką aby wsiadł. Sam zrobił to samo, więc czarnowłosy przebiegł ostatnie kilka kroków i usiadł na miejscu pasażera. Od razu otworzył okno i położył na nim nogi, na co blondyn się zaśmiał, odpalając pojazd.
— Co się tym razem stało?
— Ojciec przyjechał. — po powiedzeniu tych słów Percy kątem oka dostrzegł, że Jasonowi znika uśmiech z ust.
— Co chciał?
— Jechać na ryby. Nagle zaczął się tak bardzo interesować moim życiem, dopiero gdy mama i Paul mają się za niedługo pobrać.
— Trochę chujowo.
— Trochę bardzo.
Jego najlepszy przyjaciel włączył 1989 od Taylor Swift. Ulubiony album Percy'ego. Kiedy jechali w ciszy piosenka grała po piosence. W końcu dojechali do Montauk.
Wysiedli z samochodu i Percy cieszył się bryzą morską. Rozwiewała mu włosy i przynosiła przyjemny zapach morza. Spojrzał na Jasona.
— Kto pierwszy w domku?
— Mnie nie prześcigniesz.
Śmiejąc się zaczęli biec w kierunku domków. Kiedy Percy miał swoje siedemnaste urodziny jego rodzice powiedzieli, że kupili mu domek w Montauk. Od tamtej pory zawsze ich tam zabierał kiedy mogli.
Jason prawie prześcignął już czarnowłosego, gdyby nie to, że ten drugi w ostatniej chwili rzucił się na drzwi i wygrał.
— Robisz mi niebieskie naleśniki jutro aha!
— Jasne. Takich jak moje jeszcze nigdy nie jadłeś.
— To chętnie spróbuję.
Grace roztrzepał mu włosy zamykając za sobą drzwi. Niby normalny gest ale Percy'ego rozmiękczył od środka. Może i jeszcze nie dopuszczał do siebie tej myśli ale był w nim totalnie zakochany.
Poszedł do pokoju i rzucił się na łóżko, jęcząc jak bardzo chce spać.
— Nie dramatyzuj. Pośpisz za kilka godzin. Dopiero czwarta po południu. Musimy jeszcze zjeść kolację. Co chcesz?
— Niebieski makaron z niebieskim serem? W szafce obok lodówki jest zapas niebieskiego barwnika.
— Dlaczego mnie to nie dziwi? — zaśmiał się blondyn.
Percy wzruszył ramionami i czekając aż Jason zrobi jedzenie, strzelał palcami. Otworzył okno i oparł się o parapet, a bryza, po raz kolejny tego dnia, rozwiewała mu włosy. Przeczesał je palcami. Ostatnio Annabeth mu powiedziała że ma straszne odrosty i niebieska farba na końcówkach już zanika. Tak napewno jak wrócą poprosi ją o pomalowanie mu ich na nowo, bo sam nie da rady.
W kieszeni zawibrował mu telefon, więc szybko go wyjął i przeczytał wiadomość na powiadomieniach jeszcze na ekranie blokady.
Posejdon: To jak z tymi rybami?? :-)
Percy wyciszył telefon i rzucił na łóżko. Niech jego ojciec się teraz nie bawi się w idealnego tatusia. Przez 18 lat go ignorował. Niech go teraz pocałuje w dupę.
— Chodź tu Percy obiad jest. — usłyszał głos młodszego a chwilę później stukot dwóch talerzy i dwóch szklanek. Zgodnie z prośbą poszedł do stołu który znajdował się między kuchnią a salonem.
Uśmiechnął się kiedy zobaczył niebieskie jedzenie i jakimś sposobem niebieską oranżadę. usiadł na przeciwko Jasona i zaczęli jeść. Po krótkiej chwili usłyszał odgłos przychodzącej wiadomości. Blondyn wyjął telefon i przeczytał wiadomość, uprzednio w nią klikając. Szybko coś odpisał i po kilku sekundach nadeszła kolejna wiadomość.
— Thalia? — zapytał Jackson.
— Ta. Ojciec kazał jej zapytać gdzie mnie wywiało, więc napisała do mnie jakie kłamstwo mu sprzedać. Kazałem jej powiedzieć, że jestem z tobą i wrócimy jutro. — wytłumaczył Grace.
— Twój stary chyba mnie nie lubi.
— On nie lubi każdego. Wyjątkiem jestem ja, Thalia i Hera.
Czarnowłosy się zaśmiał a blondyn razem z nim. Od czasu do czasu coś do siebie mówiąc zjedli obiad i posprzątali. Starszy chłopak wyjrzał przez okno i czując ciepłe powietrze uśmiechnął się.
— Jace idziemy na plażę?
— Jasne. Pływać czy zbierać muszelki? — zapytał a Percy tylko wzruszył ramionami.
•^•
— Ani mi się waż. — powiedział Grace stojąc na piasku z wyciągniętymi przed siebie rękami.
— A to dlaczego? — zapytał Jackson przechylając głowę w prawo. Stał po kolana w wodzie i nachylał się z ręką w gotowości aby ochlapać Jasona.
— Będę cały mokry.
— I?
Blondyn powoli cofnął się o krok. Błąd. Percy ochlapał wyższego chłopaka i zanim się zorientował, on już wywalił ich dwóch do oceanu. Siedząc na dnie, cali mokrzy, zaczęli się śmiać. Jason trzymał rękę na kolanie Percy'ego i starał się złapać oddech, chociaż ciągle się śmiał. Serce zielonookiego zabiło szybciej. Albo dzisiaj albo wcale.
— Jace?
— Tak?
— Chciałbyś może zostać moim chłopakiem może? — bardzo niepoprawnie gramatycznie ułożył zdanie ale nie obchodziło go to. Ważne że blondyn zrozumiał.
— Bardzo chętnie. — odpowiedział z uśmiechem.
Po kilku minutach śmiania się, wstali i postanowili iść do domu aby się przebrać. Przez całą drogę trzymali się za ręce i Percy czuł się jak w niebie. Teraz ma najlepszego chłopaka na świecie, a jutro będzie jadł na śniadanie niebieskie naleśniki. Nie mogło być lepiej.
Przynajmniej będzie miał co opowiadać Annabeth, bo Thalii pewnie powie Jason. No cóż. I musi zadzwonić do Grovera. I zapytać go jak z June. Tak. Zrobi to jak będzie już z Annabeth. Teraz najważniejszy jest blondyn.
Dla zgnilezwloki
Mam nadzieję że się podoba