Zanurzam ręce w wilgotnej ziemi. Zaczynam kopać, ale nadal nie wiem czy twój, czy mój grób. Deszcz pada na moją twarz, a kwas rozmywa makijaż i niszczy włosy. Gleba staje się z każdą chwilą coraz bardziej ciężka. Osuwam się do płytkiego wgłębienia. Zasypiam, a moje członki powoli przykrywa błoto.
Budzę się następnego dnia jako martwa. W cierpiącym ciele jeszcze zioną resztki ducha. Próbując wrócić do domu, nawiedzam spotkane osoby. Nie wiem czy mam jeszcze dom. Nie wiem jak długo mnie nie było. Nic na ulicy nie wygląda znajomo, twarze i ekspozycje rozmywają się, zbijają w jednolitą masę, pamięć mięśniowa pomaga ma mi w poszukiwaniach.
Otwieram drzwi kluczem, którego podobno używałam już setki razy. Cicho włamuję się do mieszkania. Pomimo moich starań, zauważasz mnie. Pytasz czemu tak długo mnie nie było. Nie skomentowałeś stanu w jakim jestem ani nie ujawniłeś zainteresowania miejscem, w którym mogłam zniknąć. Nawet może nie pomyślałeś, że zniknęłam. Irytujesz się, że nie odpowiadam.
A ja nie wiem, jak mogłabym odpowiedzieć na twoje oschłe pytania.Wyjmuję z szafy czyste ubrania i wchodzę do łazienki. Moje ciało obmył deszcz, ale błoto zdążyło zaschnąć podczas mojego snu. Pozwalam, aby spływała na mnie chlorowana woda miejskich kanalizacji.
Odkrywam nowe elementy znanego mi wcześniej ciała. Poharatane kolana i siniaki zaświadczają o tym co się wydarzyło. Patrząc na to w jakim miejscu się znajduję, wolałabym zostać w grobie. W obu miejscach jestem sama, ale tam przynajmniej nie czułam się tak samotnie jak w czasie, który spędzam z nim.
Wychodzę więc znowu w zimną noc. Zostawiam wszystko, nic czego potrzebuję nie znalazłabym tam skąd odchodzę. Jako zjawa przemykam pod oknami, wśród przechodniów, niezauważona szukam drogi powrotnej do grobu. Pojawiam się nagle w lesie. Do końca nie wiem jak się tam znalazłam. Widzę swój niedokończony grób, teraz jest o wiele głębszy niż rano. W pierwszej chwili nie dostrzegam nikogo, jednak cichy szelest liści na ściółce zdradza czyjąś obecność.
Odwracam się. Czuję na sobie spojrzenie oczu, których nie dostrzegam spod kaptura niepokojącej postaci. Ciemny płaszcz okala jej sylwetkę. Cofam się instynktownie. Jedna z nóg traci grunt i wpada do dziury. Nie spadam, osuwam się na ziemię. Klęczę, kolana grzęzną
w nadal rozmiękłej ziemi. Próbuję uspokoić rozkołatane serce i przyspieszony oddech.Po chwili ponownie zwracam się w stronę nieznajomego. Ciemność przesłania moje oczy, stoi przede mną. Wyciąga w moim kierunku rękę osłoniętą czarną rękawiczką. Zapraszająco wskazuje na grób. Chce abym weszła do środka. Czuję, że nie mogę się sprzeciwić, albo nie chcę. Zniżam się ku krawędzi i zaraz jestem już w środku. Teraz postać klęczy naprzeciwko mnie. Gestem zachęca mnie do podania jej dłoni. Zbliża je do ukrytej twarzy i składa na nich pocałunek. Odbieram to jako czuły gest pożegnania. Pożegnania z moją obecną powłoką. Wyjmuje sztylet, ściąga rękawiczki i rozcina wnętrze jednej z dłoni. Maluje krwią po mojej twarzy. Czuję dotyk wilgotnych palców na czole i oczach. Usta zostawia na koniec. Jej krew ma słodki rdzawy smak.
Pokazuje, że mam stać spokojnie. Podświadomie wiem co za chwilę się wydarzy. Przykłada swoje czoło do mojego, krwawą dłonią gładzi mnie po włosach. Pierwszy raz dostrzegam oczy wybawcy. Wbija ostrze w moją pierś.