Mason prawie każdy dzień spędzał z Catherine. Czasem godzinę, czasem cztery, a czasem tylko kilka minut. Rejestrował jej uśmiech za każdym razem, gdy przychodził, coraz śmielsze proszenie o pomoc, coraz częstsze obelgi, które kończyły się śmiechem. Patrzył na nią i za każdym razem widział silną dziewczynę, która po tylu niepowodzeniach potrafiła wstać, uśmiechnąć się i powiedzieć, że jeszcze będzie lepiej.
Przyszedł moment, w którym nieświadomie przestał myśleć o tym, co uważa federacja. Szedł do Catherine bo chciał, a nie dlatego, że musiał. Polubił jej towarzystwo, które stało się nieodłącznym elementem jego dni. Dni, w których nie było już sensu, dzięki któremu wstawał rano.
Teraz robił to żeby poćwiczyć w samotności, kopnąć piłkę do pustej bramki, zrobić trening solo, bez kolegów i karcącego trenera. Nie myślał o tym bo gdyby to zrobił, załamałby się, a tego nie chciał.
Któregoś dnia, gdy wracał z samotnego treningu, pod drzwiami mieszkania zauważył swojego przyjaciela, który tak dawno się nie odzywał.
- Noe, zbłądziłeś? – spytał, uśmiechając się półgębkiem.
- Nie, stary. Przyszedłem do ciebie w pełni świadomie – zaśmiał się, po czym wyciągnął do niego rękę. Mason z nieopisaną radością uścisnął mu dłoń i uśmiechnął się z wdzięcznością. Brakowało mu Robbinsona, który tak często służył złotą radą i pomagał nawet wtedy, gdy byli w konflikcie. Ostatnio jednak ich kontakt zmniejszył się do minimum a Bennett nie chciał tego zmieniać, bojąc się, że kumpel odbierze jego zachowanie jako natarczywe. Jak się okazuje, czekanie popłaca.
Weszli razem do mieszkania.
- Co cię sprowadza? – spytał, kierując się do kuchni. Wziął dwie szklanki i butelkę wody.
- Ty mnie sprowadzasz – odpowiedział, siadając na krześle pod oknem. Mason spojrzał na niego pytająco.
- W sensie?
- Zdumiewa mnie twoje nagłe nawrócenie, zachowanie bez zarzutów i brak kompromitujących cię artykułów w serwisach plotkarskich. Chciałem na własne uszy usłyszeć czy to szczera zmiana czy po prostu jesteś lepszym aktorem niż piłkarzem? – spytał Noe, szczerząc przy tym zęby. Mason podsunął mu szklankę z wodą a sam ze swojej upił kilka łyków.
- A jak myślisz? – odpowiedział pytaniem na pytanie. Noe zamyślił się na chwilę.
- Myślę, że to szczera zmiana.
- Więc masz odpowiedź – Bennett skinął głową. Robbinson przyjrzał się przyjacielowi.
- Jak do tego doszło?
- Na banicji miałem mnóstwo czasu żeby przeanalizować swoje życie. I doszedłem do wniosku, że czasem trzeba spaść na dno i zgubić drogę, by odnaleźć siebie samego.
- Głębokie – przyznał z uznaniem Noe po chwili namysłu. Oparł się o parapet i spojrzał za okno. – Zdaje mi się, że ktoś jeszcze pomógł ci odnaleźć tę drogę – powiedział z naciskiem. Wracając wzrokiem do kumpla, który usiadł naprzeciw niego i utkwił spojrzenie za oknem.
- Może tak być.
- Może tak być?! – Noe ożywił się, prostując plecy. – Catherine ma na ciebie jakiś magiczny wpływ. Albo to wpływ federacji.
- Jedno łączy się z drugim ale efekt jest jeden.
- Dogadujecie się?
- Raczej.
- Jezu, stary! Serio, mam cię ciągnąć za język? – spytał rozentuzjazmowany. Mason spojrzał na swojego gościa i przyjrzał się jego wesołej twarzy.
- Catherine to wspaniała dziewczyna, która nie zasłużyła na to, co ją spotkało. Po wszystkim, z czym przyszło jej się zmierzyć, ten wypadek to gwóźdź do trumny. Czuję się za to odpowiedzialny i to mnie zajebiście dołuje – wyznał, zaciskając place na szklance.
- Ale przecież wszystko idzie ku dobremu. Rozmawiałem wczoraj z Catherine. Nawet nie przejęła się tym, że jej zespół wypadł z rozgrywek. Jest zadowolona, że tak daleko zaszły – powiedział z uśmiechem.
- Tak. Catherine wraca na dobre tory. Jutro ściągają jej gips, potem zaczyna rehabilitacje. Kiedy stanie na własne nogi, w przenośni i na serio, chcę wrócić do Milwaukee – oznajmił z grobową miną. Noe przyjrzał mu się, doszukując się żartu ale przyjaciel tylko spuścił głowę, skupiając wzrok na niedopitej wodzie.
- Że co? Dlaczego?
- A co mnie tu trzyma? Przez najbliższe lata nie mogę grać zawodowo a bycie tutaj i obserwowanie waszych sukcesów mnie rozłoży. Muszę się odseparować od tego miejsca.
- Przecież federacja dała ci możliwość rehabilitacji. Są zadowoleni z twojej zmiany! Mogą skrócić twój wyrok.
- Nie nastawiałbym się za bardzo – fuknął, przypominając sobie słowa przedstawiciela rady, którego mina zdradzała, że nie powinien w tym pokładać zbyt wielkich nadziei. – Po tych wszystkich eskapadach pewnie tylko czekali na moment, żeby mnie udupić.
- Stary, nie mów tak – Noe pokręcił głową, wciąż nie wierząc, że przyjaciel mówi na poważnie.
- Nawet jak mi skrócą wyrok to o ile? Pół roku? Kilka miesięcy? Do dupy z czymś takim – pokręcił rozdrażniony głową i odłożył szklankę bojąc się, że za chwilę roztrzaska ją o kafelki. – Poza tym chciałbym naprawić relacje z rodziną. Nigdy nie wiem, kiedy będę widział ich ostatni raz – mruknął, przypominając sobie słowa Catherine. Robbinson wciąż z niedowierzaniem obserwował przyjaciela. W sumie trochę go rozumiał, rozumiał tok myślenia i postępowanie ale nie chciał powiedzieć tego na głos. Milwaukee to w końcu nie koniec świata, ale to nadal wyjazd przyjaciela.
- Przemyśl to jeszcze – poprosił Noe, strapiony obserwując zaciętą minę Bennetta.
- Przemyślałem zbyt dosadnie. I mam do ciebie prośbę. Nie mów o tym na razie Catherine. Nie musi wiedzieć. W swoim czasie sam jej powiem.
CZYTASZ
Poza boiskiem
ChickLitCatherine jest odnoszącą sukcesy piłkarką. Talent odziedziczyła po bracie, który zginął w wypadku. Dziewczyna ciężko znosi stratę ale stara się trzymać i skupić na zbliżających się igrzyskach. Krótko przed zawodami poznaje kapitana jednej z najlepsz...