Rozdział 1. RAVEN

22 4 0
                                    

          Siedziałam w samolocie, był prawie pusty. Mimo to cały czas się rozglądałam. Byłam taka głupia, że nie posłuchałam wuja. Wiele lat temu miałam niepowtarzalną okazję nie mieszać się w to bagno i żyć normalnie jak każda przeciętna nastolatka.  Nie bać się każdego cienia ani wychodzenia o zmroku. Miałam za swoje, musiałam uciekać. Lepiej było zginąć od Maxwella niż od trepów Fire wave. 

          W głowie cały czas miałam chaos. Z jednej strony wiedziałam, że skazywałam się na męki i śmierć, ale z drugiej, nie mogłam usiedzieć w tym domu ani mieście. Wszystko mi przypominało o tej nocy. Wtedy całe moje dotychczasowe życie poszło w zapomnienie. 

          Wcześniej korzystałam z życia, brałam wszystko garściami. Nigdy nie narzekałam na brak adrenaliny, miałam wspaniałe towarzystwo, chłopaka i najlepszą przyjaciółkę. Wszystko się zmieniło w tę pamiętną noc, kiedy poczułam zimne ostrze na gardle. Później był tylko ból i krew, dużo krwi. 

― Za chwilę lądujemy, proszę zapiąć pasy. 

          Miałam nadzieję, że wuj nie domyśli się, gdzie byłam. Początkowo chciałam uciec na drugi koniec kraju, potem na inny kontynent. Najlepiej czułabym się jakimś tropikalnym miejscu, na Teneryfie albo na Karaibach. Jednak to byłoby zbyt łatwe, znali mnie na wylot. Wiedzieliby, czym bym się kierowała, wybierając dane miejsce. W końcu zdecydowałam się na moje rodzinne miasto. Nie było one największe ani nawet bardzo urodzajne. Szczerze mówiąc, nienawidziłam go i wuj bardzo dobrze o tym wiedział. Miałam same złe wspomnienia, to kłótnie z rodzicami, w szkole, poza nią. Wszędzie gdzie się pojawiałam, stwarzałam problem.  

          Musiałam to zmienić. Byłam o wiele starsza i o wiele bardziej doświadczona względem swojego zachowania i samokontroli. Co jak co, ale w dalszym ciągu byłam wybuchowa, niecierpliwa i szybko się irytowałam. Wniosek był więc prosty. Zmuszona byłam ograniczyć znajomości do minimum. 

― Dziękujemy państwu za lot. 

          Niechętnie wstałam z niewygodnego fotela, wzięłam swój bagaż podręczny i żegnając się z personelem samolotu, ruszyłam w stronę małego busiku, którym dojechałam do lotniska. Zanim odebrałam bagaż, minęło pół godziny. Musiałam sobie załatwić lokum, najlepiej małe mieszkanie albo domek na przedmieściach. Chciałam zacząć od nowa, z czystą kartą oraz nowymi danymi. 

          Tak jak w serialu Supernatural, miałam w zanadrzu kilka fałszywych dowodów osobistych. Od tamtej chwili miałam nazywać się Harper Miles. Dwudziestopięcioletnia baristka z Los Angeles. Rodzice nie znani, wychowana w domu dziecka. Na moje nieszczęście musiałam pofarbować moje czarne włosy w platynowy blond. Tak więc fryzjer to był mój pierwszy punkt docelowy. 

― Dzień dobry, ma Pani może czas na farbowanie włosów?  ― młoda, czarnoskóra kobieta popatrzyła na mnie spod byka. Zilustrowała mnie wzrokiem z góry na dół, po czym krzywo się uśmiechnęła. 

― Tak bez zapisu?  ― uniosła brew.   ― Mam jeszcze jedną klientkę.  ― dodała, zanim zdążyłam coś powiedzieć.  ― Przyjdź za dwie godziny, mogę pofarbować, ale drożej, bo po godzinach. 

          Chwilę zastanawiałam się co odpowiedzieć. Raven pewnie by coś odpyskowała, zagroziła bronią albo cokolwiek. Nie mogłam tego zrobić, ale też nie mogłam być nieśmiałą dziewczynką, która będzie zgadzać się na wszystko, co się jej powie. 

― Zapłacę tyle, ile trzeba. Chcę mieć tylko pewność, że nie skończę z sianem na głowie albo jak strach na wróble. 

― O to się nie martw.  

          Wyszłam z lokalu, kierując się w stronę kafejki internetowej. Musiałam znaleźć dach nad głową. Nie mogłam zamieszkać w hotelu, bo łatwo można było mnie namierzyć. Chciałam wszystko ukryć, nie pozostawić żadnych śladów. 

          Pierwsze co zrobiłam, to sprawdziłam mieszkania. Jednak te, które mnie zainteresowały, były jedynie na wynajem. Nawet jeślibym się na to zdecydowała, to nie wzięłam tyle pieniędzy, aby się utrzymać. Pod koniec wyznaczonego czasu przez fryzjerkę udało mi się znaleźć sporych rozmiarów domek na przedmieściach. Na zdjęciach nie prezentował się imponująco. Widać było wiele rzeczy do remontu, ale nie przeszkadzało mi to. Cena była przystępna, więc spisałam numer właściciela na kartkę i wyszłam z kafejki. 

― O, jednak wróciłaś?  ― kobieta zachowywała się dziwnie. Dałam jej jasno do zrozumienia, że skorzystam z jej usług i zapłacę za to dodatkową stawkę.  ― Siadaj na fotelu i powiedz, co chcesz zrobić z tymi kudłami. 

― Platynowy blond.  ― powiedziałam krótko.   ― Zapłacę pięćset dolarów, jeśli efekt będzie zadowalający, a włosy miękkie i błyszczące.  ― w lustrze widziałam, że oczy czarnoskórej się zaświeciły. Normalna usługa kosztuje w okolicach stu, maksymalnie dwustu dolarów. 

― Muszę Ci odwiązać tę chustę.  ― powiedziała w końcu, po czym sięgnęła po nią. Od razu się spięłam, nikomu nie pokazywałam swojej blizny, nawet po wyjściu ze szpitala, w domu, chodziłam zasłonięta. Wstydziłam się tego, że dałam się złapać i oszpecić.  ― Nie mogę Ci nawet włosów rozczesać przez tę szmatkę.  ― westchnęła.  ― Płacisz mi tyle, że nie będę pytać o nic, a po wyjściu udam, że nic nie widziałam. 

          Po chwili zastanowienia pokiwałam głową. Chustę rzuciła mi na kolana, ukazując bliznę. Ona przez ułamek sekundy się skrzywiła, ale zgodnie z tym, co powiedziała, nie pytała o nic. Wzięła się za rozczesywanie, skracanie i na końcu rozjaśnianie włosów. Minęła jedna godzina, a ja nie mogłam usiedzieć na tyłku. Dlaczego? Chciało mi się spać. Ta ucieczka, stres wypruło mnie z energii. Mało snu też nie pomagało.

― Trochę to trwało, ale mam nadzieję, że spodoba Ci się ten efekt. Całkowicie platyna to nie jest, ale pasuje Ci.   ― obejrzałam się w lustrze, dokładnie przeanalizowałam swoje włosy. Przód, boki, a nawet tył. 

          Prawda była taka, że wolałam siebie w czarnych. Naturalnie miałam brązowe włosy, ale nigdy mi się to nie podobało. Blond był na tyle ładny, że dałam radę wytrzymać, ale niekoniecznie się przyzwyczaić. 

― Dzięki.  ― powiedziałam, wręczając jej zapłatę.  ― Obyśmy nie musiały się już widywać.  ― wzięłam swoje rzeczy, wychodząc z budynku. 

####

 Witajcie moi drodzy w pierwszym rozdziale! 

Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak bardzo się cieszę, że w końcu publikuję tę książkę! Od początku stycznia 2023 roku, zaczęłam nad nią pracować i mam nadzieję, że się Wam spodoba <3 

Rozdziały będą publikowane o tej samej godzinie (13:00) co tydzień, ze względu na długość każdego. Starałam się, by najkrótsze miały minimum 900 słów.

Rozdziały będą z perspektywy albo Raven, albo Nicolasa, w większości wypadków będą po dwa. Nie będzie przypadku, że w jednym rozdziale będą obie perspektywy, by się nie pogubić ;p 

Serdecznie pozdrawiam <3

~Sue

ANANKEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz