Rozdział 5. RAVEN

13 3 0
                                    


          Byłam przekonana, że dałam do myślenia właścicielowi mieszkania. Co też nie zmieniało faktu, że miałam dużo racji. Od kiedy mieszkałam z wujem, nauczyłam się wielu rzeczy w tym wycen praktycznie wszystkiego. Śmieszne było to, że na niektórych akcjach musiałam używać przykrywek, by zorientować się w terenie. Raz właśnie okradaliśmy posiadłość jednego bogatego, nadętego bufona, który podpadł wujowi. Razem z moim ówczesnym chłopakiem pojechaliśmy zrobić wycenę remontową. Oczywiście musiałam się tego nauczyć, by nie rzucać nie wiadomo jakimi cenami. 

          Nie musiałam długo czekać, by facet do mnie wyszedł. Kątem oka widziałam też, że znów przyglądał mi się ten chłopak z przeciwka, ale nie zareagowałam na to.  Weszłam do środka i usiadłam przy wyspie kuchennej, czekając, aż coś powie. On tylko ze swojego neseseru wyciągnął kilka plików kartek i podsunął mi połowę z nich. 

― Tutaj jest umowa. Jak Pani wypełni wszystko, to możemy przejść do płatności.  ― uniosłam brew, a on pokazał mi na umowie cenę.  ― Trzysta czterdzieści tysięcy dolarów.  ― pokiwałam głową i wypełniłam wszystko, co trzeba było.  ― Będzie tu Pani mieszkać sama? 

― Tak.  ― powiedziałam.  ― A przynajmniej przez dłuższy czas.  ― pokiwał głową.  ― Tutaj ma Pan pieniądze.  ― wyciągnęłam dziesięć tysięcy, a resztę podałam mu.  ― Może Pan sobie zabrać tę walizkę. Nie będzie mi potrzebna.  ― kiwnął głową. 

          Przed jego wyjściem poprosiłam go, czy zadzwoniłbym mi po taksówkę, bo rozwaliłam telefon. On jednak zaproponował, że podrzuci mnie tam, gdzie wcześniej. Zgodziłam się, bo mogłam znowu skorzystać z budki telefonicznej i wtedy zamówić taksówkę. No i przy okazji odebrałabym swoje rzeczy i wymeldowała się z motelu. 

          Na miejscu byłam po kolejnej godzinie. Dokładnie analizowałam drogę w trakcie jazdy, bo chciałam zapamiętać większość rzeczy. Musiałam tego dnia na pewno zrobić zakupy, bo lodówka była pusta, a jeść na mieście nie mogłam w nieskończoność. W końcu nie wzięłam, nie wiadomo, ile kasy z domu. Cały czas źle się czułam, z tym że moje gardło było odkryte, każdy zwracał uwagę i mimo że nikt nic nie mówił, to wiedziałam, że chciał. 

          Z powrotem, poprosiłam taksówkarza, by zatrzymał się pod marketem i poczekał na mnie, a ja skoczę na szybkie zakupy. Facetowi się nie spieszyło, był wygadany i nawet ucieszył się z krótkiej przerwy. Oczywiście musiałam zapłacić za dwa przejazdy, ale nie obchodziło mnie to. Kupiłam sobie jakiekolwiek jedzenie, by nie tracić czasu, po czym na spokojnie wróciłam do domu. 

          Liczyłam, że nie będę musiała się użerać z sąsiadami, ale byłam bardziej niż pewna, że chłopak, który mi się przyglądał, będzie częściej to robił. Kiedy wyciągnęłam swoje rzeczy z bagażnika taksówki, ktoś do mnie podszedł. Był to  mężczyzna, na oko koło pięćdziesiątki. Zaproponował swoją pomoc, w zaniesieniu zakupów i walizki. Nie chcąc być nie miła, zgodziłam się, zapraszając go do środka. 

― Dziękuje za pomoc.  ― powiedziałam miło.  ― Napije się Pan kawy?  

― Jestem Harry, nikt mi tutaj nie mówi na per Pan.  ― zaśmiał się.  ― Chętnie bym się napił, ale muszę zrobić zakupy. Małżonka mnie zabiję, jeśli tego nie zrobię.  ― zaśmiał się i już miał wychodzić, ale się cofnął.  ― Jeżeli byś potrzebowała pomocy, to mieszkam naprzeciwko. Przeważnie jestem w domu, więc przychodź, jak będziesz chciała. 

― Dzięki Harry.  ― uśmiechnął się, po czym znów się odwrócił.  ― Przy okazji nazywam się Harper.  ― pokiwał głową i opuścił dom, a ja w końcu zostałam sama. 

          Praktycznie do dziewiątej wieczorem miałam spokój. Rozpakowałam się, zjadłam i wzięłam prysznic. Następnego dnia musiałam kupić cholerny telefon, bo głupiej taksówki nawet zamówić nie mogłam. Szkoda tylko, że przez te lata to miasto zmieniło się na, tyle że nie mogłam się zorientować, gdzie byłam. Musiałam sobie jednak poradzić, w czym pomóc miał mi Nick. Chłopak, który mi się przyglądał. Wpadł do mnie z butelką whisky, aby powitać nową sąsiadkę. 

          Miło mi się z nim rozmawiało, na tyle, by zgodzić się na jego propozycję. Później sama siebie karciłam, bo miałam nie zaznawać nowych znajomości, ale tę mogłam ograniczyć do samej pomocy w zaaklimatyzowaniu się. Nazajutrz, tak jak obiecał, zawiózł mnie do sklepu Apple, gdzie rzeczywiście kupiłam telefon oraz przy okazji laptopa. Problemem był sprzedawca, który nie krył się z tym, że wpadłam mu w oko i skomentował każdy centymetr mojego ciała. Zignorowałabym to, gdyby nie zaczął tematu mojej rany, która nieco mi wystawała zza pół golfu. 

― Ale dupek.  ― powiedziałam zła, wsiadając do auta bruneta.  ― Sprzedawca.  ― nie zrozumiał, o co mi chodzi, więc dopowiedziałam. ― Gdyby nie było tyle ludzi i kamer, to chyba skopałabym mu zadek.  ― roześmiał się, pewnie myśląc, że żartuje. Jednak mój wyraz twarzy wyprowadził go z błędu, bo zamilkł.   ― Posłuchaj, zdaję sobie z tego sprawę, jak wygląda moja szyja i na przyszłość, nie zaczynaj tego tematu. Nie komentuj ani nic, okej?  ― wolałam mu to powiedzieć. Poprzedniego wieczora złapałam go na tym, że się przyglądał temu, co miałam. Nie chciałam afer z kimś, kto wyciągnął do mnie pomocną dłoń. 

          Dopiero trzydzieści minut później ochłonęłam. W duchu dziękowałam Nickowi, że nie próbował ze mną na siłę rozmawiać, bo na pewno nie byłaby to miła rozmowa. Chłopak zabrał mnie do restauracji z francuskimi śniadaniami. Uśmiechnęłam się na samą myśl, bo przypomniały mi się jedyne wakacje, jakie miałam od pięciu lat. Wraz z wujem, moim ówczesnym chłopakiem oraz przyjaciółmi polecieliśmy do Paryża, umownie załatwić kilku ludzi. Z racji, że poszło wszystko po naszej myśli, Maxwell pozwolił nam na kilka dni wytchnienia. W podobnej knajpce codziennie rano jadaliśmy śniadania, śmialiśmy się i można powiedzieć, że przez taki krótki czas zapomnieliśmy, kim byliśmy. 

― Myślałem o tym, co Ci ciekawego tu pokazać.  ― zaczął, kiedy przynieśli nam jedzenie.  ― I jestem w kropce. Nie ma tu nic ciekawego, a wydaje mi się, że nie chciałabyś iść do muzeum sztuki ani do parku. 

― To źle Ci się wydaje.  ― powiedziałam uśmiechnięta.  ― Relaksują mnie takie miejsca.  ― to była szczera prawda. Od ponad dwóch lat spędzałam czas w takich miejscach, jak musiałam się wyciszyć. Oglądałam obrazy, rzeźby albo słuchałam muzyki lub podcastów w parku.  ― Jeśli dołożysz do tego plaże, to będzie jeszcze lepiej. 

― Nie ma problemu.  ― napił się kawy.  ― Chciałabyś pojechać jeszcze na jakieś zakupy? W miejsca, gdzie niekoniecznie się zwiedza?

― Apteka i centrum handlowe. Przynajmniej chce zobaczyć, gdzie co jest. 

Do godziny siedemnastej nie było mnie w domu. Przez większość czasu miałam wymalowany uśmiech na twarzy, bo Nick był bardzo zabawny i potrafił znaleźć temat o wszystkim. Dużo mi o sobie opowiadał, jakbyśmy znali się przynajmniej przez kilka miesięcy. Nie przeszkadzało mi to ani trochę, bo ja nie musiałam wymyślać historyjek o swoim życiu. 

W międzyczasie dowiedziałam się, że miał dziewczynę. Jego słowa zabrzmiały tak, jakby bał się, że będę go podrywać. Śmiać mi się chciało, kiedy przypomniał sobie o tym, by w końcu się do niej odezwać. Kto by pomyślał, że oprowadzenie sąsiadki po mieście tak go otępi, że zapomni o swojej ukochanej.

― Dzięki.  ― powiedziałam, wysiadając z jego auta.  ― Lepiej nie mów o tym swojej dziewczynie.  ― cały czas byłam roześmiana.  ― Bo nie chciałabym znów się przeprowadzać, jak mi dom podpali. 

  ― Do zobaczenia Harper.  ― nie skomentował tego, co dało mi podpowiedź, że Elizabeth, bo właśnie tak miała na imię jego dziewczyna, nie przyjęłaby tego wszystkiego dobrze. 

####

ANANKEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz