Rozdział 8

71 7 6
                                    

Kolejne dni mijały, a ja wciąż nie miałam okazji spokojnie porozmawiać z Blackiem. Zaczynało mnie to coraz bardziej przerażać z uwagi na to, że ilość dni do końca szkoły wciąż się zmniejszała przybliżając nas do dnia naszego ślubu.

Wszystko to jednak mogło się teraz zmienić.

Listopad słynął z bycia bardzo ponurym i przytłaczającym miesiącem, szczególnie z ilości nauki. Nauczyciele czuli presję zrobienia większej ilości testów, bo po pierwszym semestrze każdy musiał mieć przynajmniej 5 ocen ze wszystkich przedmiotów.

Siedziałam niewyspana ma śniadaniu przysłuchując się tylko żywej rozmowie Eufemii i Dromedy, kiedy w sali zapanował harmider.

Rozejrzałam się i od razu zobaczyłam latające przy suficie sowy.

- Myślicie, że mają coś dla nas? - zapytała Rowle.

- Mam nadzieję, że nie, bo listy od rodziców nigdy nie wróżą nic dobrego - odparła Black.

W tym samym momencie na moim już pustym talerzu wylądowała starannie zapieczętowana koperta.

- Wykrakałaś - rzuciłam rozbawiona się do Dromedy widząc widniejącą na kopercie pieczęć rodu.

Wystchnęłam cicho oczekując najgorszego.

- Oh, może zmienili Ci narzeczonego! - rzuciła żartobliwie Dromeda.

- Zaraz się przekonamy - dodałam sobie samej otuchy i otworzyłam kopertę wyciągając z niej mały kawałek pergaminu.

Arianno,
Jak już dobrze wiesz przyjdzie Ci wziąć ślub z młodszym synem Oriona i Walburgi. Z naszych źródeł ustaliliśmy, iż wasza relacja obecnie nie wygląda za dobrze. W trosce o twoje dobro postanowiliśmy zaprosić Państwa Black z synem na obiad. Nie chcemy z ojcem, żebyś skończyła jako kura domowa. Sami chętnie lepiej poznamy Regulusa i zobaczymy czy faktycznie masz powody aby go nie lubić. Lucjusza nie zabieramy, chcemy Wam dać trochę prywatności. Odbędzie się to w najbliższą sobotę. Ustaliliśmy z dyrektorem, że w piątek ojciec się po Ciebie przetereportuje, a w niedzielę wieczorem przeniesie Cię z powrotem do Hogwartu. Chcemy, abyś się nastawiła na zrobienie dobrego wrażenia na Państwu Black.
Do zobaczenia,
Rodzice.

Ponownie głośno westchnęłam.

- Co się dzieję? - zapytała troskliwie Eufia.

- Moi wspaniali rodzice postanowili zaprosić moich przyszłych teściów na obiad w tą sobotę - wyjaśniłam streszczając im treść listu.

Dziewczyny spojrzały po sobie.

- Może to dobrze? - rzuciła Dromeda chcąc mnie wyraźnie pocieszyć. Widząc moje niezrozumiałe spojrzenie wyjaśniła - no wiesz, może faktycznie jak się poznacie to okaże się nie być taki zły.

Faktycznie, miało to jakiś sens. Ale nie było pewności czy tak będzie.

Kątem oka, mimowolnie spojrzałam na Regulusa, który siedział kilkanaście osób dalej. Czytał właśnie list.

Zabawne.

Po jego załamanej minie nietrudno było zauważyć, że też już o tym wie i, że też nie jest z tego faktu zadowolony.

- Dziewczyny, nauczyłyście się na Obronę przed czarną magią? - zapytała znikąd Dromeda.

- Cały wczorajszy wieczór czytałam - mruknęłam Eufia - Jest jakiś sprawdzian?

- Nie, po prostu profesor Forsetto - szatynka rozmarzyła się na dźwięk jego nazwiska, z resztą jak większość dziewcząt, gdy go mijały - zapowiedział, że będzie dziś odbytywał.

Mogłabym przysiąc, że zbladłam. Wizja upokorzenia przy całej klasie nie znając odpowiedzi na jakieś pytanie od nauczyciela jest w mojej głowie gorsza niż usłyszenie od ojca "Musimy porozmawiać".

Potrząsnęłam głową odrzucając negatywne myśli.

- A mówił z czego konkretnie? - zapytałam. Być może pytanie jest z czegoś, co dobrze umiem.

- Z zaklęć atakująch i obronnych, które omawialiśmy powierzchownie - wyjaśniła Black, a jej twarz rozpromieniła się uśmiechem - Pomyślcie tylko, że jeżeli wybierze którąś z nas, to na długo zapamięta jej imię! - pisnęła.

Lucjusz siedzący niedaleko, słysząc nasze śmiechy spojrzał na nas upominająco, a ja natychmiast zakryłam jej usta ręką.

- Andromedo, rozumiem twoje podniecenie, ale nie zapominaj o zachowaniu w miejscach publicznych - posłałam jej pokrzepiający uśmiech. - A odpowiadając na twoje pytanie: Nie, nie nauczyłam się.

Parsknęłyśmy śmiechem.

•°•°•°•

-

Drodzy uczniowie - powiedział profesor Forsetto zaraz po wejściu do klasy. - Tak jak wspominałem zaczniemy dziś od krótkiej odpytanki. Czy są jacyś chętni do odpowiedzi? - zapytał uśmiechając się szeroko.

Jak to możliwe, że ten człowiek ma tak dobry humor dosłownie każdego dnia? I w dodatku jest tak zabójczo przystojny?

Wszyscy rozejrzeli się po sobie. Nie było chętnych.

- Rozumiem - zaśmiał się wyrozumiale. - Więc spójrzmy który dzisiaj - mężczyzna odwrócił się do wiszącego na ścianie kalendarza. - Czwarty, dodajmy jedenaście bo jest listopad. Podzielmy przez pięć, bo tyle jest teraz zamkniętych okien w tej sali. Hmm, może teraz dodajmy liczbę gryfonów w tej sali - profesor obejrzał się po uczniach - trzynaście. Zatem wychodzi nam numer szestansty - uśmiechnął się szeroko, a wszystkim uczniom opadły szczęki. Więc tak się bawimy.

Każdy zaczął się rozglądać wyczekując, aż osoba z numerem szesnastym się głosi.

Na szczęście ja miałam numer dziewiętnaście.

W końcu profesor spojrzał na listę obecności i prześledził ją wzrokiem.

- Pan Remus Lupin - przeczytał profesor.

Lupin, najnormalniejszy z huncwotów westchnął. Wyglądał na bardzo zmęczonego. Dziwne, przecież dziś jest czwartek. Nikt normalny nie imprezuje w środy.

Chłopak wstał z miejsca.

- Panie Lupin, proszę nam powiedzieć jakiego zaklęcia by pan użył na początku chcąc rozbroić przeciwnika.

Remus podrapał się po karku. Nad czym on się zastanawia? Przecież to oczywiste, że chodzi o Expelliarmusa. Nawet ja to wiem, więc jak niby taki kujon nie zna odpowiedzi?

- Niestety nie wiem, profesorze - powiedział chłopak.

Większość klasy parsknęła śmiechem. Remus Lupin, człowiek, który zawsze musi się wymądrzyć i poprawić Cię, przerwać Ci podczas odpowiedzi żeby pokazać, że on jest lepszy czegoś nie wie? Bynajmniej intrygujące.

Czarne srebro || Regulus BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz