Wracała wtedy do domu późnym popołudniem. Mieszkała w domu jednorodzinnym, jednym z wielu identycznych jakie postawiono obok siebie. Były w dość ciekawym miejscu, mianowicie między starymi, komunistycznymi blokami, a nowoczesnymi, wysokimi budynkami z wielkimi oknami. Niektórym domy te przypominały stylem domy jakie znaleźć można w Japonii, zapewne przez charakterystyczne połączenie bardzo ciemnego brązu i bieli.
Mijając skrzynkę na listy, zauważyła w niej białą kopertę. Nie przyglądając się jej, tudzież zakładając, że są to rachunki wyjęła ze środka kopertę i weszła do domu. W domu zdjęła z siebie kurtkę, torbę z zakupami postawiła na podłodze i skierowała się do kuchni. Tam zaparzyła sobie herbatę do ogrzania, bowiem dzień był bardzo zimny i wietrzny, a momentami padało nawet. Usiadła tedy przy stole z kubkiem w ręku i wzięła białą kopertę do ręki. Ku jej zdziwieniu nie były to rachunki, ani pismo od banku, ale zwyczajny list. ,,Mało kto piszę jeszcze listy, może pocztówki, ale to nie to samo" pomyślała. List był napisany na dużej kartce w niebieską kratę, jak z zeszytu, pismem koślawym i ledwie czytelnym. Rozprostowała zgięty wpół papier przed sobą i zaczęła czytać.
,,Było to tam! Było! Sam [nieczytelne] widziałem! Nie wierzą mi oni, ale ja wiem że to tam było! Przepraszam, poniosło mnie nieco, nie da się tego pewnie przeczytać, ale muszę komuś powiedzieć bo nikt nie wierzy. Nie wiem czy ty uwierzysz, ale tylko ty mi zostałaś. Nie wiesz pewno kim jestem. Marian jestem, dziesięć lat (chyba) się nie widzieliśmy, ale jestem twoim kuzynem. Dużo nas w rodzinie było, ale może pamiętasz taki gruby, mały byłem, czarne włoski pod garnek".
Tutaj przystanęła by przypomnieć sobie domniemanego kuzyna. Przeszukiwała wspomnienia z domu rodzinnego, ze wszystkich spotkań rodzinnych. I przypomniała sobie, rzeczywiście istniał Marian, i rzeczywiście był gruby, i niski. Ostatni raz widziała go dawno temu, potem zdał się zniknąć zupełnie, nikt o nim nie mówił, nawet najmniejszą wzmianką. Kontynuowała czytanie.
„To właśnie byłem ja. Nie rozmawialiśmy za dużo – wcale prawie. Ale nie powstrzymało mnie to przed napisaniem do ciebie. I chciałbym od razu zacząć o t y m pisać, ale nie mogę. Muszę najpierw przytoczyć ci nieco moją sytuacje. O tuż, skończyłem szkołę, nie była to dobra szkoła, podła, najpodlejsza w mieście. Ta co to wołają, że same ścierwo tam chodzi. I dobrze wołają. Po szkole zacząłem pić. Piłem co niemiara, co do roboty mnie wzięli, to za pijaństwo wywalili. Chwilę nawet udało mi się za pensje wynająć mieszkanie, ale je też przepiłem. Żyłem tak ze trzy lata może, potem dałem sobie spokój z robotą, i tak pieniędzy nie miałem. Możesz pomyśleć, zrozumiale zresztą, że proszę Cię tym listem o pieniądze. Ale nie, choć pieniądze przydały by się.
Wracając, po tym jak przestałem nawet szukać roboty, stałem się, no cóż zwykłym żulem. Wstyd przyznać, temu mało kto w rodzinie o mnie chcę mówić. Wstyd tylko przynoszę! Zająłem się wtedy i nadal się zajmuje zbieractwem, drobnymi kradzieżami. Starcza na jedzenie, reszta idzie na wódkę. Mieszkam zazwyczaj w opuszczonych domach, fabrykach, magazynach i innych podobnych. Czasem pójdę za miasto do jakiejś zapuszczonej chaty tam przenocować.
Właśnie w jednym z takich miejsc zobaczyłem t o. Nie wiem co to za budynek konkretnie był. Chyba po prostu większy dom, ale wyglądał trochę jak hotel.
O kończy się kartka, no trudno wyśle taki.
Napiszę jeszcze
Marian"
Pomimo zarzeczeń autora listu, że ów nie chce pieniędzy i tak myślała, że jest to jakaś nader wyrafinowana metoda wyłudzania. Oczywiście nie zamierzała nic wysyłać, wiedziała, że takie pieniądze poszły by na alkohol (i narkotyki pewnie też). Była jednak, choć odrobinę zaintrygowana o jakim t y m mówił autor, była też zaniepokojona nieco skąd miał on jej adres. Zdecydowała się na wyrzucenie listu, ażeby ten się nie pałętał i nie zawadzał.