Nagle wyszedł Buster z kabiny, wraz z ledwo chodzącą Maisie. Japierdole, ale przypał. Niezręcznie podszedłem do nich, a blondyna prawie się wywaliła. Lecz moja znajomość kung-fu oraz wszelkich technik obrony międzynarodowej pozwoliła mi złapać ją w ostatniej chwili, aby nie zaliczyła gleby. Ale ze mnie totalny szef.
— Gościu, może weź ją do domu? Nie wygląda najlepiej.. — westchnąłem ciężko, słysząc cichy Edgara chichot za sobą.
— Postaram się, ale nie wiem czy uda mi się zejść z tych wszystkich schodów — przytaknął.
Po paru chwilach obydwaj moi towarzysze pokierowali się do drzwi. Sekundę walczyli z zamkiem, aż jakimś cudem wyszli z pomieszczenia. Wow. Mam nadzieję, że wyjdą z tego cało.
— Idź, dzielny wojowniku.. Wierzę w ciebie, dasz sobie radę z tą bestią schodami! — wykrzyczałem im na do widzenia, odwracając się ponownie do emosa.
— Niezła akcja. Lepiej sobie nie mogłem wyobrazić pierwszego dnia w nowej szkole.. Ależ trochę mi niedobrze. — złapał się za głowę teatralnie, wzdychając. — Też chciałbym wrócić do domu..
Widząc go takiego skrzywdzonego, aż mi serce pękło. A tak serio, wiedziałem, iż tylko chciał ze mną stąd się wyrwać. Cały zamysł mi się podobał.. już nic bardziej mnie nie zaskoczy.
— A nie chciałbyś może.. wyjść ze mną wpierdolić burgera? Błagam. Jestem stawiony bardziej niż ty, na pewno. Popilnuj mnie kolego serdeczny zamiłowany.
— Ej dobra, zajebisty pomysł — zgodził się na moją propozycję.
Szybko ogarnęliśmy miejsce zbrodni, wywalając puste butelki do zepsutego wentu. Wypalone fajki spuściliśmy w kiblu, a całą robotę uznaliśmy za spełnioną. Najbardziej radował nas fakt, iż i tak sprzątaczki tu nie sprzątają, bo myślą że nikt tu nie uczęszcza. Co racja, to racja, no chyba że tylko w celach takich jak my. Później upewniliśmy że wszystko mamy, no i czekaliśmy aż zadzwoni dzwonek na lekcje. Wtedy mamy pewność, że żaden nerd ani nauczyciel nas nie dorwie. Gdy tylko usłyszeliśmy dzwon z piekieł, wylecieliśmy z kibla jak petardy, zgodnie z planem.
Biegliśmy chyba z paręnaście minut, aby oddalić się wystarczająco od budynku. Byliśmy w środku miasta, sami, praktycznie nie znając się. Ale czy to mi przeszkodzi wpierdolić burgera? Ani trochę. Spojrzałem na anioła życiodajnego - Edgara. Obydwaj teraz staliśmy w ciszy, nie wiedząc co powiedzieć. Dlatego jak najbardziej męski facet na świecie, wziąłem go za nadgarstek szarpiąc w stronę McDonalda. Tamten coś syknął, gdy dotknąłem tamtejsze miejsce, co mnie trochę zaniepokoiło. Ale nic nie powiedział, więc ez. Szliśmy sobie, aż w pewnym momencie zacząłem mu opowiadać o całej Historii Kung-fu. Zawsze tak robię jak nie wiem o czym rozmawiać. A jak wiem, to też opowiadam o tym co lubię.
Nie mam pojęcia czemu wszyscy mówią mi, że mam autyzm. Sami są akustyczni.
Emos potakiwał, a ja nadawałem jak popierdolony. Niestety w pewnym momencie dotarliśmy do galerii handlowej, gdzie był nasz cel. Wbiliśmy do środka, a ludzi nie było jakoś dużo. Najwyżej tylko tacy, no wiecie, starzy. Bo wszyscy tera w szkołach.— Boże, litości, puść już moją rękę.. — stęknął czarnowłosy. Oczywiście puściłem go, bo jestem dżentelmenem.
— Masz hajs? — zapytałem.
— Coś tam, ale chuj wie ile.
— Dobra najwyżej stawie ci — powiedziałem niczym romantyk. Ale nie jestem gejem, przypominam.
Poszliśmy do strefy z tymi wszystkimi fastfoodami, małymi restauracjami itp. Tam oczywiście również był KFC oraz McDonald. Zbliżyliśmy się do "stoiska" maka. Zacząłem obmyślać czym chciałbym pogustować mój żołądek, odlatując do mojego świata żarcia.
CZYTASZ
Pamiętnik Losu || Edgar x Fang
Romance,,Szczęście wiążę się z ryzykiem. Ale bez odrobiny strachu niczego nie można osiągnąć. Czasem, żeby zdobyć coś, czego pragniesz, musisz wykonać skok w ciemno. Jeśli człowiek nie ryzykuje, to nic w jego życiu się nie zmienia." ...Czyli majestatyczna...