Wysiadłam z samolotu. Ubrania kleiły się do mojego ciała i były całe wymiętolone. Włosy zapewne serczały mi każdy w inną stronę. Nienawidziłam latać, choć gorsze od tego były tylko pociągi. Byłam na miejscu dużo szybciej, jednak to wcale nie rekompensowało mi tego jak wyglądałam.
Kiedy odebrałam bagaż, wyszłam na ulicę i poszłam we wskazane miejsce. Jeszcze w samolocie dostałam wiadomość gdzie mam się kierować. Po chwili zauważyłam na parkingu mężczyznę ubranego w czarny garnitur, dopasowane kolorystycznie pantofle, z okularami na nosie i zaczesanymi do tyłu włosami. To pewnie musiał być Roy. W teczce znalazłam wiele informacji, w tym właśnie to kto ma mnie odebrać z lotniska.
Ruszyłam w stronę mężczyzny, ciągnąc za sobą walizkę. Gdy mnie zobaczył odłożył telefon i patrzył się na mnie zza czarnych szkieł. Dociągnęłam do niego bagaż, aby mógł go włożyć do auta, jednak on się nie ruszył.
- Callie Brown? - zapytał, a ja nie wiedziałam o co mu chodzi. Dopiero po chwili skojarzyłam to imię.
- Tak - odpowiedziałam tak pewnie jak tylko mi się udało, przypominając sobie, że to moje nowe nazwisko. Ten idiota zostawił mi chociaż moje prawdziwe imię.
Roy chwycił pewnie moją walizkę i wsunął ją do bagażnika. Następnie odwrócił się i otworzył przedemną drzwi. Wsiadłam bez zastanowienia. Wnętrze auta było obite białą skórą. Gdzieniegdzie występowały czarne lub złote elementy, choć przeważały te drugie, błyszczące. Właściciel tego wozu był człowiekiem ojca. Miał swoich ludzi w całej ameryce, jak i nie dalej.
Obym nie musiała się przekonywać.
Po prawie godzinnej podróży samochód zatrzymał się przed niewielkim jednorodzinnym domem. To była kolejna część planu. Miałam wyglądać jakbym wracała codziennie do pełnego miłości domu. Podobno sąsiedzi w tej okolicy w większości byli tak starzy, że nawet nie wychodzili już z domów. Tylko czasem na zakupy. Dlatego też ojciec wybrał to miejsce. Nikt nie zauważyłby kim naprawdę jestem. Były też puste domy czekające na kupców. Nasunęła mi się myśl dlaczego tak jest, ale szybko ją zbyłam nie chcąc zapeszać.
Kiedy Roy odjechał, weszłam do środka. Zakluczyłam za sobą drzwi i ruszyłam w głąb domu rozglądając się. Salon był dość mały, jednak dla jednej osoby w sam raz. Nie wiem jak miałaby się tu zmieścić cała rodzina. Stała w nim biała kanapa, szklany stolik, drewniana komoda a na przeciwko wisiał telewizor. W następnym pomieszczeniu znalazłam kuchnię. Była w podobnej kolorystyce co pokój. Szafki z ciemnego drewna, białe blaty, drewniany stół z białymi podkładkami. Łazienka również prezentowała się nienagannie. Duże lustra, prysznic, umywalka i komody. Znajdowały się jeszcze inne pomieszczenia, takie jak na przykład jadalnia, mały gabinet czy sypialnia. Wszystko było idealnie przyszykowane, jakby ktoś tu wcześniej przyszedł i wszystko ustawił. Jak mebelki w domku dla lalek.
Więc zacznijmy zabawę.
~♡ ~
Od jakiegoś czasu siedziałam w sypialni i rozpakowywałam swoje rzeczy. Ubrania już w większości były ułożone w szufladach, a kosmetyki w łazience. Jak się okazało była jeszcze jedna, tylko moja, w tylko moim pokoju.
Wyjmowałam po kolei rzeczy z mniejszej kieszonki walizki. Nagle w mojej dłoni pojawiła się ramka. Odwróciłam ją i ujrzałam tak dobrze znane mi zdjęcie. Byłam na nim 9 - letnia ja, uśmiechnięta i z lodami w ręku. Obok mnie stał mały brunet, również z wystawionymi zębami, wśród których brakowało dwóch i z tym samym słodyczem.
Za nami stała kobieta o identycznym kolorze włosów co nasza dwójka. Mama. Była szczęśliwa. Zdjęcie uwieczniło jeden z niewielu momentów jej życia, w którym można było dostrzec iskierki szczęścia w jej oczach.
CZYTASZ
Deceitful Souls [ZAWIESZONA]
Lãng mạnPo śmierci matki, świat Callie Weston zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni, zdecydowanie nie na lepsze. Ojciec wciągnął ją w nielegalny, rodzinny biznes, a dziewczyna zgodnie z panującymi zasadami, musi przy nim pomagać, a w razie śmierci ojca prz...