III

12K 1K 285
                                    

Minęło kilka minut. Panowała cisza. Wciąż nie podobał mi się fakt, że najbardziej nawiedzone miejsce w całej Anglii jest zaraz za moimi plecami. I tak tylko dodając, nie jestem taką okropną osobą. Nie podobało mi się także to, że część moich przyjaciół jest w środku tego domu, grając w dziecinną grę. Jednak, nie ważne jak dziecinne to było, wierzyłam, że to prawda i jeśli to zrobią, zginą. Z drugiej strony, nie wierzyłam w to i dlatego tutaj siedziałam. Po tym wszystkim, chłopak, którego tak jakby kochałam, właśnie prowadzi siebie i swoich najbliższych przyjaciół prosto na śmierć, a myślenie o nim umierającym rzeczywiście sprawiało, że i ja chciałam umrzeć. Nigdy nie myślałam, że coś takiego może mi się przytrafić, 17-nastoletniej dziewczynie z Newcastle, której nigdy w życiu nie przytrafia się nic ekscytującego. Ale szczerze mówiąc, lubiłam moje życie takim jakim było przed tym. Może i troszkę nudne, ale nudna jest wciąż lepsza niż niebezpieczeństwo. Albo ryzykowanie życia.

Westchnęłam z nudów. Strach w ogóle nie znikł, uspokoiłam się jedynie po tych jakichś 20 minutach, ale wciąż czekałam. Istotnie czekałam tam na to aż prawdopodobnie zmarli ludzie wyniosą stamtąd swoje dupy, ale i tak wariowałam, więc dlaczego by nie poczekać na własną śmierć?

Głośny pisk przeszył moje uszy tak, aż podskoczyłam z miejsca. Nieznacznie odwróciłam się dookoła, przybrałam podejrzliwy wzrok. Drzwi były w połowie zamknięte, ale zdecydowałam je w pełni otworzyć by lepiej widzieć, więc znowu je popchnęłam. Było ciemno w środku, nie mogłam nic rozpoznać. I znowu - inny wrzask. To był głos Georgii tym razem, był wyższy niż ten męski. Usłyszałam jak czerep ceramiki spada na podłogę. Kolejny, inny głos poprzedzany krokami.

- Co do cholery...? - wymamrotałam, byłam rozdarta pomiędzy wejściem do środka i sprawdzeniem moich najgorszych scenariuszy, a pobiegnięciem do domu, dając zginąć moim przyjaciołom.

Ale mogli też po prostu mnie wrabiać, prawda? Bym bała się jeszcze bardziej?

Kolejny krzyk został przerwany w połowie, potem nastała cisza.

Powinnam wejść do środka dowiedzieć się co się dzieje? A jeśli tak jak przypuszczałam, wrabiają mnie albo to zjawa Harolda? Obserwowałam ciemny korytarz przez kolejne kilka sekund zanim moje stopy pokierowały mnie do środka domu jakby były kontrolowane przez coś w środku, coś co było zbyt odważne (przez co byłam pewna, że to nie ja, ponieważ nie posiadam ani jednej malutkiej cząstki, która jest odważna ale nieważne). Bez fleszu z telefonu Natta było tak ciemno, że nie można było się na niczym skupić, ale jakoś poprowadziłam siebie do wielkiego pomieszczenia na końcu. Księżyc lekko oświetlał miejsce, nigdy nie wierzyłam, że to możliwe by świecił tak jasno. Moje serce biło w moim gardle tak, że dokładnie mogłam je usłyszeć (choć byłam pewna, że sobie wyobraziłam ten dźwięk, ale w każdym razie). Obserwowałam wszystko w moim otoczeniu póki nie usłyszałam kroków. Były szybkie, jednak ostrożne, buty lekko uderzały w podłogę. Nadzieja znacznie wzrosła, że są jeszcze żywi. Moi przyjaciele. Że tylko chcieli mnie wrobić. Oczywiście byłabym wściekła, ale cieszyłabym się, że po prostu ze mną są. Że to wszystko to tylko koszmar. Gdy kroki były coraz to głośniejsze, a wkrótce ciężki oddech do nich dołączył, spojrzałam na ciało, które wydawało te odgłosy. Ciało, które być może mnie szukało. Znalazłam go. Był to Ansel, biegł powoli z prawego rozwidlenia schodów, wyglądając jakby starał się być cicho.

- Ansel - powiedziałam z ulgą.

- Shh! - wyrzucił, zakrywając moje usta swoją dłonią gdy był już obok mnie, na środku pomieszczenia.

Był teraz tak blisko, że mogłam to zobaczyć. Wyczuć i posmakować. Jego biały podkoszulek był pokryty czerwonymi plamami, czułam krew na moich ustach. Pokręcił głową błagając gdy zobaczył, że zauważyłam plamy. Jego oczy były nijakie, ale błagały mnie bym była cicho gdy nagle głośny dźwięk uderzył na piętrze. Ansel zacisnął swoje oczy, kręcąc głową i masując szyję, ale wciąż zakrywając moje usta. Jego wzrok nagle znowu wystrzelił do góry. Szukał czegoś w swoich spodniach, ale nie wyglądało na to by mógł to znaleźć - będąc tak cicho jak do tej pory. Ansel powoli zdejmował swoją dłoń z moich ust, pokazują mi bym była cicho i nie wydawała żadnego dźwięku. Schylił się trzymając moją twarz, jego oddech uderzał o moją skórę. Usłyszałam kroki na piętrze. Zbliżały się, a oddech Ansela przyspieszał.

- Telefon jest u góry, gdzieś obok Natta - wyszlochał do mojego ucha - Znajdź go i ukryj. Obiecaj mi, że wyjdziesz stąd żywa.

Jego gorące łzy spadły ocierając się o mój policzek. Moje oczy się rozszerzyły. Czy to naprawdę się działo? Właśnie powiedział mi bym wydostała się stąd żywa. Naprawdę miał to na myśli. Dyszałam szukając powietrza zanim usłyszeliśmy kolejny łomot, tym razem bliżej niż wcześniej.

- Ansel - wydyszałam szukając jego oczu.

Jego niebieskie oczy zniknęły. Była to już tylko bryła strachu i szacunku, nawet jeśli nie mogłam sobie teraz wyobrazić do czego ten szacunek mógł się teraz odwoływać.

- Rose, zrobisz to. Nie grałaś w grę - wyłkał, łzy spływały po jego twarzy.

Pokręciłam głową, zamykając moje oczy na jedną sekundę, a następnie znowu je otwierając. Przestałam oddychać. Naprawdę przestałam oddychać i myślę, że moje serce również przestało bić na chwilę. To było za jego plecami.

- Ansel - wydyszałam, nie chcąc więcej na to patrzeć. Zamknęłam moje oczy zaczynając płakać i mamrotać by został.

Jednak moje słowa niknęły w głośnym wrzasku. Był to głos Ansela, na wprost mnie, przeszywający moje myśli, uszy, sprawiający że niemalże sztucznie oddychałam. Poczułam jak jego dłonie zsuwały się z mojego ciała aż usłyszałam jak jego ciało uderza o podłogę. Nie odważyłam się otworzyć oczu. Z pewnością nie byłam gotowa by zobaczyć co się dzieje odkąd zobaczyłam wystarczającą część tej zjawy chwilę temu. I tak niczego nie mogłam rozpoznać, moje oczy były zbyt mokre od łez. Ale zobaczyłam to, stojące za plecami Ansela i byłam pewna, że stoi to teraz tuż przede mną.

- Rose - zabrzmiał jego chrapliwy głos. Czułam jego rękę dotykająca mojej kostki.

Szybko otworzyłam oczy patrząc w dół, nie przed siebie. Zobaczyłam Ansela leżącego obok moich stóp, wielka kropka pokrywająca biel jego podkoszulka tuż nad pępkiem była kompletnie czerwona. Krwawił, a materiał jego koszulki był rozdarty odkrywając obdarty ze skóry brzuch.

- Kurwa - wymamrotałam, czując potrzebę wyrzucenia z siebie więcej niż to, gdy patrzyłam na niego.

Jego tępy wzrok szukał moich oczu.

- Uciekaj - wyszeptał.

Ansel nie żył.

mirror game - tłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz