Rozdział 1

30 4 2
                                    

PERSPEKTYWA GRANTA
      Głosniej grajta!-zakrzyczał pijany, gruby i wąsaty jegomość. To jego lokal. Przychodzę tu raz w tygodniu, muzyka, tłuste jedzenie, tańce, śpiewy i kobiety. „Żyć i nie umierać”-myślałem.
Usiądź koło mnie- podniosła głos w moją stronę Ida. Jest moją odskocznią od rzeczywistości, jest słodka i pełna młodości.
Wstałem więc i usiadłem obok. Ma na sobie zielono-żółtą sukienkę, lekko ubrudzoną błotem u dołu.
-jak ci się podoba zabawa?- spytałem lekko krzycząc, w gospodzie dziś naprawdę było szalenie głośno.
-świetnie jest! Słyszysz? Zmienili piosenkę. Podoba mi się-złapała mnie za ramie i entuzjastycznie wstała-zatańcz ze mną, mój piękny!

    Tańczyliśmy do białego rana, wciąż starałem się wyrwać z jej ramion i choć chwilę odpocząć na ławie ale nie można odmówić tak urokliwej kobiecie. Spędziliśmy noc razem, tańcząc i bawiąc się w gospodzie a potem uciekliśmy za wzgórze. Zasnęła. Widziałem ze odejdę tym razem bez pożegnania, każdego ranka, gdy tylko słońce pojawi się  na horyzoncie, musimy stawić się w kolejce, krzyknąć gdy wyczytają twoje imię i wypełnić zadanie na dziś.

          Mój giermek, podał mi miecz, srebrny, z pięknymi zdobieniami, i życzył powodzenia. Boli mnie to jak bardzo przy nim udaje chłodnego, ale obiecałem sobie aby nigdy już nie zbliżać się do tych, którzy towarzysza mi w trakcie wypełniania obowiązków dla króla. Dziś mieliśmy zajęcia i ćwiczenia na zawody. Wystartowałem na moim koniu,a spora grupa kadetów ruszyła za mną. Droga nie była długa, ale musieliśmy ćwiczyć jazdę konną ponieważ dużo młodszych kadetów średnio radzi sobie z końmi.
Mieliśmy stawić się w obozie za lasem, tam czekały nas treningi prowadzone przez Okcytriusza. Kiedyś bylem jego giermkiem, teraz nie odzywa się do mnie Ponieważ dostał tytuł generała oddziału Tursis. Cóż za wyróżnienie, zostawiać przyjaciół. Pogodziłem się z losem ale gdy patrzyłem w jego czarne oczy czulem tylko odrazę i niesprawiedliwość.

             Nastał wieczór i dziś znów miałem zamiar wybrać się do wsi. Gdy tylko wszystko w okolicy ucichło, zabrałem skórzaną torbę z rycerską naszywką, przedstawiającą słońce przebite mieczem, dokładnie takim jakim się posługiwałem. W środku była tylko woda, mapa, którą dostałem od mojej matki w dniu gdy razem uciekliśmy z domu od jej męża, mały sztylet i zawinięte w płótno mięso. Wybiegłem z obozu, wsiadłem na mojego ulubionego konia- czarną klacz, nadałem jej imię Wichura, choć u nas zwykle nie nazywano zwierząt. Trafiłem do wioski tuż przed północą, zabawa już była bardzo głośna. Wkroczyłem do środka i pierwszym co nie zastała była Ida, uśmiechnąłem się do niej. Odwzajemniła uśmiech ale wyglądała na poważniejszą niż jest zwykle.
-musimy pogadać, Grant.
-w czym jest problem? Ah przepraszam że wczoraj zostawiłem cię bez pożegnania ale-
-Grant, nie o to mnie chodzi. Bo, no… musimy się poślubić żeby to dalej trwało, tatko czeka aż się mnie spytasz o rękę, nie rozumiem jak możemy tak długo ze soba przebywać i kochać bez tego.
-Ida, ja-tu zamarłem. Była piękna i była naprawdę ważna dla mnie. Ale nie możemy nawet ze sobą rozmawiać. Ida nic o mnie nie wie, widujemy się tylko tu, nocami. Ida jest z tego świata, ja jestem rycerzem a damą mojego serca musi być arystokratka.-ja nie mogę.
-Porostu nie chcesz! Nie kochasz mnie, w ogóle.-nie miała racji. Kocham, ale nie ślepo. Nie mogę także przestać być rycerzem, to było jedyne co obiecałem matce w dniu kiedy trafiłem pod drzwi zamku.
-zejdź mi z oczy Grant. - nie miałem co się z nią kłócić. Miała pełną rację, bawiłem się tylko. Nawet nie zależało mi konkretnie na niej. Chciałem tylko mieć własne korzyści z tej znajomości. Wróciłem do obozu jak tylko szybko mogłem.

Od rana beznamiętnie pracowałem i wykonywałem rozkazy. Myślałem o mojej bezmyślności, czy to ma jakikolwiek sens?
Znów nastał wieczór i wpatrywałem się w mapę. Znów przyglądałem się nieodkrytym wyspom.
Znów zadawałem sobie pytanie: czemu nikt tam po prostu nie popłyną?
Zasnąłem

Future of nations (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz