Grant patrzył na ruiny z niedowierzaniem, czy tak szybko udało im się pokonać potęgę Atlantydy?
A Cordelia patrzyła na ruiny z rozpaczą i wielkim smutkiem w sercu.
Pochodzili z dwóch różnych światów, wpajano im od dziecinstwa różne wartości. Grant jest w głębi bardzo wrażliwym mężczyzną, ale uczestniczenie w obronie kraju dla wielkiej potęgi zmienia ludzi.
Po chwili przypatrywania się spojrzeli się na siebie. Grant próbował wszytko sobie wytłumaczyć. Przecież mieszkańcy Atlantydy mieli w planach ich zabić, a sama księżniczka właśnie stoi przed nim i wcale nie ma złych zamiarów względem niego. Ale ona uważa, że on jest jak to powiedziała… „księciem”
Cordelia pełna nadzieji jest że Grant jej pomoże i stoczą wojnę razem. Ma nadzieje, że Grant powie całą prawdę swojemu narodowi i zakończą wojnę
„Pomożesz mi, Grant?” Spytała
-jak… tobie? Twoi ludzie atakują takich jak ja.
Ja nie jestem magiczny, nie jestem księciem. Powinnismy walczyć
-walczyć…? Tego właśnie chcą ludzie z lądu! Wy nas zaatakowaliście, nie wiesz dlaczego?
-szczerze mówiąc, to nie wiem nic o tym jak to się zaczęło. Czy mogłabyś mi przybliżyć?
I księżniczka zaczęła wyjaśniać:
„Cóż… zaczęło się od tego, że każdy kontynent ma swój atrybut. Dawno temu naszymi światami władało kilku władców. Szczerze mówiąc nie pamietam ich imion, historia jest bardzo nudnym przedmiotem, wole raczej praktyczne zajęcia. Tak czy inaczej, każdy z nich miał cos. U was jest ten kluczyk, podobno już jesteś w trakcie jego poszukiwania. U mnie to trójząb. W innych miejscach ukryte są jeszcze pudełko w kształcie księżyca, pasujące do twojego kluczyka, taki mały sztylecik, lira, łuk z kości słoniowej oraz portret jakiejś nieśmiertelnej panny. Każdy z tych przedmiotów ukazuje część władzy. Podobno w jakiś sposób każdy może się połączyć i stworzy cos pięknego. Cos co przetrwa cale wieki. Twój „król” Trarius, chce je wszystkie teraz zdobyć. Porwał mego ojca aby dostać trójząb. Twoją matkę tez porwali, ale ona wcale nie ma klucza przy sobie.”Grant patrzył na dziewczynę i nie wiedział co myśleć, jak mogli porwać jego matkę, gdy ta wcale nie była nikim kto by się liczył w historii, tak przynajmniej bardzo długi czas uważał
-pomogę ci. Pomogę ci, jeśli uratujemy moją matkę.- powiedział patrząc się Cordelii w oczy, czul się zobowiązany aby jej pomoc, znalazł w sobie odwagę i czul że teraz może dokonać czegoś wielkiego.
Podali sobie ręce
„Grant, mów mi Cordi. Od dziś jesteś moim rycerzem ale i przyjacielem” odrzekła z uśmiechem od ucha do ucha
„musimy znaleźć mapę”-powiedział Grant, wyraźnie zakłopotany tym, że ciągle się upomina, mimo że według niego to niegrzeczne-„no i mojego konika”
Cordi nie odpowiedziała, ale jej wzrok rozpędził wszelkie wątpliwości Granta.***
Następnego dnia wyruszyli szukać obozu z Helstii. Prawdopodobnie mieli obie rzeczy.
Ubiegłej nocy Grant i Cordi wymyślali jakiś solidny plan, który pomoże im na po 1. Odnalezienie Wichury, mapy oraz przede wszystkim klucza (mając na względzie że nikt im nigdy nie powiedział jak ma wyglądać ten klucz, jedynie fala na końcu)
Po 2. Aby nikt nie odkrył faktu, że Grant od dziś będzie pomagał Atlantydzie i jej aktualnym władzom. Chłopak musi znaleźć stabilne i twarde fakty o planach wroga więc musi zbliżyć się do oficerów i generałów. Przede wszystkim musi poznać zamiary króla.Cordelia wręczyła Grantowi kompas wodny. Prowadzi on do najbliższego, takiego samego, kompasu. „Będę tam, gdzie wskazuje igła. On nie pokazuje północy, on pokazuje mnie” powiedziała wręczając. Po czym życzyła mu powodzenia i uścisnęła jego dłoń. Grant Louis Camerson powoli przemieszczał się bliżej lądu. Gdy jego noga staneła na piasku plaży przebiegł w bok lasu, aby inni rycerze myśleli, że Grant był gdzieś daleko w lesie.
Przybył do obozowiska, udawał zranionego. Jego obecność zauważyli strażnicy. Podbiegli do niego pytając „Grancie Louisie, gdzie byłeś? Spisaliśmy cię już dawno na straty.” Grant mimo udawanego bólu uśmiechną się do nich i wyją ze skórzanej torby ciało atlantydzkiej płaszczki. Ta akurat była już dawno martwa, zgineła ze starości, była wymówką Granta na czas nieobecności.
Straż wpuściła młodego księcia i wskazano mu punkt meldunku
„Więc, Grancie Louisie Camersonie… jak usprawiedliwisz fakt, że nie było cię tu aż od pierwszego ataku atlantów?” Spytał Generał. Stał tyłem ale po chwili się odwrócił. To był Generał O. Lepiej Grant nie mógł trafić. Oni znali się bardzo dobrze. Generał miał pełną świadomość kiedy Grant kłamie, kiedy nie.
„Mam opowiadać całą historię… czy tylko krótko opisać” spytał podstępnie.
-wolałbym usłyszeć całą wersję.- nastała chwila ciszy, po czym Grant wziął głęboki wdech.
-Więc, Oktrycjuszu. Wszystko zaczęło się pierwszego września tysiącznego roku, moja matka, Wiona, zrodziła mnie…
-DOŚĆ, GRASZ MI NA NERWACH MŁODY CZŁOWIEKU- gwałtownie z irytacją odparł Oktycriusz.- Boże przenajświętszy, chłopcze. Zachowuj się, albo czeka cie kara. Zaszedłeś mi za skórę. Powiedz mi tylko… albo już nic nie mów. Nie chce cię już więcej widzieć.
-I w tym przynajmniej się dogadujemy, tak jak dawnej Oktycriuszu.- odparł Grant odchodząc od Generała. Oktycriusz kiedyś był szlachetny, jego ciemne włosy zaczęły siwieć, zauważył Grant, był wsparciem dla każdego, był szczodry i pomagał słabszym. Gdyby nie to, jakie pranie zrobił mu król, napewno pomógłby Grantowi w ratowaniu tego co faktycznie słuszne, Atlantydy.***
W tym czasie Cordelia szukała po całym dworze swoich mieszkańców. Potrzebującym proponowała ciepłe miejsce do noclegu, rozdawała jedzenie. „Ojciec byłby ze mnie dumny, jakby to widział” pomyślała. To prawda, byłby.
Nagle przypłyną do księżniczki strażnik powiedział jej, że znaleziono na uboczu przemokniętą mapę podpisaną inicjałami „W. P.”
Wiona Pearl, to matka Granta! Księżniczka odebrała mapę i podziękowała za pomoc. Otworzyła ją i dopisała gdzie znajduje się jaki artefakt, o którym już wspominała. Mapę włożyła do swojej pięknej torebki zrobionej z jakiegoś niebieskiego materiału, kilku mieniących się łusek i muszelek. Dostała tą torbę od brata, gdy miała 7 lat.
Postanowiła zebrać wszystkich ocalałych na placu przed pałacem, wygłosiła tam swoją pierwszą przemowę.
„Moi kochani poddani. Nie mam pojęcia gdzie znajduje się reszta mojej rodziny. Jest mi z tego powodu niezmiernie przykro, tak jak wam. Chce żebyście wiedzieli ze nie jesteście wcale sami w tym wszystkim. Macie siebie nawzajem. Macie mnie, straż, swoje rodziny.
Poznałam ostatnimi czasy księcia Midworld. Pomoże nam, obiecuje wam. Niestety ale w najbliższym czasie jednak bede musiała wybrać się na podróż. Bardzo niebezpieczna, bardzo długa. Poszukamy artefaktów każdego kontynentu. Wiecie… sztyletu, łuku z kości słoniowej, pudełka księżycowego… liry, portretu. Wierze że dacie sobie rade. Władzę przekazuję… Ratsymowi, królewskiemu doradcy.” Ukłoniła się. Bała się, że wszyscy pomyślą, że ta ucieka, że zostawią swój kraj w potrzebuje. Ale ci zaczęli bić brawa, rozumieli.Cordi rozpoczęła przygotowania do wyjazdu. Choć nadal nie była pewna co u Granta, może ich wydał, a wojsko z Helstii już na nich ruszyło. Postanowiła nie zaprzątać sobie głowy takimi zmartwieniami, nic się nie dzieje i trzeba twardo stać na ziemii. Spojrzała na siebie w lustrze. Miała długie, rude włosy. Przeczesała je rękami. Teraz nie jest tylko dzieckiem. Na jej barkach spoczywa los całej Atlantydy, wielkiej potęgi.
„Bądź silna, bądź silna” powtarzała sobie. Po chwili ze zmęczenia zasnęła na swoim wygodnym krześle.
CZYTASZ
Future of nations (Zawieszone)
FantasyW średniowiecznym świecie nastała wojna wszystkich narodów. Młodzi następcy tronów z każdej krainy muszą zjednoczyć swoje siły, pomimo wstępnej nienawiści do siebie. Nie wiedzą że misja ratunkowa niesie za sobą wieczną przyjaźń. Zmierzą się z losem...