-Nessa, jak dobrze cię w końcu widzieć. Tak długo czekałem, że już myślałem, że się rozmyśliłaś.- Uradowany mężczyzna objął mnie, a następnie ruszył w kierunku samochodu.
-Jak ci minęła podróż?-Dosyć spokojnie. Obyło się bez krzyczących dzieci, na szczęście.- Wymusiłam uśmiech. To była długa i męcząca droga w autobusie Falcon, a następnie w samolocie. Na szczęście lot minął wyjątkowo spokojnie, bez wrzasków dzieci i zbędnych turbulencji. Bruce wydawał się naprawdę w porządku człowiekiem, ale nie potrafiłam się cieszyć z wyjazdu. Przed wylotem sporo rozmawiałam z moją rodziną goszczącą, aby ich bliżej poznać. Niekoniecznie mi na tym zależało, ale mój ojciec się uparł, żebym chociaż spróbowała nawiązać z nimi jakąś więź.
-To dobrze. Adeline już szykuje kolacje i William powinien już wrócić z pracy, więc akurat poznasz od razu wszystkich. Richard, twój ojciec wspominał, że to już nie pierwsza taka wymiana.
-Tak, już trochę doświadczenia w tym mam.- Zaśmiałam się nerwowo.
-Kurde jakie masz szczęście, jakbym był w twoim wieku to bym wszystko oddał za taki wyjazd na koniec świata praktycznie. Ja pierwszy raz poleciałem po za Amerykę jak miałem jakieś 22 lata na podróż poślubną z Adeline...- Mężczyzna zaczął opowiadać, ale ja nawet nie świadoma swojego zmęczenia po podróży, usnęłam w samochodzie.
-Jesteśmy. - Powoli otworzyłam oczy, na słowa Bruce'a. Znajdowaliśmy się na działce ze średniej wielkości domkiem pośród wielu palm. Dom z zewnątrz był pomalowany na żółto i posiadał drewniany taras, gdzie znajdowały się rożnego rodzaju rośliny, w szczególności kolorowe kwiatki. Okolica wyglądała bardzo spokojnie i znajdowała się bardzo blisko morza.
-Wejdź do środka, na pewno jesteś głodna.- Podążyłam za mężczyzną i weszłam w głąb posiadłości. Wnętrze było wyposażone w bardzo ciepłe kolory i dużo elementów drewna.-Nesso, jak dobrze, że już jesteś.- Rozłożyła szeroko do mnie ramiona wysoka blondynka koło czterdziestki. To zapewne była Adeline, żona Bruce'a. Kobieta pierwsze wrażenie sprawiała, jako bardzo ciepła i czuła osoba. Takie też wrażenie odczułam przez ostatnie miesiące rozmawiając z nią przez telefon.
-Jak zleciała podróż, kochanie? Siadaj do stołu, pewnie jesteś głodna, przygotowałam rybę.-Dosyć dobrze, bez żadnych komplikacji.- Blado się uśmiechnęłam, gdy nagle usłyszałam czyjeś kroki ze schodów. W jadalni pojawił się wysoki, dosyć przystojny szatyn, był to zapewne William. Z nim jako jedynym nie rozmawiałam przed wyjazdem.
-Cześć, Will.- Rzucił chłopak w moim kierunku, dosyć obojętnym tonem. Byłam już na wielu wymianach i była to dla mnie nowość, że jest ktoś, kto zbytnio nie zwrócił na mnie swojej uwagi. Na tych wyjazdach często było tak, że ludzie traktowali mnie jako atrakcję i osobę, którą trzeba wielbić, jakkolwiek źle to brzmi, ale wynikało to z tego, że rodziny goszczące na siłę próbowały pokazać się w najlepszym świetle, jako idealna rodzinka.
-Nessa, miło mi cię poznać.- Chłopak zbytnio nie zwrócił na to uwagi i usiadł przy stole.
-To jak Nesso...- Zaczęła Adeline.- Chciałabyś coś dzisiaj szczególnego zrobić, coś zobaczyć? Możemy przejść się na spacer po okolicy we czwórkę, jeśli chcesz oczywiście.
-Ja już mam plany.- Odezwał się ponownie chłopak znudzonym głosem.
- Wychodzę na plażę ze znajomymi.-Oo to świetnie się składa. Weźmiesz Nessę ze sobą i pozna okolicę.- Szeroko się uśmiechnęła kobieta. Naprawdę blondynka sprawiała uczucie takiej wesołej i czułej osoby, że ciężko było mi odróżnić, czy jest taka w rzeczywistości, czy teatrzyk się już zaczął.
CZYTASZ
Hawaiian Dream
Teen FictionSiedemnastoletnia Lilibeth Cruise mieszka w dosyć małym miasteczku w Plymouth w Anglii. Jej życie na codzień wyglada normalnie, jest pełne alkoholu, jak to angielskie dzieciaki mają w zwyczaju oraz nudnych mundurków. Jej rzeczywistość zmienia się, g...