Rozdział 6. Czuję się, jakbym był w niebie

1.2K 39 5
                                    

Coś jest nie tak. Minęło południe, a Zacharias do tej pory nie wyściubił nosa z domu.

Może żałuje naszej wczorajszej rozmowy? Tego, że się przede mną otworzył?

Ja też to zrobiłam. Nie pamiętam, kiedy rozmawiało mi się z kimś tak swobodnie, jak z nim. Pierwszy raz, od dłuższego czasu pozwoliłam sobie na opuszczenie gardy i pokazanie skrywanych uczuć. Na dodatek zrobiłam to przed zupełnie obcym mężczyzną.

Może właśnie w tym tkwiło sedno? Łatwiej jest porozmawiać z kimś, kto nas nie zna i nie będzie oceniał przez pryzmat tego, jacy, jego zdaniem jesteśmy.

Próbowałam odtworzyć przebieg wczorajszej rozmowy z Zachariasem, ale nie kojarzę, żebym rzuciła jakąś głupotę. Tysiące myśli przechodzi przez moją głowę. Czuję się skołowana.

Nienawidzę, że zawsze muszę analizować wszystko na milion różnych sposobów. Brak kontaktu z jego strony nie daje mi spokoju. Co, jeśli uznał, że zbyt pochopnie podjął decyzję, aby pomóc mi w spełnieniu marzenia o zostaniu projektantką wnętrz. Jestem pewna, że tego żałuje i dlatego się nie odzywa.

Może powinnam przejąć inicjatywę i do niego pójść?

Nie. Jak będzie chciał, sam do mnie przyjdzie. Nie będę się narzucać. Muszę tylko zająć czymś głowę, żeby przestać o nim myśleć.

***

Minęła dwudziesta, a po mężczyźnie nadal nie ma żadnego śladu. Asaf też przez cały dzień nie wychodził na dwór. Zaczynam się naprawdę niepokoić. Wyjrzałam przez okno. W domu obok dostrzegłam palące się słabe światło. To oznacza, że Zacharias musi być w środku. Oparłam się o parapet.

- A co, jeśli coś się stało? - powiedziałam na głos.

Najlepiej będzie jak pójdę do niego, zapukam grzecznie do drzwi i zapytam, czy wszystko w porządku. Jakby nie patrzeć, można to uznać za sąsiedzki obowiązek. W najgorszym wypadku nie otworzy i pocałuję klamkę.

- No dalej. - poklepałam się po policzkach dla odwagi i wyszłam z domu.

Muszę działać szybko, żebym nie zdążyła się rozmyślić. Weszłam po schodkach na werandę i delikatnie zapukałam do drzwi. Przyłożyłam ucho, nasłuchując dźwięków z wewnątrz. W domu panowała kompletna cisza. Zapukałam raz jeszcze, tym razem nieco mocniej. W odpowiedzi usłyszałam szczekanie Asafa. Zacharias jednak nadal nie otwierał.

Pod wpływem impulsu pociągnęłam za klamkę. Okazało się, że drzwi były otwarte. Mimo wahania, postanawiam wejść do środka. Od razu po wejściu podbiegł do mnie Asaf.

- Cześć piesku, dawno cię nie widziałam. Chyba się przede mną ukrywacie. - pogłaskałam zwierzaka po głowie.

W odpowiedzi Asaf połasił się przez chwilę, po czym wykorzystując, że zostawiłam otwarte drzwi wybiegł na zewnątrz.

Rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu Zachariasa. Leżał skulony na kanapie. Słysząc, że weszłam uniósł lekko głowę i spojrzał w moim kierunku.

- Przyszłaś. - odparł niewyraźnie.

Wyglądał jak siedem nieszczęść. Zmierzwione włosy, załzawione, przekrwione oczy. Podeszłam do blatu kuchennego, na którym leżała sterta leków przeciwbólowych. Wzięłam do ręki pierwsze z brzegu opakowanie tabletek.

- Czy ty zażyłeś przeterminowane leki? - zapytałam z niedowierzaniem.

- A skąd ja mam to wiedzieć. Przecież nie sprawdzałem. - przerwał kaszląc. - Wziąłem co było, byle szybko postawiło mnie na nogi. - dokończył, obracając się na bok, tak, że jedna ręka zwisała mu swobodnie z kanapy.

Ruby's heartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz