Siekiera uderzyła w pień przełamując drewno, którego dwie połówki upadły, pozostawiając kolejny ślad na śniegu.
Zima przyszła tego roku wyjątkowo szybko. Minęło zaledwie kilka dni od dziadów a biała pierzyna już okryła ziemię.
Westchnął w środku. Liczył, że jego matce spodobały się przysmaki jakie przygotował dla niej razem z ojcem. Specjalnie dla niej wykorzystali najlepsze produkty jakie tylko mieli, aby choć po śmierci mogła się uśmiechnąć. Ostatnie lata jej życia nie były najradośniejsze, biedna kobieta opętana przez jakiegoś wyjątkowo podłego demona zaczęła tracić pamięć, z czasem osobowość, własną mobilność i odeszła we śnie, nieświadoma otoczenia. Miał nadzieję, że w koronie drzewa życia było jej lepiej, że już nie cierpiała tak bardzo, że mogła spędzać czas z bliskimi i ukochanymi przez nią ptakami. Uśmiechnął się delikatnie na tę myśl, oby jej dusza zaznała spokoju.
— Co się tak szczerzysz? — pytanie wyrwało go z zamyślenia. Uniósł wzrok na swojego najlepszego przyjaciela, który spoglądał na niego z lekkim zdziwieniem. Znali się ze Scott'em od małego, nawet mieszkali ze sobą, gdy jego ojciec opuścił swoją partnerkę dla innej kobiety. - Ja wiem, że masz tendencję do głupkowatego uśmiechania się, bo przypomniałeś sobie coś śmiesznego, ale myślę, że to nie czas na to. — zmarszczył nieco brwi. Nie był zły, nie był zirytowany, a raczej zaniepokojony, jakby nadciągało niebezpieczeństwo. — Lydia mówiła, że czuje, że zbliża się jakaś tragedia, a ona nigdy się nie myli. — przepowiadanie dziewczyny były brane bardzo poważnie, wszyscy traktowali ją z szacunkiem, podziwiając za niesamowite zdolności. Potrafiła wskazać kogo nawiedzi dziś zmora, a kogo południca, kto jest na końcu swej drogi, a kto zakończy ją przedwcześnie. — Myślę, że może mieć to związek z misjonarzami. — wszyscy w osadzie byli sceptycznie do nich nastawieni, w ich oczach wyglądali jak dziwaki opowiadające o jednym prawdziwym bogu. — Mają przybyć na wiosnę.
Uśmiech Stiles'a opadł na wspomnienie przepowiedni Lydi, szanował dziewczynę jak nikt inny w osadzie i brał za pewne wszystko co powiedziała.
Już chciał chwycić za kolejny kawałek drewna, gdy zorientował się, że nie ma już więcej. Przerzucił siekierę przez ramię.
— Idę do lasu po jakieś drzewo. — powiedział.
— Iść z tobą? — Scott spojrzał na niego zaniepokojonym wzrokiem. Był bardzo opiekuńczym człowiekiem, który był w stanie wskoczyć w ogień dla ważnych mu osób. Więc to oczywiste, że jego natura, kazała mu pójść z przyjacielem, w końcu samotne wędrówki po lesie nie były bezpieczne. Można tam było spotkać wiele różnych, strasznych stworzeń jak strzygi, rusałki albo Leszego.
— Nie trzeba. — machnął ręką. Nie znosił przesadnej troski, czuł się wtedy jak bezbronne dziecko, które nie jest w stanie zrobić nic, oczywiście w drugą stronę to nie działało. Miał w sobie pewien troskliwy instynkt, który kazał mu zajmować się każdym kto był dla niego ważny. — Mówię poważnie. — dodał, widząc nie przekonaną minę drugiego. — Nic się nie stanie, będę blisko. — zapewnił i nie oglądając się więcej za siebie, odszedł w stronę lasu.
— W razie czego krzycz! — zawołał za nim wciąż niepewnym głosem. Jednak Stiles się już nie odwrócił, wchodził już pewnie w bór.
Chciał znaleźć perfekcyjne drzewo. Nie za małe, aby drewna starczyło, ale też nie za duże, aby nie było problemu z jego ścięciem.
Im dalej szedł, im drzewa stawały się większe i gęstsze, tym większy strach zaczął budzić się w jego piersi. Z każdą sekundą nagie gałęzie coraz bardziej odbierały dostęp do światła, pozwalając na panowanie ciemności, która wywoływała nieprzyjemne dreszcze na plecach.
CZYTASZ
Wielki Zły Wilk | sterek
FanfictionMyślał, że umrze, że jego gardło zostanie rozerwane przez ostre wilcze kły, jednak tak się nie stało. Zwierzę okazało się wyjątkowo delikatne. Ciekawe co kryło się pod tą grubą warstwą, czarnego futra. Jakie skrywa sekrety? Jakie jest jego serce? I...