||TW - W książce opisane są sceny tortur. Jeżeli masz słaby żołądek nie czytaj!||
Pod budynkiem DOJ’u zbierało się coraz więcej ludzi, żądających wejścia do środka.Wbiegali na siebie, przekrzykiwali, starali się staranować jeden drugiego, by nawet na chwilę spojrzeć przez szklane drzwi budynku, co dzieje się w środku. Według oficjalnych doniesień prasy i stron informacyjnych, akurat dziś miała odbyć się rozprawa sądowa byłego sędziego głównego, który przez ostatnie kilka miesięcy uznawany był za zamordowanego. Zdziwieniem więc było, gdy miasto dowiedziało się o procesie przeciwko martwemu Gillowi Tea. Ostateczną wersją, którą usłyszano, było to, że Gill został porwany, zamordowany i znaleziony w mieszkaniu jednego z największych przestępców w Los Santos. Z tego względu ujęli go i tym samym doprowadzili do jego kary śmierci. Kary, która miała się odbyć publicznie, ale nigdy do owej nie doszło, Dlaczego? Aresztowany znikł z celi i tak ślad po nim zaginął. Nikt nie wiedział, czy sam uciekł, czy pomagały mu osoby trzecie. Mógł ukrywać się dosłownie wszędzie. Mógł kryć się gdzieś na Sandy, mieszkać w domkach w lesie, albo na terenie altruistów, do których nikt nie jeździ, bo nigdy nie ma po co. Możliwości było wiele, za wiele. Nikt nawet nie rozpatrywał wersji, że przestępca mógłby ukrywać się pod fałszywym imieniem i nazwiskiem tylko po to, żeby jeszcze przez moment cieszyć się wolnością, poza kratami więzienia, póki nie stawi się na osąd w dzień jego śmierci. Śmierć miała być bolesna i wryta w pamięć każdego z mrocznej widowni. Miała być szokująca, niemoralna i, przede wszystkim, ostrzegająca innych przestępców przed tym, co może się z nimi stać w niedalekiej przyszłości i że nikt w tym zatęchłym mieście nigdy nie jest bezpieczny i bezszelestny, jak wiatr. Cała scena mordu była przygotowana już kilka godzin wcześniej. Tuż w centrum miasta stała szubienica. Wichura i ulewa, rozciągająca się nad miastem tego dnia rozwiewała linę na prawo i lewo, jakby nie mogła się doczekać chwili, kiedy będzie użyta. W całej historii Los Santos, to był pierwszy raz, kiedy wystosowano taką karę. Niestety. Winny zbiegł, a lina znów rozpoczęła swoje długie, prawdopodobnie wieczne, czekanie, aż znów ktoś jej będzie potrzebować. Ostatecznie przybrano wersję, że zbiegły nie żyje i taką wersję poznał każdy mieszkaniec. I tak miało zostać.
Do teraz.
Mijały kolejne, długie minuty. Tłum ludzi sukcesywnie wparował do środka budynku sądu z pytaniami i krzykami. Ochrona nie radziła sobie kompletnie z uspokojeniem chmary dziennikarzy, reporterów i zwykłych ludzi, którzy dali ciekawości wygrać bitwę ze zdrowym rozsądkiem. Mimo wielu, nakładających się na siebie myśli, pośród nich słychać było jedno, zgodne pytanie. To, które każdy chciał zadać i usłyszeć satysfakcjonującą odpowiedź. ‘’Co się stało z Gillem? Dlaczego on żyje?’’. Przecież jeszcze pamiętają jego pogrzeb, na który zbiegło się całe miasto. Media rozdmuchały temat na kilka miast, a pod jego grobem co noc dokładano nowe znicze i kwiaty. Każdy pamięta ten dzień. Ten jeden dzień, kiedy na wyspie zapadła niekomfortowa cisza. Nikt nie ważył się przytoczyć tematu jego tajemniczej śmierci. Dlaczego ktoś chciał go zabić? Dlaczego akurat w tym mieszkaniu go znaleziono? Czy ma to jakieś powiązanie ze sprawą? A może złapali nie tego i teraz niewinna osoba traci życie? Czy można było załatwić to w inny sposób albo poszukać więcej śladów? To nie mogło być takie proste. Nie mogło być podane, jak na talerzu. Gdzieś musiał być haczyk, który został tak łatwo przeoczony, a co chwila ktoś patrzył w jego stronę. Był na wyciągnięcie ręki. A mimo to nikt nie odważył się wystawić dłoń w ciemność. Bo nikt przecież nie wie, czy w ciemności nie kryje się bestia, która tylko pogorszy sprawę. Po co się wychylać? Przecież łatwiej jest iść na skróty i zamknąć to wszystko rozprawą, która zakończy się prawomocnym wyrokiem. Tylko czy łatwiej jest później usnąć z tak ciężkim i obrzydliwie plugawym sumieniem? Na to pytanie raczej nikt nie odpowie. Bo nie chce. Bo nikt, o zdrowych zmysłach, by się do tego nie przyznał. Lepiej chować to w szufladzie za milionem innych spraw, żeby sama się przedawniła. Ludzie z czasem zapomną. A oni znów będą mogli zrujnować innym życie.
CZYTASZ
Winny, Niewinny [Montanha x Erwin] ONESHOT
FanfictionPod budynkiem DOJ'u zbierało się coraz więcej ludzi, żądających wejścia do środka.Wbiegali na siebie, przekrzykiwali, starali się staranować jeden drugiego, by nawet na chwilę spojrzeć przez szklane drzwi budynku, co dzieje się w środku. Według ofic...