IV

215 25 18
                                    

1

Do jedynego salonu fryzjerskiego we wiosce udało mi się dotrzeć, zanim górna część tarczy słońca przekroczyła horyzont. Ciężko było posądzać mnie o talent w strzyżeniu, widocznie jednak Monomie i innym wystarczyło to, że byłem w tym sumienny i starałem się najlepiej jak mogłem.

Strzyżenie przeniesionych do wioski bohaterów nie było konieczne - miało u nas raczej charakter kocenia. Dzięki niemu w pierwszych dniach łatwiej było odróżnić nowych. Nie mieliśmy nakazu golenia ich całkowicie na łyso, bo nasze fryzury, cóż... wystarczająco rzucały się w oczy. Naprawdę nie byłem w tym za dobry, Ichikawa, z którym często to robiłem też nie.

Wcześniej salon należał do starszej pani, która na emeryturze dorabiała sobie strzyżeniem swoich znajomych z wioski. Przerobiła jedno z pomieszczeń gospodarczych na niewielki salon i przyjmowała w nich swoich klientów. Ona także na czas wojny musiała opuścić swoje miejsce zamieszkania, więc Monoma szybko wykorzystał istniejący budynek.

Razem z Ichikawą weszliśmy do salonu przez zaplecze. W pomieszczeniu panował półmrok.
Z tyłu głowy miałem, że za ścianą czeka on - Kacchan, co przyprawiało mnie o szczeniackie bicie serca. Próbowałem wykazać się sprytem i zawczasu przygotować w głowie kilka możliwych scenariuszy naszej rozmowy - która musiała w końcu nadejść - ale za każdym razem natrafiałem na mur, moje myśli plątały się i musiałem zaczynać od nowa.

Ten dzień był jednym z najgorszych dni w moim życiu. Zemdlałem, miałem sen z Bakugō, później w realu zdradziłem Bakugō z Kaminariem, widziałem zmasakrowane zwłoki Shinsō, Monoma najprawdopodobniej odeśle mnie w przeciągu tygodnia do stolicy, po tym nastąpiła propozycja Denkiego, a na końcu okazało się, że Bakugō został przeniesiony. Odczuwałem każdy możliwy rodzaj spięcia i chociaż chwilowo Kacchan miał w tym największy udział, to na widok Ichikawy przypomniałem sobie o mojej rozmowie z Monomą. Gniew zagospodarowany wyłącznie dla niego zapłonął. Podszedłem do łysego chłopaka i szarpnąłem za rękaw koszuli, którą miał na sobie. Musiałem wyjaśnić jedną sprawę.

– To wasza sprawka. Twoja i Akiego – syknąłem przez zaciśnięte zęby. – Dosypialiście mi czegoś wczoraj do kolacji.

Ichikawa westchnął i obrócił się do mnie. Stanęliśmy ze sobą twarzą twarz, on jednak patrzył się na jakiś punkt nade mną.

– Udowodnij – stęknął znudzony.

– Wczoraj wieczorem kręciliście się przy mnie na kolacji. Zagadywaliście mnie, byliście dziwnie mili. Monoma pokazał mi dzisiaj badania, które wykazały, że w mojej krwi od wczoraj krążyło jakieś świństwo.

Ożywił się sztucznie.

– Odurzałeś się, Midoriya? – parsknął śmiechem. Zdenerwowałem się jeszcze bardziej.

– Dosypialiście mi czegoś! – sprecyzowałem dobitniej.

– A ja ci mówię, że nic ci nie dosypaliśmy – Spojrzał na mnie lekceważąco. – Słowo przeciwko słowu.

— Powiem Monomie...

– Nie uwierzy ci – przerwał mi. – Naprawdę,  lepiej sobie daruj.

Zaniemówiłem. Coś kryło się w tonie jego głosu, aroganckiej postawie, że poczułem się zrównany do parteru. Mój wybuch raczej go rozbawił, niż zmartwił. Nie czuł się w żadnym stopniu zagrożony.

– Skończyłeś, Izuku? To świetnie. A teraz bierzmy się do roboty, bo chciałbym jak najszybciej stąd wyjść.

Miałem ochotę ciągnąć dalej kłótnie, ale w ostatniej chwili ugryzłem się w język.

Falling down | BakuDekuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz