Rozdział 16

47 1 2
                                    

Kiedy chodziłam do przedszkola zazdrościłam rówieśnikom najnowszych kredek czy plecaka z Barbie. Mimo, że mój nie był wcale gorszy. Im większa byłam tym zaczęłam zazdrościć coraz większych rzeczy, aż dotarłam do momentu, w którym było mi niesamowicie przykro, że nie mam normalnej rodziny tak jak reszta dzieci. Zazdrościłam im kochających się rodziców, bo w moim domu mogłam liczyć tylko na krzyk i płacz. Nie byłam najszczęśliwszym dzieckiem z tego powodu. Nie byłam też najgrzeczniejsza bo próbowałam zwrócić uwagę rodziców złym zachowaniem.

W późniejszych latach. Kiedy przyszły pierwsze miłości poznałam inny rodzaj zazdrości. Niszczący. Zazdrość w miłości potrafi uściślić więzi lub całkowicie je zniszczyć.

U mnie zawsze występowała tylko pierwsza opcja.

Zamknęłam za sobą drzwi wejściowe i przekręciłam klucz w zamku. Położyłam karton na stole. Sięgnęłam do szafki po talerze. Ułożyłam porcelanę na pudełku. Wyciągnęłam dłoń, aby sięgnąć po szklanki, ale zatrzymał mnie telefon. Dźwięk przychodzącej wiadomości w mojej kieszeni. Wyciągnęłam urządzenie z dresów. Dwie wiadomości od Shane'a. Oparłam pośladki o blat i odblokowałam ekran. Weszłam na czat z brunetem.

Od Shane: Zostawiłaś w moim samochodzie.

Od Shane: przesyła zdjęcie.

Otworzyłam załącznik. Poczekałam aż zdjęcie się załaduje, w głowie przeklinając wolny Internet. W końcu fotografia się ukazała, a ja poczułam jak grunt osuwa mi się spod nóg ze wstydu. Przyglądnęłam się dokładnie zdjęciu czarnej foli.

Przeklęty Cameron. Kiedyś go zamorduję.

Przebiegłam krótki odcinek do holu. Miałam w sobie iskierkę nadziei. Maleńką, złudną iskierkę nadziei. Wyszukałam w szafie kurtkę, którą miałam na sobie dzień wcześniej. W końcu złapałam ramoneske w swoje ręce. Rozsunęłam prawą kieszeń. Pusta. Odsunęłam suwak lewej. Pusta. Z dziurą.

Gumka wypadła mi z kieszeni.

Prezerwatywa. Wypadła mi. W samochodzie Shane'a.

Kurwa.

Włączyłam z powrotem telefon i wystukałam najgłupszą wiadomość jaką mogłam.

Do Shane: to nie moje.

Od Shane: to czyje? na pewno nie moje.

Od Shane: ja używam XL.

Wpatrywałam się w wiadomość.

Nie wierzę. Nie. On tego kurwa nie powiedział.

Do Shane: w twoim schowku widziałam XS.

Produkują w ogóle takie kondomy?

Czułam jak moje policzki robią się gorące. Powinnam uciąć od razu tą rozmowę, a nie pajacować i brnąć w tą coraz bardziej upokarzającą mnie rozmowę.

Od Shane: chcesz się przekonać?

Wytrzeszczyłam oczy. Boże. Mogłam w ogóle nie odpisywać.

Schowałam telefon do kieszeni. Podeszłam do barku. Muszę się napić. To na trzeźwo nie przejdzie. Otworzyłam półkę. Wyciągnęłam pierwszą z brzegu otwartą whisky. Upiłam spory łyk i odłożyłam butelkę do reszty kolekcji tego alkoholu. Skrzywiłam się na nieprzyjemne palenie w moim gardle. Zapasem tego trunku w moim domu można by napoić nie jedną armię.

Ułożyłam na kartonie również dwie szklanki i butelkę soku. Pudełko na pizze służyło mi jako taca. Poczłapałam po schodach na piętro. Nogą otworzyłam uchylone drzwi do pokoju. Spojrzałam na rozłożoną na łóżku Amber. Postawiłam całość na biurku. Przyjaciółka nie zwróciła nawet na mnie uwagi. Leżała na plecach trzymając telefon w górze i stukając coś na klawiaturze. Nalałam do szklanek soku. Wyciągnęłam szkło w stronę blondynki.

Fallen [16+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz