Opierając podbródek na dłoni, wpatruję się w błękitne płatki kwiatu. Jego brązowa łodyga ukorzeniona w doniczkowej ziemi, wygina się energiczne we wszystkie strony świata. To zjawisko było tak dziwne że kompletnie przestałam słuchać wywodu Profesor Perry, w końcu nie na co dzień widzi się tak fascynującą roślinę. Wykrzywiam usta w uśmiechu gdy kwiatek nagle prostuje łodygę, by następnie wygiąć się w moją stronę i zastygnąć w bezruchu. Przez moment ogarnia mnie dziwne uczucie, jakby ów błękitne płatki wpatrywały się we mnie, z nieodgadnioną intensywnością. Czy to w ogóle możliwe?
Nieświadomie podnoszę dłoń, gdy nagle moje ciało ogarnia chęć dotknięcia tej że roliny, a gdy moje palce niemal stykają się z błękitnymi płatkami, ktoś chwyta mój nadgarstek. Podskakuję wystraszona i odwracam się szybko do sprawcy.
-Nie radzę - napotykam rozbawione spojrzenie soczycie zielonych oczu. Otwieram usta w zdziwieniu.
-Huh?
-Chyba ktoś tutaj nie uważa na zajęciach - chłopak o brąz czuprynie uśmiecha się, ukazując urocze dołeczki w policzkach. Puszcza mój nadgarstek więc cofam szybko dłoń - To Scorpiak, jest zabójczo piękny - przenoszę spojrzenie na roślinę, która znów zaczęła wić się na długiej łodydze - I równie zabójczo potrafi kąsać.
Otwieram szerzej oczy, zdając sobie sprawę ze swojej nieodpowiedzialnoci. W tej chwili nie potrafię zrozumieć jak mogłam aż tak nie uważać na zajęciach z Zielarstwa, gdzie mamy styczność z przeróżnymi, niebezpiecznymi roślinami. Przejeżdżam dłonią po policzku i rozglądam w około. Podłużne pomieszczenie przypominające szklarnie, było całe otoczone przeróżnymi roślinami (od tych najmniejszych, po naprawdę ogromne ), a zapach kolorowych kwiatów i rozłożystych drzewek koił przyjemnie nozdrza. Duży prostokątny stół ustawiony był na samym środku, otoczony dookoła uczniami z mojego rocznika. Wszyscy, bez wyjątków mieli na sobie rękawice ochronne oraz zwykły szkolny mundurek, składający się z białej koszuli z kołnierzykiem i długimi rękawami, szarego swetra oraz czarnych spodni dla panów i czarnej spódnicy wraz z podkolanówkami w tym samym kolorze, dla pań. Zielarstwo to dodatkowy przedmiot który wybrałam, a że odbywa się z samego rana o 7 - jestem tu sama. Dla Cassie i Jane była by to katorga wstawać o tak wczesnej porze, natomiast Olivia woli bardziej...kształcące zajęcia.
-Dziękuję - zwracam się do chłopaka który; jak się okazuje, wciąż mi się uważnie przygląda.
-Nie widziałem Cię tu wczeniej - mówi, a ja zakładam kosmyk blond włosów za ucho i przyglądam się ich zniszczonym końcówkom. Już dawno powinnam je podciąć, jednak wciąż brakowało mi na to czasu.
-Cóż...zaczęłam naukę trochę w późniejszym terminie.
-No kochani! - Profesorka nagle klaszcze w ręce - Łapiemy za próbke, i ostrożnie ściągamy trochę soku osadzonego pod płatkami - Pośpiesznie łapię rękawice i zaciągam je na dłonie - Ostrożnie Dowd! - Pyzaty osiemnastolatek odskakuje od rośliny - Nie chcemy chyba aby Cię ukąsiła, nie jest to zabójcze u tak młodych roślin, jednak paraliż na dwa dni gwarantowany - Niemal od razu jego twarz robi sie czerwona. Przyciąga bliżej siebie dłonie, które jeszcze chwile temu omal nie dotknęły rośliny, i z nieukrywaną odrazą spogląda na nią. Znowu inna dwójka uczniów z porozumiewawczym uśmiechem wymienia spojrzenia. Nie trudno się domyleć, co knują. Ukąszenie tej roliny było by idealnym sposobem, na opuszczenie zajęć.
-Sebastian Crow - szatyn wyciąga w moją stronę rękę a ja czuję niemiłe wypieki na policzkach.
-Rose Meade - odwzajemniam gest i ponownie patrzę w jego zielone tęczówki. Czuję się nieco dziwnie, ponieważ jest to pierwsza osoba która nie pyta o mój póniejszy przydział do szkoły.
CZYTASZ
Irdorath
FantasyOsuwam się na kolana. I Krzyczę. Krzyczę, jak jeszcze nigdy w życiu nie krzyczałam.