Rosen nie wiedziała co się z nią dzieje, ani jak do tego doszło, że stała się tym...czymś.
Jej matka miała rację. Teraz jedyne co może zrobić to umrzeć albo zawalczyć o siebie.
16-letnia dziewczyna musi walczyć ze światem i przetrwać bez domu, sama.
Nikt jej nie pomoże,
Nikt nie zadba o to, żeby miała co zjeść,
Nikt jej nie wysłucha,
Nikt się do niej nie zbliży...
Stała się potworem...
Przyjaciele dziewczyny uciekli i nie odzywali się do niej. Pomimo tego co jej zrobili dla niej dalej byli jej przyjaciółmi. Chociaż zaczynała trochę wątpić, czy powinna ich tak nazywać.
Las, obok którego przechodziła, to był ten sam las, w którym kilka dni wcześniej doszło do tego wszystkiego.
W momencie, gdy została ugryziona, jej życie przestało być normalne.
Teraz miała w sobie chęć mordu.
Paznokcie dziewczyny zamieniły się w szpony, a oczy zmieniły kolor na...jasnoniebieski, naturalnie ma brązowe.
Drzewa grały swoją melodię, która była znana tylko mieszkańcom lasu.
Rosen pomimo połowicznej przemiany, zachowała ludzki umysł — panowała nad sobą. Nie rzucała się do biegu, nie atakowała ludzi w oddali.
Nastolatka wiedziała, że nie może dalej przemierzać ulicą — w końcu ją ktoś zobaczy i może się to źle skończyć. Las byłby bezpieczniejszy, mogłaby się ukryć przed wzrokiem ludzi i nie musiałaby się bać tego jak wygląda.
Każdy następny krok był dla niej nową myślą. Pojawiły się u niej wyrzuty sumienia.
Gdyby nie poszła na tą przeklętą imprezę, gdyby się na nią nie zgodziła, albo zaproponowałaby coś innego...
Nie doszłoby do tego.
Chociaż z drugiej strony, gdyby ona nie poszła, a jej przyjaciele stwierdziliby, że i tak się wybiorą na skraj lasu...
To trafiłoby na kogoś z nich.
Rosen zauważyła grupkę ludzi idącą w jej kierunku. Nie zauważyli jej jeszcze, jednak dziewczyna była pewna, że gdy ją zobaczą -uciekną, a może i zaczną wydzwaniać na policję czy inne służby.
Korzystając z tego, że byli zajęci rozmową i śmiechami wskoczyła w las i zaczęła biec.
Rana na ręce dalej się nie zagoiła, więc przy każdym uderzeniu gałęzi i najmniejszym ruchu bolała jeszcze bardziej, a krew z każdą chwilą zalewała rękę jeszcze bardziej.
Tak naprawdę nie było pewności czy brunetka jest wystarczająco daleko od drogi, jednak taka odległość musiała wystarczyć. Przynajmniej na razie.
Słyszała ich. Przechodzili w miejscu, gdzie jeszcze chwilę temu stała. Nie wiedziała, dlaczego ich słyszy. W zasadzie to teraz zorientowała się, że słyszy wszystko. Każdy ruch.
Przemiana nadal nie była dopełniona, dalej nad sobą panowała, jednak coraz mniej.
Im bardziej zdawała sobie sprawę, CZYM się stała, tym bardziej postępowała przemiana.
Siedziała pośrodku lasu, sama.
Teraz z jej oczu leciały łzy. Tak bardzo nienawidziła siebie jako...wilkołaka.
Obserwowała swoje ciało. Przemiana postępowała coraz bardziej, nie wiedziała, jak może to zatrzymać. O ile może...
Nagle usłyszała wycie. Takie samo, jak tamtego dnia.
Podniosła się szybko z suchej ziemi i nasłuchiwała. Nie wiedziała, z której dokładnie strony nadbiegało.
Następne wycie, to jednak było inne. Rosen rzuciła się do biegu centralnie przed siebie. Słyszała następne wycia, nie były one jednak takie jak pierwsze, które usłyszała tej nocy.
Każde następne było przepełnione większym bólem i cierpieniem.
Między tym wszystkim były też takie, które wywoływały u dziewczyny chęć odwrotu, jednak z jakiegoś powodu tego nie zrobiła.
Biegła przed siebie, jakby to, co się dzieje w środku lasu, dotyczyło też jej.
Trafiła na polanę. Zamiast pięknej polanki, która byłaby obsypana liśćmi — zobaczyła obraz makabryczny.
Na niewielkim wzniesieniu stała grupa ludzi, mieli łuki. Nie wyglądali na miło nastawionych.
Natomiast w dole doliny było stado wilkołaków...i pełno krwi.
Większość z nich była ranna, a ich kompani odciągali ich w głąb lasu, niestety sami przy tym musieli ucierpieć. Nie dało się uniknąć tego deszczu strzał.
Rosen nie wiedziała, co powinna zrobić. Była sama, a tam na polanie byli jacyś niebezpieczni ludzie i wilkołaki, które mogą ją zaatakować. Nie była w bezpiecznej pozycji.
Gdy kolejny wilkołak został trafiony, Rosen cofnęła się o krok i zakryła usta ręką. Trafiony zmiennokształtny był poważnie ranny.
Podczas gdy przyjaciel zbierał go z pola bitwy, rozległ się mocny i stanowczy ryk.
Ostrzeżenie.
Łucznicy wypuścili ogromny deszcz strzał — jeszcze większy niż poprzedni.
Wilkołaki skuliły się na polanie, próbując osłonić swoich rannych przyjaciół czy też próbując ujść z życiem. Kilku z nich próbowało też zaatakować łuczników ogniem, jednak nie udało im się to.
Strzały miały trafić watahę, gdy nagle pojawiło się coś dziwnego.
Ogień, który osłonił ich przed ciężkimi ranami i śmiercią. Strzały po prostu się spaliły.
Łucznicy zaskoczeni obrotem spraw zaprzestali ataku, a wataha, korzystając z okazji, zaczęła uciekać z rannymi. Jednak kilku z nich rozglądało się dookoła.
Trafili wzrokiem na Rosen, która opuszczała właśnie rękę. Wzrok miała wbity w ziemię.
Łucznicy zauważyli reakcje wilkołaków i podążyli wzrokiem na wzniesienie, gdzie znajdowała się dziewczyna. Naciągnęli strzały na cięciwach...
Deszcz strzał ruszył w jej stronę.
Podniosła głowę i spojrzała w stronę, z której nadchodził atak. Strzały spłonęły, jak poprzednio, a ona zaraz po tym ruszyła w stronę agresorów.
Nie zabijała, ale mocno raniła i parzyła ich ciała.
Część z nich uciekła, a część próbowała stawiać się dziewczynie.
Nie była jednak sobą, działałaby obronić.
Pomimo że zachowała ludzki umysł, miała świadomość — walczyła.
W końcu po agresorach nie było już śladu. Zostali tylko ranni, którzy stracili przytomność.
Za kilka godzin i ich tu nie będzie...
Rosen stała tyłem do polany, gdzie zebrała się spora ilość wilkołaków.
Czuła ich obecność i wzrok, jednak bała się obrócić.
Chciała rzucić się do ucieczki, jednak pewien mężczyzna nie mógł jej na to pozwolić...
CZYTASZ
Rose Fire || Ognisty Wilkołak [W TRAKCIE PISANIA I POPRAWEK]
WerewolfOpowieść o dziewczynie, która stała się wilkołakiem. Nastolatka zostaje wyrzucona z domu i przygarnia ją pewna nietypowa rodzina, która zresztą sama zgotowała jej taki los. Rose musi podjąć ważne decyzję i stawić czoła nowemu, niebezpiecznemu życiu...