Stukot obcasów niesie się echem, gdy Sion przemierza całą długość holu, mijając główną recepcję. Siedząca za ladą kobieta, najwidoczniej nowa na stanowisku, rzuca jej zaciekawione spojrzenie i już ma otwierać usta, aby coś powiedzieć, ale wtedy dostrzega w jej ręku identyfikator.
Rozlega się charakterystyczne piknięcie bramek, gdy Sion przykłada laminowaną kartę do czytnika i popycha biodrem metalowe skrzydło, aby przejść na drugą stronę. Ciężkie westchnięcie pomieszane z jękiem wylatuje z ust młodej kobiety, gdy ta dostrzega, że wszystkie windy jak na złość są zajęte.
Dochodząc do jednej z nich i naciskając duży, okrągły przycisk, Sion zerka na zegar wiszący na przeciwległej ścianie i czuje, jak krew odpływa z jej twarzy. Była świadoma, że jest spóźniona, ale nie aż tak – wskazówki na srebrnej tarczy pokazują godzinę jedenastą, więc to nic dziwnego, że windy są zajęte. Zapewne, teraz każdy wraca do pracy po pierwszej przerwie, podczas, gdy ona dopiero dociera na miejsce.
Sion w końcu pozwala sobie na wypuszczenie powietrza, które cały czas wstrzymywała i gdy wchodzi do windy, od razu podnosi wzrok, aby spojrzeć na samą siebie w lustrze. Cyfry pokazujące piętra, które mija winda, przesuwają się leniwie na niewielkim ekranie nad drzwiami, niemal za wolno i młoda kobieta obserwuje je w skupieniu w odbiciu lustra.
— Cholera jasna — mamrocze nagle Sion, zauważając rozmazany tusz do rzęs na dolnej powiece. — Nie dość, że musiałam wyłazić z własnego samochodu jak jakiś złodziej, to jeszcze to!...
Stojący na parkingu, przed budynkiem firmy, Austin Mini Cooper zwraca uwagę nie tylko swoją karoserią w odcieniu pastelowego różu, ale również i tym, jak krzywo i źle jest zaparkowany. Sion sama nie wie, jak do tego doszło. Nie pamięta, czy straciła panowanie nad kierownicą czy być może skręciła w nieodpowiednim momencie; pamięta jednak, że z auta musiała wychodzić stroną pasażera, ponieważ drzwi od strony kierowcy zdołały się otworzyć na ledwo kilka centymetrów.
Nie mając czasu na konkretne poprawianie makijażu, Sion dotyka opuszkiem palca języka, a potem delikatnie pociera miejsce na dolnej powiece, pozbywając się rozmazanej maskary. Kobieta prostuje się w tym samym momencie, w którym winda się zatrzymuje na jej wybranym piętrze, a drzwi leniwie się rozsuwają z irytującym dźwiękiem dzwonka.
Kiedy tylko Sion wychodzi na korytarz, jej wzrok od razu trafia na kręcącego się przy automacie do kawy Kaeho. Tak, jakby mężczyzna wyczuwał jej obecność, odwraca się w jej kierunku, unosząc do ust kubek z gorącym napojem. Z jego ust wylatuje cichy, niski gwizd na widok przyjaciółki, a ona przewraca oczami, kręcąc głową.
— No, kochana — zaczyna Kaeho, skanując Sion wzrokiem od stóp do głów. — Tylko ponad trzy godziny spóźnienia, ale za to jak wyglądasz!... — dodaje mężczyzna i tłumi śmiech, gdy młoda kobieta zatrzymuje się tuż przed nim, rzucając mu polemizujące spojrzenie.
— Nie dobijaj mnie, proszę — poleca Sion, a poddanie jest wymalowane na jej twarzy. — Jak się obudziłam, to już było po ósmej... a weź zjedz, weź się naszykuj? Kto ma na to czas?! — pyta młoda kobieta, żywo gestykulując, gdy ponownie rusza z miejsca, równym krokiem z Kaeho.
—To rzeczywiście miałaś ciężki poranek — kwituje mężczyzna i Sion mruży oczy, gdy słyszy w jego głosie nutkę rozbawienia. — Dobrze, że w ogóle się zjawiłaś. W środku nie jest za wesoło.
Sion marszczy brwi, a po chwili je unosi. Żywa ekspresja na jej twarzy zdradza pierw zainteresowanie, potem zdezorientowanie, które chwilowo przeobraża się w strach, gdy młoda kobieta uświadamia sobie znaczenie słów przyjaciela.
— Nie mów mi, że Dyktator robił obchód? — pyta Sion, sięgając jedną ręką, aby ścisnąć przedramię Kaeho.
— Nie, na całe twoje szczęście nie — odpowiada mężczyzna, wolną dłonią przeczesując krótkie, tlenione włosy. — Jest zbyt zajęty opłakiwaniem strat i nieprzychylnych opinii, aby przejmować się tym, kto jest w biurze, a kto nie — dodaje Kaeho i ponownie powstrzymuje śmiech, gdy zauważa szczere przerażenie w oczach Sion.