ROZDZIAŁ IV

10 3 105
                                    

— Zamierza pan spędzić cały ten czas w gabinecie? Nie robiąc nic?...

W innym przypadku, śmiały ton lokaja rozbawiłby Malakaia i sprawiłby, że brwi mężczyzny uniosłyby się w pytającej manierze. Tym razem jednak, Malakai jest zbyt zajęty zajadaniem się ciastem marchewkowym, aby zwrócić pełną uwagę na stojącego przy drzwiach kamerdynera. Mężczyzna odchyla się jeszcze bardziej w dużym, obrotowym fotelu i poprawia oparte o biurko nogi, rozchylając złączone w kostkach stopy, aby w końcu spojrzeć na lokaja.

— Na to wygląda — odpowiada zdawkowo Malakai, nabijając na widelczyk kolejny kawałek. — Z jakiej cukierni to ciasto? — pyta mężczyzna, unosząc sztuciec, aby ze szczerym zainteresowaniem przyjrzeć się wypiekowi.

— Kucharz... sam je upiekł, panie Sivan — odpowiada lokaj, wzdychając ciężko, gdy Malakai z ostentacyjnym mlaskiem zaczyna przeżuwać następny kęs. — Panie Sivan, to moja skromna uwaga, ale ma pan naprawdę sporo pracy i szkoda by było ją odkładać na później, na ostatnią chwilę...

— Wiesz, co jeszcze by było szkoda? — mówi Malakai, przerywając kamerdynerowi. — Jakbyś ty stracił swoją pracę, więc lepiej, gdybyś do niej wrócił — dodaje mężczyzna, z pomrukiem kończąc jedzenie ciasta.

Lokaj wygląda na zakłopotanego i chwilowo, nawet nieco przerażonego wizją skupienia na sobie gniewu pana domu. Mimo niepewności, mężczyzna w odświętnym fraku występuje na przód i zbiera tackę oraz talerz po cieście, zostawiając na biurku filiżankę kawy, której Malakai jeszcze nie wypił.

Z ust gangstera wylatuje głośne westchnienie, które zostaje zagłuszone przez kliknięcie zamka, gdy lokaj w końcu wychodzi i zostawia go samego. Odchylając do tyłu głowę, Malakai opiera ją o zagłówek fotela i przymyka oczy. Początkowo, myśli o Gurumie i o tym, że z załatwieniem pewnych spraw schodzi mu dłużej niż obiecywał.

Następnie jednak, gdy promienie słoneczne wdzierają się do środka gabinetu przez szczeliny w żaluzjach i kładą się światłem na twarzy mężczyzny, rozświetlając ciemność za jego powiekami, Malakai widzi czerwień i od razu, w jego głowie pojawia się obraz jednej osoby o imieniu, którego brzmienie kształtuje jego następny oddech.

— Ach, Sion... — wzdycha ciężko Malakai, cmokając pod nosem. — Ile bym dał, aby cię teraz zobaczyć — dodaje mężczyzna.

To, ile czasu Malakai spędza na myśleniu o młodej kobiecie, powinno być dla niego powodem do zmartwienia. Mężczyzna myśli o niej w najbardziej przypadkowych momentach, nawet wtedy, gdy sam tego nie oczekuje. Sion pojawia się w jego umyśle znikąd, wyobrażenie jej ognistych włosów przed jego oczami przyćmiewa wszystko inne i czasem, przypomina mu pociągnięcia farby na renesansowym obrazie którejś z greckich bogiń.

W oczach Malakaia, każda kobieta jest specjalna. Każda kobieta ma w sobie piękno, które on stara się dostrzec przy pierwszym, rzuconym spojrzeniu i mimo ogólnego zachwytu samą egzystencją kobiet, Malakai wciąż wraca wyobraźnią do kształtu figury Sion i tego jak patrzyła na niego spod powiek i gęstych rzęs, przypominających mu skrzydła motyla.

— Mężczyzno, ty puchu marny — mamrocze Malakai, sięgając jedną z dłoni, aby trącić się w policzek i oprzytomnieć.

Wyciągając jedno z ramion, Malakai sięga do jednej z szuflad i gdy ją odsuwa, na jego twarzy pojawia się krzywy uśmiech. Chwytając lotki w dłoń, mężczyzna od razu znajduje wzrokiem zawieszoną na drzwiach tablicę i mrużąc wzrok, Malakai zaczyna celować rzutką, chcąc trafić od razu w sam środek. Trafia jednak w panel obok, zdobywając tylko czternaście punktów, na co mężczyzna reaguje nieznacznym grymasem.

Kiedy Malakai przymierza się do rzucenia kolejną lotką, do jego uszu docierają zbliżające się kroki na korytarzu i po chwili, mężczyzna słyszy pukanie do drzwi. Wzdychając ciężko, Malakai przez chwilę zastanawia się, czy odpowiedzieć, ale gdy pukanie powtarza się raz jeszcze, mężczyzna przewraca oczami.

LUST CYPHEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz