— Kaeho nie kłamał — mamrocze pod nosem Sion, pocierając czoło. — Nic, ale to nic nie mogę o nim znaleźć!...
Firmowa stołówka okazuje się być niezbyt idealnym miejscem na to, aby zbierać materiały i spisywać wszelkie, dostępne informacje na temat czegokolwiek i kogokolwiek. Gdy Sion tu przyszła, mając czas wolny po skończeniu edycji jednego z poprzednich artykułów, pomieszczenie było niemal puste i kobieta z satysfakcją zajęła najwygodniejsze miejsce, tuż przy jednym z okien.
Strzepując okruszki po kokosowych ciastkach z dekoltu, Sion odchyla się w fotelu i wypuszcza powietrze, nie mogąc się skupić. Na stołówce pojawia się coraz więcej ludzi, którzy schodzą na przerwę, a ich głosy i śmiechy nakładają się na siebie, niosąc się echem.
— Witaj, przodowniku pracy!...
Sion nawet się nie prostuje i nie przenosi wzroku na Kaeho, który podchodzi bliżej sprężystym krokiem. W jednej dłoni trzyma swój identyfikator na smyczy, kręcąc nim jak lassem, a w drugiej pudełko ze śniadaniem i uśmiech nie schodzi mu z twarzy, gdy zajmuje miejsce naprzeciwko Sion.
— To przez ciebie! — mówi nagle Sion, prostując się jak struna, aby wycelować w przyjaciela oskarżycielski palec. — Wpadłam jak śliwka w kompot!...
— Cóż, nikt nie mówił, że będzie łatwo — odpowiada Kaeho, wzruszając ramionami i nonszalancko otwiera pudełko śniadaniowe.
Na ekranie laptopa widnieje otwarty dokument z akapitem tekstu na niecałe pół strony i zdaje się, że nawet jakby Sion fizycznie wyjęła ze swojej głowy mózg i wycisnęła z niego resztę swojej wiedzy, do tego pożal się Boże artykułu dopisałaby może ledwo dziesięć słów. To nawet nie starczy na ciekawostkę, myśli Sion, przeskakując pomiędzy otwartymi kartami wyszukiwarki internetowej.
— Mnie to zastanawia, jak ty tę robotę zdobyłaś, skoro nawet wody lać nie umiesz? — pyta nagle Kaeho, wypychając policzki zwiniętym w rulon omletem. — Gadaj. Co o nim znalazłaś?...
— Sivan Malakai — zaczyna Sion, splatając dłonie, gdy skupia się na spisanych informacjach. — Przedsiębiorca, filantrop, czy też może zwykły gangster? Tajemniczość jego osoby jest fascynująca, a zarazem przerażająca, że tak niewiele wiadomo o tak wielkim nazwisku — kontynuuje kobieta, modulując swój ton do treści czytanego tekstu.
Kaeho mruży oczy i reaguje na prezentację potencjalnego artykułu niskim pomrukiem, przeżuwając jedzenie. Opiera twarz na uniesionej, zwiniętej pięści i gdy bierze kolejny kęs, porusza nieco nadgarstkiem ręki, w której trzyma widelec.
— Może wspomnij ile ma lat? Jego status miłosny? To chyba będzie najbardziej interesowało kobiety — poleca Kaeho, sięgając w stronę kubka z kawą Sion, na co młoda kobieta lekko uderza go w grzbiet dłoni.
— No, mnie też to interesuje — cedzi Sion przez zęby, wyraźnie poirytowana. — Sęk w tym, że nie mogę tego znaleźć! Nic więcej nie jest o nim nigdzie napisane!...
Zapewne, Malakai Sivan ma jakiś powód dla którego ceni sobie tak dużą prywatność. Jednakże, zważając na jego pozycję i biznes, jakim zarządza, człowiek spodziewałby się, że mężczyzna chciałby pozostawać w centrum uwagi. Wiadomym jest, że ma pod sobą jeden z największych portów w kraju i cały zysk z eksportu ropy naftowej z jego prywatnej ziemi idzie do jego kieszeni.
— Myślisz, że jak idzie, to zostawia za sobą ścieżkę pieniędzy? — pyta nagle Sion, zamyślając się. — Dlaczego jest takim widmem? Eksportuje ropę na niemal cały kraj, a nawet nie wiadomo ile ma lat?...
— Pojawił się na rynku dwadzieścia lat temu, więc musi mieć chociaż cztery dychy na karku — oznajmia Kaeho, drapiąc się po policzku. — Zapewne, musi też być przystojny — dodaje mężczyzna, puszczając oczko do Sion, która wzdycha i kręci głową.