Rozdział 8

802 86 9
                                    

*Nayeli*

Postanowiliśmy wyjść z pensjonatu, kiedy tylko na zewnątrz się uspokoi. I tak zrobiliśmy. Ulice były kompletnie zasypane, ale miałam nadzieję, że dość szybko je odśnieżą, żebym później mogła jakoś wrócić do domu. Zaśmiałam się głośno, gdy z drzewa spadł śnieg prosto na Colby'ego. Szybko się z niego otrzepał i chwycił moją dłoń, gdy dostrzegł, że źle mi się szło. Wszyscy siedzieli jeszcze w domach, więc zakupy poszły nam bardzo sprawnie.

Od razu po wejściu do domu jego mamy zdjęłam buty i wzięłam od niego jedną siatkę, którą położyłam na stole.

– Powiedziałeś mamie, że tu jesteśmy?

– Czekaj, zadzwonię do niej – powiedział, gdy zdjął czapkę i rozpiął kurtkę. – Ale zimno... Zaraz zrobię herbatę.

Włączył głośnomówiący i położył telefon na stole, żeby się na spokojnie rozebrać. Wpatrywałam się w niego nieprzerwanie, słysząc dźwięk sygnału. Nawet gdy mnie na tym przyłapał, nie odwróciłam od niego wzroku.

– Tak, Colby?

– Mamo, jestem u ciebie w domu.

– Okej? I? To nic nowego. – Usłyszałam jej cichy głos i jakiś drugi w tle, jednak nie zrozumiałam, co ta druga osoba powiedziała. – Jestem w szoku, że mnie o tym informujesz.

– Nayeli Jensen mi kazała.

Otworzyłam usta, patrząc na niego zdziwiona. Nie spodziewałam się, że powie o tym tak prosto z mostu. Jego mama nie miała przecież pojęcia, że się spotkaliśmy.

– Czekaj, Nayeli?

– Mhm, jest tu ze mną. Chcemy coś upiec.

– Dzień dobry – przywitałam się.

– Pogodziliście się? To przecież cudownie! Mną się nie przejmujcie. Prędko do domu nie wrócę.

– Mamo...

– Tylko mówię. Ale jak już coś pieczecie, to zostawcie mi!

– Na pewno pani zostawimy – powiedziałam miło, obserwując Colby'ego, który zaczął wyciągać zakupy, żeby nie marnować czasu. – Miłej zabawy!

– Wzajemnie dzieciaki. Nie pozabijajcie się tam. I nie spalcie mi domu! Colby dobrze wie, gdzie jest gaśnica.

– Nie spalimy. Do widzenia, pani Holt.

– Do widzenia. Colby, napiszę do ciebie, jak będę wracała.

– Okej – mruknął i wywrócił oczami. – Narka – rozłączył się i spojrzał na mnie. – Wybacz...

– Uwielbiam ją.

Już w sklepie postanowiliśmy, że upieczemy babeczki, a Colby uparł się, żebyśmy wzięli też posypkę w kształcie serduszek. Nie zamierzałam się z nim kłócić, dlatego od razu wrzucił je do naszego koszyka.

Uśmiechnęłam się do niego, gdy ubrał fartuszek, a drugi założył mi na szyję. Odwróciłam się, żeby mi go zawiązał i przeszedł mnie subtelny dreszcz, gdy przypadkiem dotknął moich pleców.

– Gotowa? – Zapytał cicho, odsuwając się nieznacznie. Kiwnęłam lekko głową. Wiedziałam, że moje policzki kolejny raz się zaróżowiły, dlatego odwróciłam od niego wzrok. – Tylko mów mi po kolei, co mam robić.

– Dobrze.

Postanowiliśmy wszystko sobie przygotować na wyspie kuchennej i szturchnęłam go biodrem, żeby zrobił mi więcej miejsca. On prawie nie drgnął, co mnie nie zdziwiło. Był postawnym, umięśnionym mężczyzną.

Miłość o zapachu cynamonu | short storyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz