—Korki z Biologi?! Burczał do Siebie pod nosem zażenowany Will —Nie umiesz kłamać, naprawdę. Blondyn westchnął głęboko.
Chłopak zrobił kółko po szkole, nie mógł się pozbyć tej bladej twarzy sprzed oczu. Jego piękne ciemne włosy spływające na jego wielkie brązowe oczy.. Jego miniaturowa postura sprawiała że Will chciał go uchronić. Jakby każdy podmuch wiatru mógł powalić na ziemie chudego nastolatka. Na samą myśl o nim blondyn nie mógł się powstrzymać od uśmiechu. Ale z jakiegoś powodu go unikał.. Może dlatego że przy nim czuł się jak totalny debil? Nie mógł się normalnie wypowiedzieć, normalnie niczego zrobić?
Ścisnął w dłoni karteczkę, zamierzał ją włożyć. Tym razem czarno włosy powinien już wyjść. Wyjrzał zza zakrętu, droga wolna. Podszedł do szafki niższego po czym zaczął grzebać w plecaku...
————————————•———————————
Di Angelo szedł ścieżką w lesie. Powoli robiło się ciemno, śnieg opadał mu na czarną czuprynę. Nie mógł tego ukryć, był zawiedziony. Myślał że coś się wydarzy, ale po co robił sobie nadzieje? Chłopak jego marzeń miał go zaprosić na imprezę? Do tego przedsięwzięcia potrzebne było DUŻO szczęścia, a jak wcześniej powiedzieliśmy, pawie wcale go nie miał. Kopał kamienie, słuchając muzyki która zwykle poprawiała mu humor.
Po kolejnych 10 minutach, przekręcił zamek w drzwiach. Wszedł cichutko, niemalże nie zauważalnie. Zajrzał do salonu, siedział tam. Jego ojciec był dosyć zapracowanym człowiekiem, Nico często pragnął by miał dla niego więcej czasu. Ich rozmowy zwykle ograniczały się do „jak tam w szkole" czy „pogadamy jutro synku, tato jest dzisiaj bardzo zmęczony".
Di Angelo to rozumiał, przecież nikt nie mówił że praca w najsławniejszym zakładzie pogrzebowym będzie łatwa. Chociaż jest szefem, ciągle gdzieś jeździł. Rzadko kiedy był w domu, a kiedy był to albo spał albo oglądał telewizje. Idealna relacja ojca z synem.
Czarno Włosy był często sam, większość jego rówieśników nazwało by to błogosławieństwem. Lecz nie on, marzył o ojcowskiej miłości jak nikt inny, ale znowu tak się składało że Nico'wi nie dopisało szczęście. Chłopak na palcach poszedł do kuchni i nasypał sobie kakaowych chrupek do miski po czym nalał mleka. Wzdrygnął się gdy usłyszał w głowie głos chłopaka.
„Nie możesz wiecznie żywić się Mc-Donaldem i płatkami. Mogę Ciebie nauczyć trochę gotować, co ty na to?"
Nico'wi zrobiło się ciepło na twarzy. Stłumił to jednak i złapał miskę. Skierował się do siebie do pokoju, szedł wolno korytarzem.
Nagle zatrzymał się. Uchylił lekko drzwi pokoju naprzeciwko. Pokój jak pokój, był utrzymany w jasnych barwach, biurko stało uporządkowane, łóżko pościelone. Duże okno na końcu pomieszczenia było uchylone, co sprawiało że firanki poruszały się lekko na wietrze.
Di Angelo poczuł uścisk w żołądku. Kolejna złudna, najbardziej nieprawdopodobna nadzieja jaka jeszcze się w nim tliła. Powrót Bianci. Nie wiedział dlaczego, nie pozwolił ojcu wyrzucić żadnej z jej rzeczy co poskutkowało tym że wszystko zostało tak jak było czekając na powrót starszej córki Di Angelo.
Nico wszedł do środka i zamknął okno. Przejechał ręką po nienaruszonej pościeli, ciagle pachniała nią, chociaż minęły prawie 4 lata od jej śmierci. Jakby jej duch ciągle tu zamieszkiwał.
Czarno włosy prawie że wybiegł z pokoju swojej siostry. Znowu te słone łzy pchały mu się do oczu, za każdym razem jak tam wchodził zawsze się to tak kończyło. Z impetem otworzył drzwi od pokoju i postawiwszy miskę na biurku, walnął się na łóżko.
CZYTASZ
|Martwa Walentynka|Solangelo|One shot|Mortal Au|
Fanfic12 luty... Cała szkoła pęka w szwach od kochanków, odrzuconej miłości. Czuć w powietrzu różne emocje, smutek, złość, radość.. Odrzucenie. Ten odór Nico rozpoznałby prawie wszędzie. Nie może zliczyć ile razy tego doświadczył, wiec oczywiście i w tym...