Prolog

29 0 0
                                    

     Cały świat spowija paleta szarych, przechodzących w czerń, rozmazanych barw.
    
   Jest mi zimno i duszno za razem. Chyba mam dreszcze. Nie mam pewności, bo czuję się wyczerpana i jestem ledwie przytomna. Całe moje ciało jest bezwładne i nieposłuszne. Słyszę jedynie swój świszczący oddech oraz głosy.

Nie uciekniesz....

Nie ucieknę. Mam wrażenie, że coś ciągnie mnie w dół. Chcę zasnąć, ale nie pozwala mi na to strach.
   Upiory spod łóżka, których tak się obawiałam, upominały się o mnie i przybrały o wiele groźniejsze kształty.
   Otwieram usta, by coś powiedzieć: wezwać pomoc, zapytać mamę, co się dzieje, ale nie mogę. Wszystkie słowa wypowiedziane w mojej głowie na zewnątrz stają się ciszą.
   - Nie próbuj krzyczeć i z tym walczyć złotko - mówi jeden z mężczyzn. Ten sam, który zaaplikował mi zastrzyk, po którym tak mnie zamroczyło. - Nie dasz rady, a ratunek nie nadejdzie, więc będzie łatwiej, jeśli utkniesz sobie drzemkę. - Uśmiecha się i mruga do mnie, ale nie wygląda przy tym ani trochę przyjaźnie.
   -Uzgodniona suma - przemawia drugi i wciska w ręce mojej mamy jakąś kopertę. - Znasz zasady. Nikogo nie powiadamiaj, a jeśli pojawią się jakiekolwiek podejrzenia, wymyśl tyle bajeczek, ile zdoła stworzyć twój zaćpany umysł. - zbliża się do mamy tak blisko, aż ta wpada na ścianę, a jej dłonie trzymające podarunek zaczynają drżeć.
   
    Nie róbcie krzywdy mnie i mamusi.

- Lepiej dla ciebie, żeby nie powiązali nas z jej zniknięciem - dodaje ten pierwszy, zerkając na mnie. Jego ciemny strój prawie stapia się z pochłaniającym mnie powoli mrokiem. Wszystko jest zamglone, a w czaszce odczuwam potworne kłucie.
- Nikt nie będzie jej szukał, a ja nie zmienię zdania. Wystarczająco długo utrzymywałam bachora, którego nigdy nie powinno być - zapewnia prędko rodzicielka, a ja czuję się coraz bardziej zagubiona.

Co się dzieje?
Czy mamusia znowu się na mnie rozzłościła?

- Poza tym, gdzie może mieć gorzej niż tutaj? - jeden z nich wybucha śmiechem - Załatwiliśmy jej miejsce u nowej rodzinki. Jeśli będzie grzeczna, niczego jej nie zabraknie - zwraca się do mnie, a jego zimne spojrzenie przeszywa mnie niczym lodowate macki. Później znów spogląda na mamę, pochyla się w jej stronę i szepcze coś na ucho.
     Ona tylko gwałtownie nabiera powietrza i potakuje.
     Panika ściska mi gardło. Chcę się wyrwać, ale moje ręce i nogi nadal są odrętwiałe.
- Jaka matka sprzedaje własne dziecko bez mrugnięcia okiem? - ubrany na czarno mężczyzna obwiązuje moje kończyny jakąś liną, a później bierze mnie na ręce.

Nie! Zostawcie mnie! Nie dotykajcie!

Słowa to tkwią gdzieś z tyłu, ale nie wychodzą z moich ust.
- A kogo to, kurwa, obchodzi? - ten drugi zbiega ze schodów i wyjmuje z kieszeni telefon komórkowy.- Przecież to nie pierwszy i nie ostatni raz. Jesteś nowy i naiwny. Tym światem rządzą banknoty i zdolność budzenia strachu, a on ma jedno i drugie.

On? Kto?

- Nie zaszłam w ciążę, bo marzyłam o założeniu szczęśliwej rodziny. Bezdzietne małżeństwo zapłaciło mi za urodzenie dziecka - prycha mama. - Ale wycofali się, kiedy przyłapali mnie na piciu. Jakby kilka kieliszków wina albo wódki mogło upośledzić im dziecko. - brzmi jak wtedy , gdy wpada we wściekłość, na kilka sekund przed tym, jak wymierzy mi karę. Zbije mnie.
   Kule się w sobie i chcę ją przeprosić. Obiecać, że się poprawię. Byleby tylko mnie broniła. Nie oddawała.
- Co teraz?
- Kilka słów na pożegnanie z córką, która zarobiła dla ciebie na górę prochów i hektolitr alkoholu? - rzuca jeden z mężczyzn kpiącym głosem.
- Mam nadzieję, że będziecie mieli z niej więcej pożytku niż ja przez te lata.
     Później już jej nie widzę. Drzwi trzaskają, a ja zostaję sama z dwoma nieznajomymi.

Nie zostawiaj mnie, mamo! Nie zostawiaj mnie!

     Powieki mam ociężałe, jestem coraz bardziej zamroczona i zaczyna mi szumieć w uszach. Na chwilę wszystko staje się jakby tłem, a odgłosy, które docierają, są przytłumione. Odległe.

- Suka - dobiega mnie głośne przekleństwo jednego z mężczyzn.
- Masz z tym jakiś problem? - jego towarzysz wydaje się zdumiony. - Myślałem, że ty...
- Mogę przestrzelić komuś łeb w sekundę, ale sprzedać własne dziecko bez najmniejszych skrupułów to wyższy poziom okrucieństwa. Przynajmniej według mojej prywatnej skali. - po tych słowach wyjmuje coś spod ciemnej kurtki. Na jego nadgarstku połyskuje srebrny zegarek, a pod nim widzę tajemniczy tatuaż. Jego palce zaciskają się na... na pistolecie?
   
      Wiem, bo już widziałam taki u jednego z przyjaciół mojej mamy. Tego, który przynosił jej jakieś proszki. Mówili wtedy, że do leki. Martwiłam się. Bo nie chciałam, żeby moja mama była chora.

- Co za różnica? - odszukaj rodzinie drugi z mężczyzn i wtedy zaczynają mnie przenosić. - stawiam 1000 dolców, że ona zaćpa się w ciągu najbliższych dni z tej radości.
   
     Gdy wychodzimy z klatki schodowej, w moje oczy uderza rażące światło latarni. Oślepia mnie, a obrazy przede mną znów zamieniają się w wirujące plamy.

Chcę wrócić do domu.

- Zaćpa, a ty tego dopilnujesz.-rozkazuje ten z bronią, kiedy zatrzymujemy się przy czarnym jak otaczająca nas noc w samochodzie. -  Obserwuj okolice przez tydzień. Wątpię, żeby to blokowisko narkomanów podniosło jakiś alarm bo jej zniknięciu, ale lepiej mieć pewność. Jasne?- nie czekając na odzew, wsiada do samochodu i odpala silnik.
- Pewnie - mówi drugi mężczyzna i zwinnym ruchem wciska się na tylne siedzenie ze mną na kolanach. Zapala małą lampkę pod sufitem.- Jak tam mała?- koncentruje na mnie wzrok. Znowu się do mnie uśmiecha i gładzi mnie po włosach, ale się nie uspokajam. Zaciskam powieki, ale mimo to łzy moczą mi policzki - Spokojnie. Niebawem obudzisz się w lepszym miejscu.
   
      A jednak ta obietnica okazuje się fałszywa, bo trafiam do prawdziwego piłka na ziemi.
   
A kilka dni później poznaje samego Diabła...

Niewolnica Mafioza Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz