Rozdział 1

9 3 12
                                    

Dwa lata później

Obudziło mnie pukanie do drzwi. Starałam się je zignorować, ale pukanie się nasiliło.

- Zbieraj się młoda! - zawołał zza drzwi Michael - Za pięć minut wyjeżdżamy.

Zerwałam się z łóżka jak poparzona i pobiegłam do toalety. Szybko przemyłam twarz i zobaczyłam swoje odbicie w lustrze. Moje długie, brązowe włosy były teraz całe poplątane, a worki pod oczami nie dodawały uroku. Zignorowałam to i ruszyłam do szafy, z której wzięłam pierwsze lepsze ubrania. Padło na moją ulubioną bluzę i czarne leginsy.

- Mia, śniadanie! - zawołała mama.

- Idę!

Zbiegłam po schodach, chwytając plecak.

Na dole przywitała mnie kobieta ubrana w marynarkę i koszulę zapiętą pod samą szyję. Jej włosy były idealnie uczesane, a uszy zdobiły złote kolczyki. Jak zawsze wyglądała perfekcyjnie.

Na stole było dużo jedzenia, które wyglądało naprawdę smacznie i żałowałam, że nie mam czasu go spróbować. Wzięłam jabłko z miski, spotykając się z groźnym spojrzeniem matki.

- Znowu nic nie jesz?! Po co ja robię te jedzenie?!

Zignorowałam ją i wybiegłam z domu na podjazd, gdzie czekał na mnie Michael. Zniecierpliwiony obracał kluczyki do motocyklu przechadzając się po naszym podjeździe.

- No w końcu! Zaraz się spóźnimy - powiedział, wsiadając na motocykl.

Po kilku minutach dojechaliśmy do szkoły. Miałam jeszcze trochę czasu, więc poszłam do automatu, żeby kupić coś do picia. Wybór był prosty - kawa. Skoczyłam jeszcze szybko do mojej szafki, przy której stała moja przyjaciółka Sophie. Jej kręcone rude włosy rzucały się w oczy z daleka, a zza okularów spoglądały na mnie zielone tęczówki.

- Już się bałam, że nie przyjdziesz! - powiedziała, przytulając mnie.

- Gdyby nie Micheal to pewnie tak by było - odpowiedziałam, obserwując jej reakcję.

Sophie zawsze lubiła mojego brata, kiedyś się w nim trochę podkochiwała. Zapewniała mnie, że to nic takiego i nie chciałaby z nim być, ale jej oczy mówiły coś innego za każdym razem, kiedy na niego patrzyła.

Rozmawiałyśmy jeszcze chwilę i gdy brałam łyk kawy, zostałam przez kogoś szturchnięta. Brązowy napój wylał się na moją jasną bluzę. Pomyślałam, że to przypadek, ale wtedy zobaczyłam Jessie. To córka naszego nauczyciela biologii, pana Jeffersona. Zawsze towarzyszy jej siostra bliźniaczka, Tiffany. Obie są niemal identyczne, ale Jessie charakteryzuje pogardliwy wyraz twarzy, kiedy na mnie patrzy. Obie spacerują przez korytarz jakby były szkolnymi gwiazdeczkami.

- Uważaj jak chodzisz! - krzyknęłam.

Jessie zlustrowała mnie wzorkiem i prychnęła.

- Ups, nie zauważyłam cię - rzuciła słodkim głosikiem.

- Co za szmata! - wyszeptała Sophie i pociągnęła mnie w stronę łazienki.

Próbowałyśmy zmyć plamę, ale niestety nie schodziła. Wtedy usłyszałyśmy otwierane drzwi i do łazienki weszła siostra bliźniaczka Jessie, Tiffany.

- Naprawdę mi przykro za Jessie.

Posłałam z Sophie porozumiewawcze spojrzenia.

- Ta jasne - powiedziałam i pociągnęłam przyjaciółkę do wyjścia.

Tiffany była lepsza od Jessie, ale i tak nie pałałyśmy do siebie sympatią. Przecież osoby, które wyglądają identycznie nie mogą się od siebie tak bardzo różnić.

Lekcje przybiegły spokojnie, chociaż zadali nam mnóstwo pracy domowej. Na lunchu pan Jefferson długo się na mnie gapił, nie mam pojęcia, o co mu chodziło. Może bliźniaczki powiedziały mu o sytuacji z rana, w końcu jest ich ojcem. Z tego, co widziałam mieli całkiem dobrą relację, czego im bardzo zazdrościłam. To nie tak, że mój tata jest zły, ale jest często nieobecny ze względu na pracę. A jak już jest w domu to nie zwraca na nas większej uwagi. Tęsknię za dzieciństwem, kiedy tworzyliśmy razem zgraną rodzinkę, do czasu pewnego incydentu, który zmienił nasze życie.

Sophie wyrwała z zamyślenia, szturchając mnie w bok.

- Co?! - syknęłam.

W odpowiedzi wskazała na okno w stołówce, gdzie zrobił się tłok. Popatrzyłyśmy się na siebie i zerwałyśmy się z miejsca. Kiedy przedarłyśmy się przez tłum naszym oczom ukazał się starszy widok. Ujrzałam wysokiego szatyna z rozczochraną fryzurą ubranego na czarno. Obok niego stał Sam. Poznałam go po jego czapce. Pamiętałam go z czasów, gdy jeszcze chodził do naszej szkoły.

Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić w polu widzenia pojawił się pan Jefferson z Jessie. Rozdzielił chłopaków, którzy się okładali. Właśnie wtedy zauważyłam twarz drugiego chłopaka. To był Nathan. Najlepszy przyjaciel mojego brata i stały bywalec w naszym domu.

- Ale jazda! - szepnęła Sophie, zajadając się swoimi chipsami.

Przytaknęłam jej głową.

- Chcesz jednego? - dodała, podstawiając mi paczkę pod nos.

Posłałam jej karcące spojrzenie po czym wróciłam wzorkiem do wydarzeń zza okna.

- Nathan przestań!!! - usłyszałam głos Jessie.

Ktoś parsknął w tle, ale został szybko uciszony.

- Znikaj stąd Sam! To nie jest już twoja szkoła! - krzyknął pan Jefferson.

Miał rację, ponieważ Sam został wyrzucony w tamtym roku. Nie widziałam go od tamtego czasu, więc bardzo zdziwił mnie widok jego i Nathan, kłócących się. W końcu byli kiedyś nierozłączni.

-Jessie do szkoły! A ty młody człowieku - wskazał na Natana - do gabinetu dyrektora!

Obserwowałam tę scenę z zapartym tchem. Wtedy Nathan odwrócił głowę i nasze spojrzenia się spotkały. Nie spodziewałam się, że w jego szarych oczach ujrzę tyle emocji.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 10 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Rozpędzone serca Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz